Jej wysokość jak burza dwa razy przegalopowała przez całe miasto, nim wróciła do zamku. Cały pościg nie trwał wiele, jednak… chyba dostatecznie długo. Wreszcie cała trójka znalazła się z powrotem za wewnętrznymi murami zamku. To, co tam zastali, było dla nich całkowitym szokiem. Dziedziniec był wyludniony, a wyglądał, jakby przeleciała przez niego burza. Czujne oczy Lexie dostrzegły w kącie zwłoki młodej dziewczyny o blond włosach. Zapewne służącej. Możliwe… że ktoś pomylił ją z Mirajane.
Nigdzie nie było widać strażników, a atmosfera zaczynała się robić coraz mroczniejsza. Księżniczka zsiadła ze swojego białego wierzchowca, a chwilę później to samo uczynili jej gwardziści. Nikt się nie odzywał. Nikt się nie poruszał, oglądając to zwykle tętniące życiem miejsce, w takim stanie. Mer był pierwszym, który przełamał ciszę. Nie słowem. Szczękiem stalowej zbroi, przemieszczającej się w kierunku głównej bramy wejściowej do zamku. Bez słowa minął Mirajane. Bez słowa stanął przed wrotami. Bez słowa z całej siły pchnął oba skrzydła, wpuszczając światło do zatopionego w mroku wnętrza.
W cieniu coś błysnęło i śmiercionośne ostrze odbiło się od hełmu rycerza.
- Spudłowałem? – z cienia doleciał stojących na zewnątrz nieprzyjemny śmiech.
Mer cofnął się, pochylając włócznię do przodu i cofnął się nieco. Lexie, znalazła się przy Mirze, trzymając włócznię w pogotowiu, jednocześnie przytrzymując za ramię jej wysokość. Nie mogła pozwolić przecież, by ta, zrobiła coś głupiego. W chwili, w której dochodziło do walki, rozkazy jej wysokości przestawały być ważne. W tej chwili ważne było przede wszystkim jej życie. Obaj gwardziści czuli to samo i w tym współodczuwaniu na ten moment stali się niby jedną osobą.
- Wycofujemy się, wasza wysokość – szepnęła gwardzistka do ucha Mirajane.
Z cienia powoli wyłonił się odziany na czarno zabójca. A przynajmniej brunetka podejrzewała, że nim właśnie jest patrząc na sposób, w jaki się poruszał. I na ściskane w jego dłoni trzy ostrza, bez rękojeści.
- Co? – Księżniczka wyglądała na oburzoną. – Nie zostawię królestwa!
- Wasz wysokość, on ma na rękaw krew kilkunastu strażników – szeptała dalej Lexie, próbując przekonać swoją panią, której ciało powoli zaczynało stawać się coraz chłodniejsze i mrozić palce dziewczyny.
- No nic. – Zabójca puścił figlarnie oczko. – Będę musiał lepiej celować.
Kolejne sztylety pomknęły w kierunku Mirajane, jednak Mer jednym machnięciem włóczni wybił je z ich toru i zagrodził drogę napastnikowi. Nie odezwał się, jednak cała jego postać wprost emanowała czarną, morderczą energią.
- Ciężkozbrojna kawaleria? Naprawdę wasza królewska miłościwa wysokość sądzi, że mnie powstrzyma przed okaleczeniem tej ślicznej waszo-wysoko-mościowej buźki? Haha! Chyba miła mość mnie nie docenia!
- Puść mnie! – krzyknęła wściekła księżniczka, rzucając się do przodu. Włócznia Mera przeszyła powietrze w miejscu, w którym przed chwilą był zabójca. Ręka Lexie spadła na kark jej wysokości, pozbawiając jej wysokości. Morderca pojawił się tuż za plecami brunetki, która chwyciła w powietrzu swoją panią i rzucając włócznią z całej siły w przeciwnika zmusiła go do uniku. Ciężko zbrojnemu gwardziście wystarczyła ta chwila, by ponownie odgrodzić wrogiego przybysza od kobiet. Gwardzistka szepnęła ciche „Powodzenia” do towarzysza i błyskawicznie wskoczyła na Aresa, przerzucając księżniczkę przez siodło. Koń ruszył z kopyta i wkrótce przekroczył bramę. W tej samej chwili Mer opadł na kolana, chwytając się za twarz. Niestety Lexie nie widziała już, czy zdołał się podnieść, czy też nie.
(…)- Obudziła się wasza wysokość? – spytała gwardzistka, dorzucając drwa do ogniska. Polana, na której się obie znajdowały była niewielka, jedna wydawała się… przytulna. Zapewne dzięki częściowo zwalonemu drzewu o licznych gałęziach, na którym strażniczka wybudowała prowizoryczny szałas, okryty mchem.
(Mirajane?^^ No wiec uciekłaś, tak jak chciałaś :P Ale w królestwie będzie rozpiernicz :D)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz