Strony

niedziela, 18 lutego 2018

Od Rahelii do Naix'a

Pora była coraz późniejsza, wychylonych kielichów coraz więcej. Młoda elfka kończyła właśnie piąty, a może czwarty już zamówiony trunek. Cała tawerna zdawała trząść się w posadach, a ludzie wirować wraz z nią. Za każdym razem gdy ktoś uchylał drzwi wejściowe, do środka wpadało mroźne powietrze zwiastujące nadejście chłodniejszych dni. A im zimniej będzie, tym więcej ludzi zacznie odwiedzać tawerny i różnego typu zajazdy. Będzie bardziej tłoczno, to z pewnością. A im więcej ludzi tym więcej rabunków... To oznaczałoby łatwy zarobek. Stosunkowo prosto złapać niedoświadczonego rzezimieszka, który pierwszych ofiar szuka w gwarnych karczmach, opływających często stęchlizną i wonią piwa. 
Adrenalina buzowała w żyłach elfki. Nie siedziała już na swoim miejscu. Nie podsłuchiwała rozmowy z sąsiedniego stolika. Zdążyła nawet zapomnieć z jakiej winy ktoś chciał pozbawić kogoś innego przyrodzenia. Krążyła wśród tłumu, zaczepiała zadziornie klientele, wymieniała się drobnymi plotkami z państw. Śmiała się z nie śmiesznych żartów, wykonała nawet kilka tańców z różnymi ludźmi. Cóż... Pchało ją do rzeczy, których nie powtórzyłaby w tym miejscu na trzeźwo. Pewnie nawet i prywatnie by ich nie zrobiła. Ba! Śmiała się wcześniej z ludzi, których ponosiło do tego stopnia. A teraz sama zdążyła wykonać też ze dwa niezbyt grzeczne tańce, całowała się z kilkoma mężczyznami... Przeczyła własnym ideałom. 
Nagle tawerna okazywała się niezwykle dużym miejscem. Niczym wielki świat, który należałoby zwiedzić w całości. Drewniane deski skrzypiały nieustannie, jednak w gwarze nie dało się tego słyszeć. Elfka nieumyślnie zbliżała się do miejsca, od którego zaczęła się jej wędrówka. Stół z kilku osobową kompanią wciąż trzymał na sobie przebity sztyletem list gończy, za jakimś łotrem. To jednak nie istotne. W pobliżu powstawała właśnie sprzeczka. 
Nimfetka uderzyła w kogoś, kto właśnie wstawał od jednej z ław. Upadła na jakiś stolik. W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na biały błysk. Bardziej zdawał się ją uprzytomnić dźwięk toczącego się po podłodze kamiennego przedmiotu. Jakby cały alkohol nagle opuścił jej organizm... 
Błyskawicznie sprawdziła swoje kieszenie. Nie. Sakwa również nie. Pusta. Spojrzała za swoją zgubą. Znalazła ją pod stopą rosłego krasnoluda. Kobieta patrzyła uważnie. Miała wrażenie, jakby cały świat nagle zwolnił, kiedy mężczyzna podnosił kamień. Jej ostatnie zlecenie właśnie miało zawisnąć na włosku. W tym momencie praca, która wydawała się być skończona już kilka dni temu, teraz zdawała się niemal rozpoczynać od nowa. Dziewka stanęła do pionu zauważając łakome spojrzenie krasnoluda na błyskotce. 
- Oddaj. - Warknęła ponuro. 
Towarzystwo co najmniej kilku bliżej znajdujących się osób zdawało się uciszyć. Patrzyli na rozgrywającą się scenę. Zawsze to jakaś dodatkowa rozrywka do obejrzenia. Niby takie akcje były równie normalne co wschody i zachody słońca, jednak widownia wciąż chętnie obserwowała. Często spotkać się też można było z obstawianiem zakładów na zwycięzcę sporu. Człekokształtni zdawali miłować się w hazardzie.
Krasnolud zmierzył Rahelie spojrzeniem. Oceniającym. W jego spojrzeniu z łatwością można było dojrzeć drwinę. W swoim umyśle już był zwycięzcą. Z pewnością kpił sobie w myślach z najniższej elfki jaką kiedykolwiek widział. Ten fakt tylko bardziej ją zirytował. Równie mocno, co nie ustające wirowanie w głowie spowodowane podchmieleniem. Tylko dzięki determinacji stała jeszcze na nogach i mierzyła się w bitwie na spojrzenia z krasnoludem. Rozproszyła się nieco widząc, jak trzymany w zaciśniętej pięści mężczyzny kamień zmienia swoją barwę. Biały kryształ ciemniał. Jakby dziwny szron osadzał się w nim od wewnątrz. W ciągu kilku sekund był niemal czarny.
— Zadziwiające skarby nosi panienka ze sobą. — Zaśmiał się szyderczo. — Długo zapewne musiałaś sobie na niego pracować — przybrał groźniejszy ton — a może po prostu zabrałaś czyjąś własność?
— Krasnoluda elfickie skarby najmniej powinny interesować - charknęła na niego.
Brodacz zaśmiał się na jej odpowiedź. Kiedy uniósł swoje barczyste ramiona i przyjrzał się kamieniowi zastygł na moment.
— Przeklęłaś go, wiedźmo? — Zauważył, że kryształ zmienił swoją barwę.
— To prosty czar. — Bąknęła elfka. Przymrużyła oczy by wyraźniej widzieć swojego napastnika. — Wielu go wykorzystuje. —  Uśmiechnęła się pod nosem z zadowolenia. Brnęła dalej w tą gierkę. Miała tylko nadzieję, że wymyślona na prędko historyjka okaże się wiarygodna. — Kamień zmienia barwę zależnie od zamiarów osoby, która go trzyma. Czarny nie świadczy o niczym dobrym...
— Jak śmiesz!? — Kobieta miała wrażenie, że z gardła krasnoluda zaraz zacznie się wręcz toczyć piana. — Twierdzisz, że jestem nieuczciwy!? 
— Tego nie powiedziałam. — Mruknęła elfka, próbując ustać na nogach. — Ale kamień mówi sam za siebie. Skąd mamy mieć pewność, czy nie jesteś złodziejem, a może nawet i mordercą!? — By dodać napięcia zaczęła zwracać również się w imieniu otaczających ją osób. 
Gdy spojrzała po ich twarzach dostrzegła różne emocje. Niektóre wyrażały aprobatę dla jej słów, inne wykrzywione były w strachu, kolejne jeszcze wypełniało zdziwienie. Byli i tacy, których sprawa kompletnie nie interesowała i póki skłócona dwójka zanadto się do nich nie zbliżała, ignorowali ich. 
Krasnolud zwrócił ponownie na siebie uwagę, wydając potężny ryk ze swojego gardła. 
— Zapłacisz mi za to, ladacznico! — Warknął czerwony na twarzy. 
Poczuła strach. Teraz uświadomiła sobie, że przecież jej przeciwnikiem jest krasnolud. Potężny krasnolud. Do tego znajdowali się w zamkniętej przestrzeni. No i przede wszystkim nie da rady obronić się w tym miejscu przy użyciu łuku. Zwłaszcza, że wypita w nadwyżce ilość miodu mąciła teraz w jej głowie. Szanse były bardzo marne. 
Krasnolud szarżował już na nią. Pomimo wszystko kobieta przyjęła obronną postawę. Nie wytrzymała siły uderzenia i zgięła się w pół. Razem z brodatym krasnoludem runęła na podłogę. Zaczęli się szamotać. Gdy elfka znalazła się przyciśnięta do podłogi, walcząc o oddech i próbując zdjąć ręce napastnika z szyi, ktoś rzucił się nagle na złodziejaszka. Przez szumiący umysł dziewczyny przedarł się zwierzęcy ryk. A za nim krzyki przerażenia. Krasnolud siłą został odrzucony od nimfetki i dopiero wtedy zauważyła ona niedźwiedzia. 
— Skarbie! — krzyknęła podbiegając do czworonoga i próbując odepchnąć go od powalonego brodacza — Miałeś zostać w pokoju! Wyjdź stąd! — Ostatnie słowa nacechowane zostały jeszcze większą siłą. 
Niedźwiedź wydał z siebie dźwięk podobny do wycia i z ociąganiem zaczął kierować się ku wyjściu. Ludzie w szoku ustępowali mu drogi. A może w strachu, kto wie. Rahelia wyciągnęła z bezwładnej na ten moment dłoni krasnoluda kryształ. Z zaskoczeniem stwierdziła, iż zaczął przybierać powolnie barwę fioletu. Kiedy uniosła spojrzenie dostrzegła na sobie ciskający gromami wzrok karczmarza. Skierowała się ku wyjściu. Raczej nie będzie już zbyt mile widziana w tym miejscu. 


Naix? 

(Jeśli jej zachowanie się nie zgadza, to zwalam na wypite przez nią trunki... i moje przeziębienie)

poniedziałek, 5 lutego 2018

Od Mer do Cynthii

  Szczęknął charakterystycznie metal zbroi nieznajomego i masywna postać rycerza pochyliła się w kierunku leżącej dziewczyny, wyciągając do niej dłoń i chcąc pomóc jej wstać. Raptownie zastygła w połowie ruchu, jakby za późno zauważając czerwony kwiat krwi, wykwitły na ciele ognistowłosej. Mógł go też zastanowić fakt, że trzymała się za podejrzanie wybrzuszający się brzuch. Mógł, była taka możliwość, jednak nie wyglądało, że zrozumiał, co to oznacza aż do momentu, w którym jego odziana w rękawicę dłoń opadła ku koszuli.
  Jego działania nie pozostały bez odzewu ze strony leżącej. Dziewczyna odtoczyła się, wyraźnie próbując chronić brzuch, co jednak prawdopodobnie nie na wiele jej pomogło. Zerwała się na nogi, jednak szybki upływ krwi ją osłabił i zachwiała się. Mer spojrzał na nią pustym, upiornym w mroku uliczki, spojrzeniem szparek w hełmie. 
- Dogadajmy się, złociutki - zaproponowała dziewczyna, szybko obierając strategię obronną, przeciwko nieoczekiwanemu przybyszowi. Wyglądało na to, że zbroja gwardzisty przywiodła jej na myśl wizję śmierdzącego stęchlizną lochu, a zważywszy na kiepski stan chciała wykpić się niskim kosztem lub przynajmniej kupić sobie kilka sekund wytchnienia czczą gadką. Oparła się zalotnie o kant budynku, by wspomóc się w utrzymaniu równowagi i uśmiechnęła do gwardzisty. - Udasz, że nic nie widziałeś, a ja udam, że zgubiłam kilka błyskotek. Umowa?
  Zbroja szczęknęła cicho, gdy Mer nadspodziewanie szybko zbliżył się do czerwonowłosej. Znacznie nad nią górował, co mogło przyprawić o prawdziwe ciarki na plecach nie jednego kozaka. Chwycił ją za ramię, nim zdążyła rzucić się do biegu. Pochylił się i ponownie sięgnął do jej koszuli. 
  Rozległ się głuchy brzdęk, gdy ta niepozorna dziewczyna z dużą mocą uderzyła kawałkiem deski w jego hełm. Na powierzchni metalu pojawiło się delikatne wgniecenie, jednak palce rycerza wreszcie dosięgły swego celu. Spod ubrania dziewczyny posypało się złoto, skąpane w krwi. Jednak gwardzista nie zwrócił na nie uwagi. Chociaż nie, nie całkiem. Jego wzrok skupił się na złotej bransolecie, utkwionej w ciele na kilka centymetrów.
- Trzeba zabezpieczyć - mruknął, grobowym głosem ożywionej zbroi.
(Cynthia? Mało wojowniczo, ale straciłaś dużo krwi :P Mam nadzieję, że jest w miarę i że będzie lepiej już niebawem.)