Strony

niedziela, 23 lipca 2017

NEW : Fufowo-Sakitowe

Odetchnęłam głęboko, próbując pozbierać myśli i nie skoczyć mu prosto do gardła. Miałam ochotę wykrzyczeć mu teraz w twarz wszystkie znane mi przekleństwa, i uwierzcie, nie ograniczałabym się jedynie do języka wspólnego, i pewnie nie ograniczałabym się też tylko do języka. Po prostu aż mną rzucało na jego widok zwłaszcza, że znowu chciał dodać swoje kilka, jakże zacnych, słówek, które miały ponownie ukazać jakim jest ciotą.
- Zamilcz. - powiedziałam cicho, spoglądając na niego ostro. - Daj mi zebrać myśli, a postaram wypowiedzieć się stosunkowo grzecznie.
Jeszcze tego brakowało, by smarkacz znowu zaczął mi coś truć. Co ta młodzież ma teraz w głowie? Przecież dwa wieki to nie tak długo, by całkowicie pozbyć się etykiety i zasad, w końcu ile mogło się w tym czasie zmienić? Przecież za moich czasów to gówniarze przynajmniej znali swoje miejsce, a nie nadskakiwali królowej! Czekaj... w tej powłoce nie byłam królową, ale nawet Fufu miała wyższy od niego status! Była damą, księżniczką, a ten był jedynie podrzędnym złodziejaszkiem, który powinien jej buty lizać.
Spojrzałam lekko w lewo, chcąc na chwilę zapomnieć o tym tępym mężczyźnie, a mój wzrok spoczął na czekającym nieopodal drwalu. Szlag. Musieliśmy o nim podczas całej tej rozmowy zapomnieć. Nie chciałam mu jednak dawać złudnych nadziei, że ktoś zwrócił na niego uwagę, więc rzuciłam w jego stronę jedno z moich zabójczych spojrzeń i ostatecznie odwróciłam się w stronę lasu.
Khayr... Jak ja tu dawno nie byłam. Nad moją głową przeleciał jakiś charakterystyczny dla tych rejonów ptak, a ja ponownie przyłapałam się na tym, że nie pamiętam ich nazwy. Ach, Simánei z pewnością skarciłaby mnie za tę niewiedzę - w końcu nie był to pierwszy raz jak odwiedzałam tę krainę, a przez dłuższy czas nawet mieszkałam tutaj. Choć moja nauczycielka doskonale wiedziała, że od jej ukochanych zwierzątek o wiele bardziej pociągały mnie zaklęcia i czary, których w tych stronach nie brakowało to mimo żądała ode mnie chociaż znajomości podstawowych nazw fauny i flory. Simánei była zdecydowanie wymagająca, ale chciała mi przede wszystkim przekazać jak najwięcej. I jej się udało.
Od wspomnień oderwał mnie jednak pojedynczy błysk, wyłapany kątem oka. Nieopodal drogi, ukryty lekko pomiędzy krzewami, spoczywał głaz, na którym ktoś dawno temu postarał się wyryć kilka znaków, aktualnie mocno zatartych przez czas. Zaciekawiona, podeszłam do niego i delikatnie przesuwając palcami po jego powierzchni starałam się odczytać przesłanie. Po kolei wyczuwałam rysy, które stopniowo układały się runy, pisane w starym języku magów. Napis głosił: Ypakoí, dwie mile stąd, teren zajęty. Uśmiechnęłam się lekko. Był to jeden ze starych i dobrze znanych sposobów za zarobek, który wśród czarodziei uchodził raczej za mało wydajny i przeznaczony głównie dla starszych i znudzonych ludzi, nie mających już siły na eksperymenty. Dlatego ten też zawód skupiał się na jednostajnym pomaganiu i służeniu jednemu, wybranemu miastu. Od prostych porad i medycyny do drobnych zaklęć pogodowych, naparów, eliksirów; zależnie od tego co potrafił sam mag. Bywało jednak, że ze względu na ograniczone zainteresowanie takimi usługami czy też nieufność mieszkańców często pozostawiano na skraju osady właśnie takie kamienie, które na celu miały ograniczanie konkurencji. No i często też towarzyszyły temu drobne zaklęcia, które miały wykrywać każde odrobiny magii i informować właściciela o potencjalnych gościach czy zagrożeniu. Przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie tak? Dlatego też nie miałam wątpliwości, że ktokolwiek tu teraz mieszkał już o nas wiedział. To jednak podsunęło mi pewien plan.
- Słuchaj, tępaku. - odwróciłam się gwałtownie do Sakita, który najwidoczniej do mnie podszedł jak byłam zajęta oglądaniem kamienia. - Widać, że się nie dogadamy, więc przedstawiam prosty sposób, byś pozbył się mnie i Fufu.
Sakit ciekawie spojrzał mi w oczy choć zauważyłam, że też lekko posmutniał może? Chyba na pewno nie jest taki twardy za jakiego się uważa, albo po prostu mam zwidy. W każdym razie kiwnął przyzwalająco głową, bym kontynuowała temat, a ja nie zamierzałam zwlekać.
- Dwie mile stąd jest niewielkie miasteczko - Ypakoí, powinniście dotrzeć tam w nie dłużej niż godzinę. - machnęłam ręką w stronę osady. - Tam będziesz musiał rozejrzeć się za okolicznym magiem, każdy mieszkaniec pewnie będzie potrafił wskazać Ci drogę, a Ty powiesz czarodziejowi pewną formułkę, której zaraz Cię nauczę. Nie powinno być w każdym razie większych problemów, a jeśli będziesz miał szczęście to powinien Ci z góry dostarczyć napór i zapas ziół, który pozwoli mi utrzymywać kontrolę nad ciałem. Ewentualnie poczekacie dzień na zebranie zielska i będziesz mógł już spokojnie sobie odtruchtać stąd.
Podniosłam gwałtownie dłoń, widząc, że się wcina.
- Chcesz, byśmy dały Ci spokój to się słuchaj. Chcę dostarczyć Fufu w jednym kawałku, a do tego potrzebuję pełnej władzy nad jej ciałem. - poprawiłem ręką włosy, układając w głowie formułę. - Naucz się tego "Je ame Arete, tier é frixe. Nevi atepsima ore Simánei."*, a nie powinno być już z niczym problemów.
Wtedy też poczułam jakby ktoś uderzył mnie prosto w brzuch, a moje ciało zaczęło bezwładnie opadać na ziemię, by niespodziewanie złapał je... drwal? Skąd on się u licha wziął za mną, cholera... Chyba tracę kontrolę.

* - Jestem Arete, nowa powłoka. Potrzebuję kontroli lub Simánei.

< Sakitku? c: Co zrobisz z tym faktem? :D >

~~~~~~


Cholera jasna znowu to samo?! Nie sądzę aby nagła zmiana charakteru była jakimś kolejnym skutkiem zatrutych jagód, więc to musi być „ona” i najwidoczniej ponownie nie przyszła tu z pokojową misją.
-Słuchaj, ona nie ma już 5 lat, a ja nie jestem jej tatą, który będzie trzymał ją za rączkę. Gdyby się mnie nie uczepiła już dawno leżałaby martwa gdzieś między drzewami. Nie prosiłem żeby za mną lazła, nawet jej to odradzałem, więc jeśli coś ci się nie podoba – szybkim ruchem ręki zebrałem z ziemi rzeczy, podniosłem Pompejusza i wcisnąłem dziewczynie – to zabieraj swoje manatki i futrzaka i wynoście się stąd! Nikt nie karze wam za mną leźć! Nie potrzebuję towarzystwa. – widząc, że drwal ma jakiś problem i zmierza w moją stronę, wyciągnąłem miecz i prosta ręką skierowałem go w stronę mężczyzny – Nie wtrącaj się! – warknąłem nie opuszczając miecza, znów zwróciłem się do Fufu, albo kogoś kim aktualnie była – Decyzja należy do niej, jeśli chce może iść ze mną, ale to nie znaczy że będę robił za jej ojca, jeśli nie, to znikajcie z moich oczu zanim sztylet powiruje i w waszą stronę!

<Fufu? Sakitek chyba się z lekka zirytował całą tą sytuacją xD>

~~~~~~

Cholera. Czy to durne dziecko musi mieć tyle siły? Nie wiem czy przeżyłaby w lesie dłużej sama, ale jak raz próbuję wyjść na powierzchnię to nawet po totalnym nawaleniu jagodami walczy. Jak tonący chwyta się brzytwy. No ile można! Gwałtownym zrywem przejęłam jej ciało, odpędzając ostatnie myśli o ojcu, książętach, ropuchach i bizonach. Bogowie, co to dziecko ma w głowie?
Zamrugałam, gdy w końcu poczułam światło słoneczne na moich powiekach i wstałam z ziemi. Dobra, to co ta mała ostatnio wyprawiała? Lazła z tym głupkiem, nażarła się jagód i jeśli dobrze pamiętam to powiększyła swoją drobną kampanię. Rozejrzałam się. Tsa, niedaleko stał Sakit, który chyba nawet okazał się na tyle rozumny, by dostrzec przemianę, a kawałek dalej był... drwal. Ta to sobie potrafi dobierać facetów (<3 xD ~ podpisane i dopisane przez Olę :D).
Rozgarnęłam ręką fryzurę, wzięłam głęboki wdech na uspokojenie i się zaczęło:
- Co Ty, durniu, sobie wyobrażasz? - podeszłam, wbijając palec w jego pierś. - Albo ją raz i porządnie spław i zostaw na pastwę losu, czy też zabij bo może to Ci bardziej odpowiada, albo bądź, do cholery, odpowiedzialny! Jagody rozpoznałeś? Rozpoznałeś. To czemu pozwoliłeś jej je zjeść? Kuźwa no, ona zachowuje się jak dziecko, a takie da się zadowolić czy przypilnować jednym słowem. Jednym! Do cholery jasnej, nawet Ty dałbyś temu radę. Ale nie, lepiej sobie grabić u rodziny królewskiej. - urwałam, by nabrać tchu.
Nie wiem i nie chce wiedzieć jak Fufu wytrzymuje z tym gościem. Może własny, porąbany świat w jej głowie ma jednak jakieś zalety?
- Bogowie. - westchnęłam, przewracając oczami i zwracając się tym samym do drwala. - A Ty na co się gapisz? Wracaj do swoich ukochanych drzewek, to nie są problemy dla takich małych móżdżków jak Twój. - burknęłam.
Choć może powinnam mu choć trochę podziękować? Eee, kurczę, chyba udziela mi się co nieco z myślenia Fufu co nie jest dobrym znakiem. Jak się dłużej zastanowić... ten pomysł jest po prostu idiotyczny.
- Dziękuje za Twą jakże "wspaniałą" obecność, ale naprawdę możesz już wrócić do swojego lasku gdzie mieszkają pierwotni ludzie. Ewentualnie jak możesz to mógłbyś sprać jeszcze tego tutaj. - wskazałam Sakita, ale mężczyzna dalej patrzył na mnie nierozumnym wzrokiem. - No, dalej, do widzenia. Papa. Sayonara i inne takie. - wskazałam ręką skąd przyszedł.
Wtedy też w oczach drwala zalśniły niebezpieczne iskierki gniewu.

< Sakitek? Ups? xD>
Zabije ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz