Strony

piątek, 2 marca 2018

Od Lexie do Madelyn

  Ujadanie psów rozdarło jak błyskawice ciszę lasu. Zaraz za nimi w zielony busz wtargnął tętent kopyt i wesołe rozmowy mężczyzn o wcześniejszych polowaniach. Wyjątkowe poruszenie wywołał również fakt, że na wyprawie jest również para synów królewskich. Król Reiss po raz pierwszy wziął swoje latorośle na łowy, mimo że obaj chłopcy mieli już po 19 lat. Lexie trzymała się blisko młodszego z bliźniaków, o bardziej wybuchowym charakterze, żeby w razie potrzeby móc interweniować. Zwykle zajmowała się ochroną ich starszej siostry, jednak tym razem na polecenie króla musiała zostawić swoją panią. I może dobrze się stało, że Mirajane nie lubi polowań. Kontrolowanie jej bohaterskich zapędów mogło okazać się trudne w sytuacji, w której książę Floeran również wpadłby na jakiś głupi pomysł.
- Rhydian złapał trop, miłościwy panie! – krzyknął jeden z psiarzy i nagonka ruszyła.
  Koń gwardzistki galopował tuż za wierzchowcem księcia i już po chwili w zielonej głuszy kobieta nie widziała nikogo, poza młodzieńcem. Jazgot psów dobitnie mówił im, w którym kierunku zmierzać, nie było więc potrzeby kontakty wzrokowego.
  Wtem z przodu wywiązało się zamieszanie, podniosły się krzyki. Floeran słysząc to spoił konia ostrogami i wychylił się, usiłując coś dostrzec. W tym momencie masywna gałąź zwaliła go z konia, który pogalopował dalej bez jeźdźca. Gdyby nie błyskawiczna reakcja Lexie to byłoby księcia ostatnie polowanie. Kobieta osadziła swojego ogiera w miejscu i zeskoczyła z siodła, by pomóc swemu panu wstać. Młodzieniec jednak podniósł się sam, patrząc z nieskrywaną wyższością na gwardzistkę i wymamrotał coś o niedorzeczności drzewa liściastego w borze sosnowym.
  W istocie las, w którym rozgrywało się polowanie był lasem mieszanym, czego jednak strażniczka zdecydowała się nie zauważać. Zaoferowała księciu swojego wierzchowca z fachowym, lodowatym wyrazem twarzy, gdy z zarośli wypadł na nich jakiś pomarańczowy kształt. Lexie, działając tylko na wpół świadomie, zasłoniła Floerana swoim ciałem, jednocześnie płynnie zrzucając włócznie z ramienia i zataczając nim półokrąg, dążący na spotkanie kształtu. Kotowaty został uderzony w bok i na chwilę wywrócony. Ryś prychnął i ponownie rzucił się na gwardzistkę.
- Nie! – krzyknął ktoś, kto dopiero teraz pojawił się na scenie.
  Lexie zasłoniła się włócznią przed pazurami i kłami lecącej bestii, po czym obie postacie – ludzka i kocia, potoczyły się splecione w morderczym pojedynku o życie.
- Maku! Wracaj tutaj!
  Szczęka kotowatego jeszcze raz kłapnęła tuż przed twarzą strażniczki i ciężar na jej piersi ustąpił. Kobieta zebrała się z ziemi.
- Ty, to twoja bestia? – zapytał dumnie książę. – Lepiej trzymaj ją na łańcuchu. Tu trwa polowanie!
(Madie? Nietypowy początek, a w każdym razie bez bezpośredniego wpadania na siebie, jak to zwykle bywa XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz