Strony

wtorek, 11 lipca 2017

Od Sakita do Rin

Cholera! Lubię ten płaszcz, znów będę musiał oddać go do naprawy, choć dobrze, że to nie kurtka bo dziewczyna już straciłabym głowę. Ugasiłem szybko niewielki płomień, wszyscy dobrze wiemy, że żar pozostawiony sam sobie, może się szybko rozwinąć…
- I ty próbujesz mi udowodnić, że znasz się na czarach? Moja droga, kluczem do sztuk magicznych jest samokontrola, nawet taki zwykły śmiertelnik jak ja to wie. – otrzepałem płaszcz i przerzuciłem go przez ramię. – A i Twoje szczęście, że dla niepoznaki zabrałem ze sobą płaszcz. Jednak jego naprawa i tak może Cię srogo kosztować, więc bacz na swoje słowa. Nie wyglądasz na kogoś kto jest w stanie mi się wypłacić. – Znów nie dałem dziewczynie dojść do słowa. – Na razie nie chciałem Cię zastraszyć, a jedynie ostrzec, ale widzę że moje rady są Ci zbędne, więc lepiej zejdź mi z oczu zanim stanie ci się krzywda. Za wszystkie przewinienia jakich się dzisiaj dopuściłaś nie jeden zapłacił życiem.
- Za kogo Ty się masz?! Jak śmiesz mi grozić! Chyba nie myśli…
- Cicho. – przerwałem szybko dziewczynie i wytężyłem słuch.
- Ooo! Nie będziesz mnie uciszał! – powiedziała wściekła.
- Na Bogów! Siedź przez chwile cicho! – warknąłem i znów starałem się nasłuchiwać.
To był znajomy mi głos. Te same słowa padły kiedy przyłapałem chłopaka na próbie kradzieży mojego sztyletu. Podszedłem do krawędzi budynku, tak jak się obawiałem, to był Sam otoczony przez trzech ogromnych mężczyzn, a jedynym z nich był ów sprzedawca mięsa. Szybkim ruchem zrzuciłem płaszcz na ziemię, zniszczony i tak na niewiele się zda. – Zostań tu i nie pchaj nosa w nie swoje sprawy, załatwię to. – rzuciłem przez ramię i zeskoczyłem na balkon piętro niżej, a z niego na ziemie i w mgnieniu oka znalazłem się między chłopakiem, a osiłkami. – Pomogę Ci, ten jeden jedyny raz, zrozumiałeś? – zwróciłem się po cichu do Sama, tak aby napastnicy nie usłyszeli
– Panowie, trzech silnych mężczyzn na jednego dzieciaka? To bardzo nieuczciwy podział. Widać, że chłopak dopiero się uczy. Załatwmy zatem sprawę na spokojnie, Wy pozwolicie mu odejść, a ja daruje Wam życie.
- Nie obchodzi mnie w co się bawicie w tym waszym pałacu, ale jeśli myślisz że możesz stawiać mi jakieś warunki to się grubo mylisz. – odezwał się władca straganu z mięsem i zrobił krok w naszą stronę.
- Dobrze, tak jak mówiłem załatwmy to pokojowo, ile chłopak jest Wam winny?
- Ha! Czyżby Książę Złodziei miał zamiar zapłacić dług biednego chłopca?! – zaśmiali się między sobą, a ja wykorzystałem chwilę, by rozeznać się z terenem - Teraz już za późno na litość!
- Jak sobie życzycie. – szybkim ruchem ręki wyciągnąłem miecz i prostą ręką wymierzyłem przed siebie, wolną dłonią zasłoniłem chłopaka. – Puśćcie dzieciaka, teraz to sprawa między mną, a Wami.
Ruszyli w moim kierunku. Szybki ruchem odepchnąłem Sama na bok i zająłem pozycje, kiedy wyczułem unosząca się w powietrzu woń magii. Miała nie pchać nosa w nie swoje sprawy…

< Rin? Musiałam trochę urozmaicić akcję x3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz