Strony

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Rahelii do Naixa

Chłodne powietrze owiewało figury trójki postaci. Dwójka człekokształtnych i towarzyszący im niedźwiedź. Potężna bestia. Stwór trzymał się blisko kobiety i obserwował swoim paciorkowatym spojrzeniem dość niskiego mężczyznę. Gdyby spojrzeć uważnie na niedźwiedzia, może dałoby się wyczytać z jego pyska cichą drwinę, na widok prawie porównywalnego wzrostu jego towarzyszki ze stojącym naprzeciw chłopcem. Nikt się jednak nie przyglądał. Nikt więc nie widział. Może tak powinno pozostać. Zwierzak ziewnął leniwie, kiedy dwójka toczyła ze sobą rozmowę w tej dziwnej, ludzkiej mowie.
— Nie sprawia mi to problemu. — Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. — Możesz mówić mi po imieniu. No i... z chęcią się przejdę.
Ciemnowłosa przyglądała się przez moment Naixowi. Ujął jej wzrok. Pomimo niepozornej budowy i delikatnej twarzy, która bardziej przywodziła na myśl kobiecą niż męską, zainteresował ją w inny sposób, niż robili to pozostali. Było w nim coś... sama nie wiedziała. Nie potrafiła tego określić, a tym bardziej nazwać. Do rozpoznania jego płci przyczynił się dla niej najbardziej głos towarzysza, oraz krótkie, brązowe włosy, których raczej nie spotyka się u kobiet wolnego stanu. Ścięte włosy u dziewcząt świadczyły raczej dość często, o zniewoleniu, dlatego tą myśl szybciutko odrzuciła z umysłu. Osobnik przed nią z pewnością kierował się własną wolą i był przedstawicielem płci przeciwnej.
Obserwowała go swoim zainteresowanym spojrzeniem, kiedy zaczął prowadzić ją w jakimś kierunku. Ta strona Merkez wciąż nie była jej praktycznie wcale znana, dlatego też szła w towarzystwie młodzieńca bez większego oporu. W razie czego powinna znaleźć drogę ucieczki. Ta świadomość schodziła na drugi plan, kiedy tylko jej wzrok kierował się na Naixa. Ścisnęła mocniej kamień w swojej dłoni. Niewysoki chłopak zaciekawił ją już w momencie, kiedy tylko się zbliżył. Wystarczyło jej usłyszeć jego głos. 
Przemierzali uliczki skąpane w coraz słabszym świetle zachodzącego słońca. Blask dawały jedynie uliczne latarnie, zawieszone na słupach kilka metrów nad ziemią. W otoczeniu słychać było ciche rozmowy, codzienne odgłosy wieczornego życia. Rehelia ich nie odróżniała. Może po prostu nie zwracała uwagi. Lub też skupiała się na czymś zupełnie innym. W jej umyśle istniał teraz tylko dźwięk kroków na kamiennej uliczce. Ich kroków. Jej i Naixa. Zaczynając odpowiadać na pytanie młodzieńca, przestała nawet zwracać większą uwagę na swojego ukochanego niedźwiadka. A temu nie podobało się to za bardzo, skoro co rusz poszturchiwał dłoń młodej panny. 
— O co poszło..? — Elfka zaczęła temat cichym szeptem. Przyciągającym uwagę. — Nie mam nic do krasnali. Przynajmniej do momentu, kiedy nie wejdą mi w paradę. — Mruknęła przypominając sobie ponownie całe zajście w tawernie. — A jeszcze bardziej nie lubię, kiedy ktoś próbuje przywłaszczać sobie rzeczy, które do niego nie należą. Zresztą... Kamień nie jest nawet mój. Tylko dostarczam.
Wyciągnęła kryształ przed swoją twarzą i przyjrzała mu się. Westchnęła. Zdała sobie sprawę, że z dziwnych powodów mówi przy tym chłopcu stanowczo zbyt wiele. Nie szuka wymówek, uchyla przed nim swoją osobę i fach, nawet jeśli tylko odrobinkę. Ale żeby mówić o swoich zleceniach!? Nie powinna. Może alkohol wciąż jednak krążył po jej umyśle? Choć teraz czuła się już zdecydowanie trzeźwa. A stan, mącący jej w głowie nie był pijackim odurzeniem. 
Spojrzała ponownie na swojego rozmówcę. Patrzył. Uporczywym wzrokiem wpatrywał się w kryształ. Nie wzbudziło to w Rahelii ani krzty podejrzeń. Zamiast je odkryć, uśmiechnęła się zawadiacko. Pociągnęła go lekko za ramię, przez co przystanęli w miejscu. Na twarzy młodzieńca przez ułamek sekundy odmalowało się zaskoczenie. Elfka chwyciła jego prawą dłoń i skierowała jej wnętrze ku górze. Położyła na niej kamień i przytrzymała ukryty pod swoimi palcami. Kiedy delikatnie je odsłoniła, oboje mogli zobaczyć, jak barwa z fioletowej zmienia się na błękitno-czarną, gdzieniegdzie naznaczoną fiołkowymi plamkami. 
— Jedyne co mi o nim wiadomo — kontynuowała unosząc nieznacznie brew na kolejną zmianę barw w kamieniu — to to, że kryształ przybiera róży kolor w zależności od tego, kto go trzyma. Ale to się wcześniej nie działo. 
Ściągnęła swoją dłoń z przedmiotu i przypatrywała się, jak teraz przepełniają go wirujące we wnętrzu błękity i czernie. Krawędzie zabłysły dodatkowo od światła pobliskiej latarni. 
— A może po prostu nie zauważyłam... Pierwszy raz dopiero teraz. W karczmie. Musiałam wymyślić coś, żeby krasnolud odpuścił, a jedynym co przyszło mi do głowy była historyjka o magii, która określa zamiary człowieka. — Westchnęła wzruszając ramionami. — Nie mam pojęcia czy to to. Prawdopodobnie nie. Nie spotykałam się z tego rodzaju barwami po użyciu takiego pokroju czaru...
Niewysoka kobieta poczuła, jak na nowo świat zaczyna powolnie wirować przed jej oczami. Czyżby jednak nadużycie napojów wyskokowych ponownie próbowało dotrzeć do jej mózgu? Prawdopodobne. Usilnie próbowała sobie jednak wmówić, że tak nie jest. Niemożliwe. Jeszcze przed sekundą czuła się przecież dobrze. Mogła być po prostu zmęczona. Niewiarygodnie bardzo zmęczona, oj tak. Miała nawet wrażenie, że jej własne ciało zaczęło kiwać się na przemian to w przód, to w tył, kiedy ostrożnie zabierała z rąk towarzysza tajemniczy kamień.
— Idziemy?
Młodzieniec skinął głową z uśmiechem. A jednak chyba był też przy tym zamyślony.
— Za mną. — Odpowiedział zerkając na nią. — Poprowadzę.
Panienka odwzajemniła uśmiech i zrównała z nim krok. Okazało się, że świat, który jeszcze chwilę temu tańczył w głowie młodej oberka, teraz już się uspokoił. Wystarczyło przejść kilka kroków, by świeże powietrze oczyściło umysł na nowo.
Kilka kolejnych minut trójka krążyła po ciemniejącym mieście. Elfka z dość sporym entuzjazmem odpowiadała na większość pytań złodziejaszka, zwłaszcza, kiedy były one niegroźnymi, prostymi pytaniami. Lub takimi w tamtej chwili się zdawały. Była w końcu dość rozkojarzona. Pięknem miasta i... urokami towarzyszącego jej młodzieńca. Tak, oba przykuwały jej uwagę. Ciężko stwierdzić, co bardziej. Pewnie dlatego Drobiazg czując się ignorowany, znacząco zmarkotniał. A tym bardziej wzrosła jego irytacja, kiedy przed tawerną nimfetka kazała mu nie wchodzić do środka. Jakaż obraza majestatu! Matka zostawia swoje dziecko za drzwiami! A przecież mieli spędzić noc razem! Z gardła miśka wydobyło się ciche, przeciągłe wycie, kiedy oddalał się od dwójki ludzko-podobnych. Jednak pozostawał w pobliżu, tak, jak nakazała mu Rahelia. Zapewne przeklinał w myślach Naixa, z którego to pewnie powodu musiał teraz sterczeć przed drzwiami i pałętać się po niewielkich skwerach.
Na jego opiekunce zdawało się to jednak nie wywierać takiego wrażenia. Kiedy znalazła się wewnątrz gospody, od razu upewniła się, co do możliwości noclegu i okupiła dla siebie jedną noc. Nie zapomniała przy tym poskarżyć się Naixowi, jak nieroztropnie zapłaciła z góry, za nocleg w poprzedniej karczmie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz