Strony

środa, 17 kwietnia 2019

Od Crylin do Richarda

Powoli na nieboskłonie pojawiały się pierwsze promienie światła, kiedy postanowiłam wrócić do domu z niewielkimi zakupami. Coraz częściej w nocy śniły mi się koszmary o porwaniu Arii przez żądnych zemsty najemników lub łowców. Nie byłam w stanie zmrużyć oczu, bojąc się włamania. Dobrze wiedziałam, że za długo czasu spędziłam w jednym miejscu i w końcu zainteresują się mną łowcy głów, albo daj boże gwardia. Musiałam zaplanować zmianę zamieszkania, ale potrzebowałam również pieniędzy, aby naszykować siebie i siostrę do podróży. Nawet mój pracodawca zaczął się przejmować, że ściągnę na niego organy władzy. Dobrze wiedziałam, że nie byłam tu w najbliższym czasie mile widziana, więc coraz większe problemy miałam w znalezieniu zlecenia.
- Gdzie byłaś siostrzyczko? – Przy drzwiach przywitał mnie widok zaspanej Arii. Drobną dłonią przecierała zmęczone oczka, a drugą nieświadomie ściskała materiał białej piżamki.
- Bonjour ange. Pourquoi t'es-tu levé si tôt? ( Dzień dobry aniołku. Dlaczego wstałaś tak wcześnie?) – Spytałam, kierując się pomału w stronę kuchni. Dziewczynka podążyła za mną, aby następnie rozsiąść się przy stole.
- Nie było cię w nocy, bałam się, że już nie wrócisz. – Szepnęła cicho, czekając na śniadanie. Na chwilę przerwałam rozpakowywanie siatki, aby podejść do białowłosej.
- Oj skarbie, nie martw się, przecież mam, do kogo wracać. – Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i przeczesałam kosmyki włosów. Ponownie wróciłam do przygotowywania skromnego posiłku, na który było mnie stać. Pokroiłam chleb i nałożyłam na niego masło, szynkę i kawałki papryki. Wszystko ułożyłam na talerzu i postawiłam przed siostrą.
- A ty nie będziesz jadła? – Spytała, kiedy zamiast siąść obok niej, ruszyłam do salonu.
- Non, nie jestem głodna.
Zmęczona rozłożyłam się na kanapie, myśląc nad rozwiązaniem problemu z pieniędzmi. Najlepszym wyjściem byłoby opuszczenie tych rejonów. Zawsze mogła być szansa, że za kilkadziesiąt kilometrów znajdziemy jakieś źródło pożywienia, albo ludzie nas nie rozpoznają. Westchnęłam głośno, podejmując ostateczną decyzję.
- Aria, pakuj się, jeszcze dziś musimy opuścić ten dom. – Odparłam stanowczo, zaglądając przez barek do kuchni.
- Dobrze, a będę mogła się pożegnać z koleżankami? – W jej oczach ujrzałam nadzieję i smutek. Doskonale wiedziałam, jak ciężko jej było ciągle opuszczać swoich przyjaciół, z którymi się przywiązała. Niestety byłyśmy obie skazane na taki, a nie inny los.
- Bien sûr. (Oczywiście) Spróbuj tylko być gotowa za dwie godziny. – Oznajmiłam i ruszyłam do swojego pokoju. Sprawnie spakowałam rzeczy do dużego plecaka i postanowiłam spotkać się z właścicielką mieszkania. Przed wyjściem narzuciłam na głowę ciemny płaszcz.
Nie musiałam długi iść, by dotrzeć do brzozowych drzwi świeżo wybudowanego domu. Delikatnie zapukałam i będąc mile przyjętą, wyjaśniłam obecną sytuację. Na szczęście małżeństwo zrozumiało mój problem i nie powodowało sporów. Zadowolona z obrotu spraw wróciłam na targ. Musiałam z resztek pieniędzy kupić jakieś pożywienie na podróż. Dobrze wiedziałam, że wszystko może się wydarzyć w czasie drogi, a przezorny zawsze ubezpieczony. Uliczny gwar całkowicie pochłoną mnie we własnych myślach. Wspominałam czasy spędzone na Darawie, kiedy nikt nie posługiwał się walutą. Walka o przetrwanie była na porządku dziennym, nie to, co tutaj. Czasami uważałam, że miejski klimat mnie rozleniwił i już nie jestem w takiej samej formie, co parę lat temu.
Do domu wróciłam ponownie z niewielkimi pakunkami, które od razu schowałam do plecaka. Do kieszeni spodni wsunęłam niewielką książkę i cierpliwie czekałam na Arię. W pewnym momencie zmorzył mnie sen i nawet nie zauważyłam, kiedy odleciałam do krainy Morfeusza.
Obudziły mnie stanowcze szturchnięcia, jak się okazało czarnookiej.
- Jestem gotowa. – Szepnęła i podeszła do swojego plecaka. Szybko się przeciągnęłam i ostatni raz spojrzałam na salon. Ten sam porządek, co zawsze, jakby nic się nie działo. Jednak to był prawdopodobnie ostatni raz, kiedy tu przebywałyśmy.
- Chodźmy już Ario, czeka nas długa droga. – Odparłam i wyszłam na świeże powietrze. Zamknęłam drzwi, a klucz schowałam pod wycieraczkę.

~*~

Cały dzień przemierzałyśmy opustoszałe drogi, kierując się na południe. Miałam w planach dotarcie do Ucurum, jednak piechotą było to o wiele cięższe. Co jakiś czas musiałyśmy robić postoje, aby się napoić i najeść. Kiedy zbliżał się wieczór, w oddali zauważyłam tory, które mogły być dla nas ocaleniem. Postanowiłam rozbić tu prowizoryczny obóz. Kazałam siostrze rozłożyć śpiwory, a sama ruszyłam nazbierać drewna. Drogę w lesie oświetlałam sobie płomieniami wydobywającymi się z mojej dłoni. Kiedy uzbierałam odpowiednią ilość materiałów, wróciłam do swojej młodej towarzyszki i rozpaliłam ognisko. Niedługo później dziewczynka usnęła, a ja czuwałam na warcie, co jakiś czas dzióbiąc patykiem w ogniu. O świcie moje wyostrzone zmysły zakomunikowały zbliżającą się podwózkę. Szybko obudziłam siostrę i zwinęłam śpiwory. Zaspana białowłosa nie rozumiała, co się dzieje, kiedy jednak do jej uszu doszedł dźwięk naszego transportu, szybko się rozbudziła. Obie podbiegłyśmy do jadącego powozu. Przy torach podniosłam małą na ręce, a drugą chwyciłam metalową rączkę. W ostatniej chwili wskoczyłam do jadącego przedziału. Nie była to pierwsza klasa, ale zawsze mogłyśmy czas drogi zaoszczędzić na odpoczynku i porządnym wyspaniu się.

~*~

Mijały dni, aż w końcu wraz z siostrą dotarłyśmy do niewielkiej wsi na obrzeżach Ucurum. Dość szybko udało mi się znaleźć karczmę, była to głównie zasługa ogromnego ciemnego budynku. Sprawnie weszłam z małą do lokalu, nie zwracając większej uwagi na ludzi. Usiadłam wygodnie na krześle i poprosiłam siostrzyczkę, aby przeczytała mi wywieszone na ścianie zlecenia. Każde z nich było banalne lub nieopłacalne. Jednak w pewnym momencie usłyszałam dość interesującą rozmowę…
- Facet poszukuje pomocnika do jakichś badań, podobno nieźle płaci. Jedynie musisz mieć silne nerwy. – Wytłumaczył jednemu z klientów czarnowłosy barman.
- Permettez (Przepraszam), mógłby pan trochę opowiedzieć o tym? Aktualnie poszukuje jakiejś roboty, a to zlecenie brzmi ciekawie. – Poprosiłam, unosząc dumnie głowę.
- Taa, podobno chętne osoby mają się zgłosić jutro przy porcie, aby ten wybrał tę odpowiednią. Z tego, co słyszałem, ochotnik będzie miał zagwarantowany nocleg i wyżywienie. Nie jestem pewny, co do prawdziwości tego, ale jeśli chcesz się przekonać, to po prostu zjaw się na miejscu przed czternastą. – Odpowiedział uprzejmie, podając klientowi kolejną kolejkę trunku. Sama jedynie kiwnęłam twierdząco głową i zaczęłam z uśmiechem przyglądać się śpiącej na moich rękach białowłosej.
- Chyba znalazłam coś odpowiedniego dla nas Aria. Przynajmniej nie wpakujemy się w żadne bagno. – Szepnęłam, jakby sama do siebie, wewnątrz nie mogąc się doczekać jutrzejszego spotkania.

<Richard?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz