Strony

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Akroteastora do Ivara

  Gwałtowna zmiana zachowania chłopaka zaniepokoiła Akroteastora do tego stopnia, że poczuł wprost narkotyzujące zainteresowanie jego osobą. Gdy Ivar Szlachetny wypadł do głównego pomieszczenia, potykając się raz po raz o różne obiekty, Morteo podążył za nim. Z zainteresowaniem patrzył, jak ludzka skorupa młodzieńca rozciąga się i przeobraża pod samymi drzwiami. Kości zmieniały swoje ustawienie, skóra zarastała futrem, grzbiet rozciągał się i ten dość niski, jak na standardy nekromanty, chłopak przybierał postać masywnego, śnieżnobiałego kota. Morteo, żeby móc się lepiej przyjrzeć, ściągnął kaptur, jednak profilaktycznie nie zbliżał się do zwierzęcia.
  Śnieżna pantera, bo najwyraźniej tym stał się Ivar Szlachetny, zaryczała głośno, jednak nie było w tym ryku wściekłości. Kot rzucił się na drzwi, łapami próbując nacisnąć klamkę, jednak te niestety otwierały się do wewnątrz i jego wysiłki nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Lisiczka podbiegła do niego, popiskując cicho, co spotkało się tylko z groźnym warknięciem ze strony pantery, która ostatecznie zrezygnowała z dobijania się do drzwi. Ivar, bo ten kot nadal nim w gruncie rzeczy był, odwrócił się powoli w stronę Akroteastora, a jego oczy przyglądały mu się z dołu z czystą nienawiścią. Zwierzęta nie są jak ludzie. Nie nienawidzą, a w każdym razie nie w ten sam sposób i nie bez powodu. Morteo dobrze to wiedział, bo przecież był członkiem wilczej watahy. Jednak całe jestestwo tej pantery skupiało się na nienawiści. Nieokreślonej nienawiści, która w braku lepszego punktu oparcia kierowała się ku nekromancie.
  Akroteastor cofnął się instynktownie pod wpływem tej emocji, aż do najbliższego stolika, o który oparł się udami. Wiedział, że z tego miejsca nie jest w stanie się przenieść. Musiał dotrzeć do jednego z boków pomieszczenia, by w jakimś załomie utworzyć przejście. Bieg nie wchodził w grę.  Żaden gwałtowny ruch nie wchodził w grę. Nawet odwrócenie wzroku nie wchodziło w grę! Powoli, nie spuszczając wzroku z pantery, Morteo rozpiął płaszcz i pozwolił, by ten opadł na ziemię, ukazując w pełnej klasie wątłe ciało stwora. Powoli przykucnął i oparł swoje dwie pary rąk na ziemi, jego nogi rozłożyły się wygodniej i teraz wyglądało, jakby w pomieszczeniu znajdowały się tylko zwierzęta, które najwyraźniej dopuściły się masakry na miejscowej ludności.
  Z gardła Ivara dobiegł gardłowy pomruk, pantera ugięła łapy, a jej ogon poruszać się jak wąż to w prawo to w lewo. Akroteastor wydał z siebie głuchy warkot, potęgowany przez puste przestrzenie w gołej czaszce. Stanął na sztywnych łapach i pochylił kark do przodu, by spoglądać przeciwnikowi prosto w oczy.
  Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta sytuacja, choć można przewidzieć, że nie obyłoby by się bez szarpania futra kłami, gdyby drzwi nie zaskrzypiały i nie otworzyły się powoli na oścież. Odziany w podróżny płaszcz mężczyzna z mieczem wyciągniętym przed siebie jednym spojrzeniem ocenił pobojowisko, znajdujące się wewnątrz karczmy oraz parę bestii, stojących w samym środku tego wszystkiego.
  Otwarcie drzwi i pojawienie się nowej postaci najwyraźniej zdenerwowało panterę, bo błyskawicznie okręciła się w miejscu i rzuciła na przybysza, powalając go. Akroteastor szybko wstał i otrzepał dłonie. W głębi duszy poczuł się zażenowany, że człowiek widział go na sześciu łapach, a z drugiej cieszył się, że problem niejako rozwiązał się sam. 
  Tymczasem przybysz walczył o życie z olbrzymimi kłami Ivara, który bez problemu przegryzł jego miecz i teraz próbował rozharatać mu gardło.
- Ej ty, bestio! - krzyknął człowiek, który najwyraźniej pragnął nie umrzeć tego dnia. - Zrób coś!
  Tonący chwyta się brzytwy. Umierający zawiera pakt z diabłem. Morteo wzruszył ramionami i naprędce spreparował zaklęcie odrzutu, które w sekundę poszybowało w stronę pantery. Ta jednak, jakby wyczuła zbliżające się zagrożenie, bo nagle wypuściła swoją ofiarę i wskoczyła na stół. Zaryczała i rzuciła się na Akroteastora. Kolejny odrzut jednak trafił prosto w lecącego kota i rzucił nim o ścianę. Ivar szybko zebrał się z ziemi i penie ponowiłby swój atak, gdyby wędrowiec nie wystrzelił do niego z procy. Kulka trafiła w skroń stworzenia i pantera padła jak martwa.
  Morteo spojrzał na przybysza, którego walka z panterą rozdziała z części szat. Miał na sobie zbroję. Dość nietypową w tych warunkach, bo przypominającą te, jakie nosili rycerze w Merkez. Wiele, wiele jardów od tego miejsca.
- NALEŻĄ MI SIĘ PRZEPROSINY - zauważył nekromanta, przypominając sobie słowa rycerza. - NIE JESTEM BESTIĄ.
- Nie? A wyglądasz - odciął przybysz i podszedł do leżącej pantery. Nie, nie pantery. Akroteastor zorientował się, że nieprzytomny Ivar znów był człowiekiem. Stwór podszedł bliżej i ze zdziwieniem odkrył, że młodzieniec otwiera oczy...
(Ivar? :3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz