Strony

niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Siobhan do Sivika

— Okej? — Odpowiedział mężczyzna, ponownie biorąc się za owoce. Jak zainteresowany pies podniosłam głowę i powąchałam powietrze.
— Nie wnikam — Dodał cichszym tonem, próbując zjeść jak najszybciej te jagody. Czyżby się bał, że rzucę się na niego i mu je odbiorę? Nie w tej formie. Aczkolwiek, warto przyznać, że stopniowo takie plany przychodziły mi do głowy. Aby ubić tego mężczyznę, wziąć wszystko co ma i wrócić do życia w lesie. Odwróciłam od niego spojrzenie. Poprzednie myśli o przyjaciołach zaczęły znikać, rozpływać się wśród natłoku innych przemyśleń.
— Chcesz trochę? — spytał po długiej chwili wymiany spojrzeń, podsuwając woreczek. Oblizałam się i wzięłam kilka z nich. Szybko zjadłam jagody, co jedynie zwiększyło mój wilczy apetyt. Dlatego skuliłam się, objęłam za kolana i spróbowałam się opanować. Było to niestety trudne, zbyt trudne w tym momencie. Nie w lesie i otoczeniu tylu zwierząt. W pewnym momencie poderwałam się gwałtownie, a następnie spojrzałam na Sivika.
— Zaraz wracam — Powiedziałam, zrzucając z siebie większość ubrań, zostając jedynie w długiej koszuli. Rozpięłam mankiety, odwróciłam się od mężczyzny, a następnie skierowałam się w głąb lasu. Zatrzymałam się w połowie kroku. Powinnam go ostrzec. Aby nie spotkało go niebezpieczeństwo.
— Nie odchodź do ognia, dopóki nie wrócę. — Dodałam, po czym zniknęłam między drzewami. Upewniłam się, że nikt mnie nie obserwuje, klęknęłam na ściółce i skupiłam się na uwolnieniu zwierzęcej części mojej osoby. Było to o tyle prostsze, że od dłuższego czasu byłam w tym przejściowym stanie, zawieszona między dwoma częściami osobowości. W ten sposób, przy mniejszym bólu niż zazwyczaj, zmieniłam się w wilka. Z radością rozciągnęłam swoje puchate, gibkie ciało, łapami ryjąc w ziemi. Czułam się w lesie jak w domu. Słyszałam tyle rzeczy, bicie serc zwierząt, oddech Sivika w naszym obozie. Chciałam wrócić do niego, aby upewnić się, że posłuchał mojej rady. Ale wtedy mogłam się już nie opanować i go pogryźć. A co jeśli wtedy również on otrzymał tę klątwę?
Wilkołactwa nie życzyłam nikomu, nawet największemu wrogowi. Chociaż wilki to zwierzęta stadne, a ja sama nie miałam żadnej watahy, nigdy nie stworzyłabym innego wilkołaka. To leżało poza moim umysłem, tak bardzo kogoś skrzywdzić.
Pobiegłam przed siebie, z nosem pracującym intensywnie nad zlokalizowaniem zwierzyny. Z czasem, wyczułam woń stada jakiś zwierząt, przyniesioną przez wiatr. Niewiele myśląc, skierowałam się w tamtą stronę. W czasie drogi skakałam jak szczeniak, odbijając się od kamieni i gałęzi. Nareszcie mogłam poczuć się sobą. A co najlepsze, byłam wolna.
Widząc pasące się na leśnej polanie karibu, zwolniłam, a następnie bezszelestnie, pilnując swoich kroków, obiegłam stadko. Szukałam jakiegoś słabego osobnika, gdyż nie miałam ochoty na długie bieganie po tych borach za zwierzęciem u szczytu swoich sił życiowych. Z tego powodu, wybrałam starszego renifera, snującego się z tyłu grupy. Zaczęłam się skradać, ze wzrokiem wbitym w zwierzę. Powoli zbliżałam się, zostając po przeciwnej stronie, od której wiał wiatr, aby karibu nie wyczuło zapachu drapieżnika. Dzięki tym myśliwskim technikom, zaskoczyłam zwierzę, wskakując mu naprzeciw. Szybko wgryzłam się w szyję, a przerażony renifer zaczął biec przed siebie, przez co zostałam za nim pociągnięta. Puściłam krtań i rozpoczęłam bieg za ofiarą. Pomógł mi w tym zapach krwi, wypływającej z rany. Biegliśmy prawie łeb w łeb, klucząc między drzewami i przebiegając przez strumienie. Nareszcie udało mi się zapędzić renifera w kozi róg, gdzie bez większych problemów udało mi się dobić karibu. Zadowolona, a za razem zmęczona, wypełniłam swój brzuch mięsem. Nie myślałam przez większość czasu o czymkolwiek innym niż o sobie, lecz nagle myśl o Siviku pojawiła się w mojej głowie. Dlatego chwyciłam zwierzę za szyję i zaczęłam je ciągnąć w stronę ogniska. Trochę to zajęło, ale udało mi się doprowadzić ciało w względnym porządku. Z dumą rzuciłam karibu pod nogi mężczyzny, po czym zamerdałam słabo ogonem, wzięłam swoje ubrania i zaczęłam kierować się w stronę krzaków, aby tam na spokojnie zmienić się w człowieka.

(Sivik?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz