Strony

niedziela, 31 grudnia 2017

Od Aristaira

Stałem na jakimś zboczu, spoglądając w górę, w niebo. Kaptur odrzuciłem na plecy, czekając, aż powróci Vai ze zdobyczą. Już od dawna nie natrafiłem na żadną zdobycz. Głód dawał mi się we znaki.
Czekałem już od kilku godzin. Zaczynałem tracić cierpliwość.
Nareszcie zobaczyłem mały, czarny punkt na tle ciemniejącego już nieboskłonu, rosnący z każdą sekundą. Szybko byłem w stanie zauważyć ciało zwieszające się z pazurów mojej towarzyszki. Zaraz nadejdzie koniec czekania.
Zwierze wylądowało ciężko tuż przede mną, w jednej, uniesionej łapie trzymając mięso.
- Długo ci to zajęło. - powiedziałem tylko krótko.
= Cóż... Sam mogłeś się ruszyć i iść czegoś poszukać. W okolicy nic, a dalej albo grupy takie, że trudno kogoś odciągnąć, albo już coś gnijącego za życia. = słyszałem jej głos, jednak nie jak normalny, rozchodzący się przez powietrze, a głuchy, po prostu nagle pojawiający się w mojej głowie.
Rzuciła truchło na ziemię. Przyjrzałem się. Kobieta, już nie najmłodsza. Głowę miała pod dziwnym kątem, czyli Vaikne musiała skręcić jej kark. Najszybszy, najlepszy sposób.
- Gdzie ją dorwałaś? - rzuciłem torbę na ziemię, nie chcąc jej pobrudzić. Ze skóry łatwo zmyć krew, z materiału gorzej.
= Na obrzeżach miasta. Daleko, ale szybko poszło. = zajęła miejsce po drugiej stronie posiłku.

Wspólnie zabraliśmy się za jedzenie. Najpierw mięso, dokładnie zdzierając je z kości. Płaszczu nie zdjąłem, pojedyńcze krople krwi spływały po nim.
Gdy skończyły się mięśnie rozerwałem szkielet. Vai z lubością rzuciła się flaki, połykając je w całości. Sobie wziąłem jedynie serce, wciąż zawierające dużo krzepnącej już krwi. Wyssałem ją, gasząc tym samym pragnienie.
Pooddzielałem żebra i kręgi, błyszczące biało wśród resztek porwanego ubrania. Niewiele zostało na nich tkanek, więc mogłem spokojnie włożyć je do torby, do specjalnego skórzanego worka. Resztę kości skończyliśmy na miejscu.

Vai skończyła pierwsza i wzleciała, by znaleźć jakąś rzekę.
Wciąż siedziałem na swoim miejscu, przegryzając ostatnie kości paliczków, najdelikatniejsze i pękające przy najlżejszym nacisku. Takie przekąski.

Nagle mój wzrok przykuł jakiś punkt, figura idąca przed siebie. Samotna.
To mógł być kolejny cel.
Spojrzałem w stronę, w którą poleciała Vaikne. Leciała już spowrotem, jak się okazało. Bardzo dobrze.
Uniosłem dłoń, by dać jej znak i wskazałem na przedmiot mojego zainteresowania.
Vai zmieniła kierunek. Zrozumiała mnie.
Ruszyłem.
Szybko dotarłem za postać. Gdy dzieliło nas już tylko kilka metrów Vai wyłoniła się gdzieś z góry i z hukiem pazurów wylądowała na kamieniach przed postacią.
- ...Daj mi to, co masz. - zarządzałem spokojnie.

< Ktosiu? Jak zareagujesz na te dwie, upaćkane krwią istoty? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz