Strony

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Ishi do Marco

Westchnęłam cicho, wbijając wzrok w bok.
- Lekarze nie powinni opowiadać o swoim życiu prywatnym, w pracy... - wymyśliłam na miejscu, chodź było to z lekka sprzeczne z moimi aktualnymi myślami. Owszem, nie bałam się powiedzieć więcej na swój temat. Większą rolę miał tutaj sposób, w jak może odebrać to Marco. Nie chcę, by zrobił ze mnie jakąś biedną, niezdolną do niczego ofiarą losu. Zacisnęłam mocniej palce na pościeli, unosząc spojrzenie nieco ponad głowę mężczyzny, tym samym wpatrując się w niewidoczny dla innych punkt. - Od całkiem niedawna, w pewnym sensie jestem pełnoprawną sierotą. Jak z początku, nie miałam jedynie mamy, tak teraz odszedł również ojciec. - wyjaśniłam krótko, swoją sytuację w aspekcie rodziny, by po chwili kontynuować: - Tata był lekarzem, również demonem, to właśnie w jego ślady poszłam, stając się samozwańczym medykiem... Takie tam... Wykończyli go ludzie, a ja byłam zmuszona się przesiedlić. Ostatnio często zmieniam miejsce zamieszkania, trochę ze względu na instytut medyczny... Chociaż teraz, chyba sprzedadzą najpotrzebniejsze informacje łowcom nagród, by dokończyć swego dzieła. W końcu w tych chorych czasach, każde stworzenie, czy to bardziej powiązane z niebem, bogami, czy piekłem jest wytykane palcami. A złapanie go, jest jeszcze większym wyczynem... - uśmiechnęłam się słabo, po chwili, korzystając z poświęconej mym słowom, uwagi mężczyzny, schodząc z łóżka. Ponownie wzięłam głębszy oddech, ocierając niedużą łezkę, utworzoną w kąciku mego oka. Zbliżyłam się w miarę sprawnie do drzwi, by chwilę później, będąc przy nich, ponownie spojrzeć na starszego mężczyznę. - Nie będę teraz od pana wyciągać żadnych szczegółów, jeśli pójdzie pan grzecznie spać. - odparłam, nieco wyżej unosząc kąciki ust.
- Ach... Lecz kto wtedy będzie sprawował opiekę nad niepełnoletnią panienką? - podpytał, odwzajemniając gest.
- Spokojnie, nigdzie się nie wybieram... - odwróciłam szybko wzrok, podświadomie mając świadomość, że to co mówię jest kłamstwem. Wykorzystam najkrótszy moment, gdy jego uwaga będzie skupiona na śnie, czy czymkolwiek innym i podejdę do pobliskiego sklepiku medycznego. Przynajmniej ów udało mi się zauważyć, gdy ubiegłego dnia pędziłam wraz z mężczyzną w stronę jego kamiennicy. Miałam nadzieję, że w jej wyposażeniu znajdę choćby zwykłą, chirurgiczną nitkę... - Miłego snu! - dodałam jeszcze odchodząc, wcześniej zamykając za sobą drzwi od sypialni. Od razu wzięłam się za ogarnięcie tego całego syfu, który wraz z akcją ratunkową samoistnie się stworzył. Zaczęłam od zajęcia się naczyniami, później przechodząc przez ręczniki oraz waciki, by na koniec zamieść i przy pomocy owiniętej w mokrą szmatę miotły, umyć podłogę. Upewniwszy się, iż wszystko znajduje się na swoim miejscu, postanowiłam zająć się własnym wyglądem. Przebierając przez przyniesione mojej osobie rzeczy, ostatecznie pozostałam przy już z początku upodobanej sobie, szarej koszuli oraz białej bluzce. Sukienkę, którą dotychczas dane mi było nosić, wyprałam ręcznie, jak najdokładniej było mnie na tą chwilę stać, by później pozostawić ją do schnięcia przy kominku, do którego dorzuciłam trochę chrustu. Wszystkie te czynności nie zajęły mi trochę ponad godzinę, lecz za to byłam w pełni gotowa wyjść na moment z domu pana Marco. Drzwi wejściowe, uchyliłam najciszej jak na ten moment było mnie stać, by później równie bezszelestnie je zamykając. W ciągu zaledwie ośmiu minut, udało mi się bez szczególnego zainteresowania ludzi, zakupić najpotrzebniejsze rzeczy i na powrót znaleźć się w progach mieszkania. Będąc już w środku, jak gdyby nigdy nic, zaczęłam szykować wodę na herbatkę. Dodatkowo zakupione dla pana Marco, regeneracyjne ziółka, przyszykowałam w miarę szybko, dzięki czemu dane mi było znaleźć się w jego sypialni, po prawie pięciu minutach, z przewieszoną na nadgarstku, lnianą siatką. Cholera... Jak ja mu się wytłumaczę ze swojego nagle powiększonego inwentarza? Nawet nie otrzymałam czasu na przemyślenie, gdyż po chwili dane mi było spostrzec, że powieki mężczyzny są uchylone.
- Skąd masz te rzeczy? - wtrącił od razu, gdy chciałam mu podać kubek. Wzruszyłam z lekka ramionami.
- Tajemnica lekarska... - odparłam pod nosem, chowając przedmiot jego zainteresowań za siebie.
- Nie przystoi młodym damom kłamać. - powiedział krótko, przejmując przyniesiony przeze mnie kubek. Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem, mrużąc z lekka oczy. - Więc jak to było? - dopytując, wziął łyk cieczy o temperaturze swobodnej do wypicia duszkiem.
- Jeszcze się pan zadławi, proszę uważać i wypić w spokoju... - fuknęłam, starając się za wszelką cenę zmienić temat i zaprzestać wysłuchiwania dopytywań z jego strony. Odpowiedziało mi ciche westchnięcie, by zaraz po nim mężczyzna pan Marco zabrał się za picie, a nie rozmowę. Wyczekiwałam zakończenia przez niego ów czynności, za plecami nerwowo bawiąc się uchwytem niewielkiej pseudo reklamówki. Nie minęła minuta, a mogłam odebrać od niego naczynie... Ach, gdyby było nieco cieplejsze, trochę dłużej musiałby z tym się pomęczyć...
- Więc? - wpatrywał się we mnie wyczekująco.
- Proszę się nie ruszać... - wydałam krótkie, chyba jednoznaczne polecenie, by po chwili nachylić się nieco bardziej nad jasnym opatrunkiem. Pozwalając sobie nieco odchylić kołdrę, przyjrzałam się uważniej ledwo widocznej plamce, stworzonej zapewne przez nawet najmniejsze ruchy znajomego. Westchnęłam cicho. - Może i kłamię i nie dostosowuję się do pana zaleceń, lecz nie mogę pozostawić swojego pacjenta w tak karygodnym stanie! - rzekłam, wyciągając z torebki najpotrzebniejsze do pozbycia się mocniejszych krwawień przedmioty. - Później, przygotuję coś do jedzenia... Muszę jak najlepiej dbać o swoich pacjentów...
<Panie Marco?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz