- Oddawaj moje pieniądze! - tęgi jegomość wymierzył mi cios prosto w szczękę.
Swoją drogą, całkiem mocny miał ten prawy sierpowy. W głowie mi zadzwoniło, ale szybko doszedłem do siebie i odwinąłem mu się z podwójną siłą.
No cóż...tak kończy się granie z mieszczuchami. Nie umieją przegrywać...i nie ma szans, by widział, jak podmieniam karty. Nagle ktoś mocno pociągnął mnie za przesiąknięta alkoholem koszulę.
- Ser Lucas Greyjoy?
- Nie ma w domu - mruknąłem, nawet nie patrząc na swojego rozmówcę.
W tawernie zrobiło się jakoś cicho...gdzie muzyka i gwar?
Rozejrzałem się dookoła i naliczyłem sześciu kolesi w złotych zbrojach...w tym kapitana straży.
***
W pełnym uzbrojeniu wkroczyłem do sali tronowej. Miło było wykąpać się i nie cuchnąć alkoholem i łajnem.
Opadłem na jedno kolano.
- Wasza Miłość.
- Powstań, ser Lucasie - skinął głową - Wezwałem cię z bardzo ważnego powodu. Nie ma lepszego szermierza od ciebie, prawda? Wszakże pokonałeś...- król urwał nagle - Nawiązaliśmy sojusz z sąsiednim krajem. Jako gość przyjeżdża do nas ich księżniczka...masz za zadanie bezpiecznie przywieźć ją do nas.
Zbaraniałem. Myślałem, że chodzi o zabicie kogoś...a oni dają mi jakąś rozkapryszoną dziewkę do eskortowania. Shit, bardziej wpaść nie mogłem.
- Tak jest, Wasza Miłość. Niezwłocznie udam się do...
- Khayr
Jasna cho.lera. Będę musiał przeprawić się przez Aranayę...zbyt dużo wspomnień mam stamtąd. Zbyt dużo.
Khayr... wiecznie walczące państwo. Blisko upadku, co z tego sojuszu będzie miał Mądry Król?
***
Podróż zajęła mi prawie tydzień...na szczęście poza natknięciem się na zbójców, których spotkał ostatni wypad w ich życiu, przebiegła spokojnie.
Z ulgą wjechałem do stolicy Khayr, potem główną drogą aż pod pałac. Już w oddali widziałem dwóch jeźdźców na koniach. Cóż... spodziewałem się raczej lektyki. Drugi strażnik księżniczki wyrwał się do przodu...dobry ruch. Facet wie, co robi.
- Światło to jedyna nadzieja ciemności - wypowiedziałem hasło, którym mieliśmy się posłużyć.
- A ciemność nigdy nie jest do szpiku zła.
Skinąłem rycerzowi głową, gdy nagle podjechała do nas owa księżniczka. Całkiem nieźle trzymała się na koniu.
- Arthurze, czy wszystko w porządku? - zapytała i zeszła z konia.
-Oczywiście. Ten panicz to Lucas, nasz przewodnik. A oto księżniczka Serenity - dokonał przedstawienia ser Arthur
Dygnęła, podczas gdy ja także zszedłem z konia i ująłem jej dłoń w swoją, przykładając delikatnie do ust. Mogłem się wtedy jej dokładniej przyjrzeć...wysoka, długie włosy koloru miedzi, szczupła, ale obdarzona dosyć sporym biustem. Cho.lera, Lui, gdzie się patrzysz. A jej oczy...
W jej oczach było coś, co nie pozwalało mi myśleć o niej, jak o głupiej księżniczce.
- Właściwie to ser Lucas - powiedziałem z naciskiem na słowo "ser" - Jesteście gotowi do drogi, moja pani?
- Tak. Wybacz, że nie możemy Cię ugościć, ale czas nagli ser - zaśmiała się cicho, wypowiadając z naciskiem ostatnie słowo.
Wyciągnąłem rękę, by pomóc jej wejść na konia, ale zanim się obejrzałem już na nim siedziała. Wzruszyłem tylko ramionami, próbując ukryć szczere zdumienie, i wsiadłem na swojego siwka.
< Serek? xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz