Strony

czwartek, 20 czerwca 2019

Od Kiirana do Akroteastora

Gdy tak słuchał słów swego towarzysza, a robił to nad wyraz uważnie, co nie zdarzało się mu zbyt często, Kiiran układał w głowie najkrótszą (i rzecz jasna najbezpieczniejszą) trasę, aby zdobyć wskazane przez Akroteastora przedmioty. Był w tym mieście kiedyś tylko przelotnie, i to w chwili, gdy w murze nie ziała wyrwa po piekielnym cielsku, więc można powiedzieć, że wiedział to i owo. Nie odważył się jednak ruszać samemu na poszukiwania tych wszystkich dziwacznych ziół, których nazwy jego współtowarzysz podróży wymienił. Zapamiętał tylko coś o pieprzu, resztę postanowił zostawić na jego głowie. A więc, musieli odwiedzić jakiś sklep magiczny, chyba jakaś starowinka przedmioty do rytuałów sprzedawała przy głównym rynku. A może przy południowej bramie? Wazę łatwo będzie można komuś podwędzić z okna, teraz, gdy trwała ewakuacja, zarówno mieszkańcy domów, jak i strażnicy mieli ciekawsze rzeczy na głowie. Serce kultysty było tutaj największym problemem, bowiem chłopak nie wiedział, jak oni mogli wyglądać, a że jak mu się wydawało Morteo nie był jakoś wybitnie chętny do współpracy... Cóż. Dobrze, że miał w torbie przy siodle jakieś stare rękawce z króliczego futra.
— Nie mam żadnych wątpliwości — odpowiedział po chwili ciszy, nawet nie spoglądając na istotę. Obserwował za to Czuwacza, skrzętnie omijającego ich towarzysza, a czasem na niego powarkując, gdy ten odważył się omieść burego psa wzrokiem swych nieludzkich ślepi. Kii nawet nie zadawał sobie trudu uspokajania podopiecznego. Wiedział, że na nic się to nie zda, bowiem jeśli Czuwacz coś wyczuwał, coś, co nie było do końca bezpieczne, za wszelkie skarby świata nie byłby w stanie go zbić z tropu, jakim było chronienie właściciela. I to właśnie chłopak w nim cenił. Prawdziwą, szczerą, zwierzęcą lojalność.
Milczeli aż do momentu dotarcia do szeroko otworzonej bramy, przez którą nadal przemykali przerażeni ludzie, a wszystkiemu temu przyglądali się strażnicy. Aspirujący mag pozdrowił ich luźnym gestem, nie otrzymując jednak odpowiedzi. Na twarz młodzika wypłynął delikatny uśmiech.
— Sztywni są, jakby ich jakie diabły w rzycie ugryzły — zaśmiał się pod nosem, gdy odeszli już poza zasięg słuchu mężczyzn. Z powodu tego, że Akroteastor zasłonił "oblicze", Kiiran nie mógł ocenić, czy ten prosty żart podszedł stworzeniu do gustu, chociaż sądząc po znaczącej ciszy, raczej się to nie stało. Przecież nie każdy musiał lubić tak wyrafinowany, chłopski humor, prawda? Chłopak jednak postanowił nie ograniczać się do tego dowcipu i szybko przywołał z pamięci kolejne. Za tymczasowy punkt honoru wziął sobie rozbawienie Liivei w taki, czy inny sposób. W międzyczasie, gdy szukał w pamięci najzabawniejszego żartu, jaki mógłby odpowiedzieć, rozglądał się wokół, szukając pozostawionych bez opieki naczyń. Jak dostrzegł, wielu ludzi spoglądało w ich stronę, głównie ze względu na Mirkę, której ciągłe parskanie z powodu wszechobecnego pyłu nie należało do najcichszych. Postanowił więc zsiąść z klaczy i uwiązać ją do koniowiązu przy czymś, co wyglądało jak publiczna stajnia. Dopiero wtedy, już na nogach, ruszył za stworzeniem, które zdawało się iść przed siebie, nie oglądając się nawet na Awanturnika. W końcu udało się Kiiranowi z nim zrównać, przez co mógł podjąć próbę wywołania uśmiechu na jego.. czaszce. O ile było to możliwe.
— Co to jest — zaczął, a łeb Akroteastora nieznacznie zwrócił się w jego stronę — Prostokątne, pomarańczowe i szkodzi na zęby?
Cisza była dostatecznym wyznacznikiem tego, że istota czeka na rozwinięcie myśli, samej nie mając raczej zamiaru jej dokańczać. Kiiran odchrząknął cicho, po czym schylił się i podniósł coś z ziemi.
— Cegła! — oznajmił tryumfalnie, unosząc obiekt do góry. Śmiechu nie było, a jedynie w ustach chłopaka pojawił się posmak żałości. Czyli chyba nie podobają mu się te same żarty co parobkowej gawiedzi, na to wychodziło.
— ŻART TEN POZBAWIONY JEST JAKIEJKOLWIEK LOGIKI — mruknął niespodziewanie towarzysz chłopaka, na co ten podniósł szybko wzrok znad potłuczonej misy — KTÓŻ BY BYŁ TAKIM GŁUPCEM, AŻEBY SPOŻYWAĆ CEGŁĘ?
— A bo ja wiem? Biedne dzieci z Merkez? 
Na to Morteo już nie odpowiedział, pozostawiając chłopaka samego sobie. Może to i dobrze, gdyż zaledwie chwilę później Awanturnik dostrzegł wyraźnie opustoszały dom z otwartym oknem. Kiiran zakasał rękawy koszuli i pokazał gestem stworzeniu, aby te się zatrzymało.
— CÓŻ TYM RAZEM? CZYŻBYŚ CHCIAŁ OPOWIEDZIEĆ MI KOLEJNĄ BEZSENSOWNĄ HISTORIĘ?
— Nie, nie, znalazłem coś — Aristair wszedł mu w słowo, wskazując kciukiem na drogę do środka domu — Tam na pewno coś będzie. I to za darmo. 
— CZY CHCESZ DOKONAĆ KRADZIEŻY?
— Tak, tak, ale cicho, bo cię ktoś jeszcze usłyszy — Młodzian rozejrzał się wokół jeszcze raz, upewniając się, że dostrzega tylko jednego strażnika, opartego leniwie o ścianę na końcu ulicy — To bardziej pożyczenie na wieczne nieoddanie. Jeden pojemnik wte czy we wte im różnicy nie zrobi. Tylko bym potrzebował twojej pomocy, bo jak zacznę się wspinać po tej ścianie, to trochę mi to zajmie. A ty mnie możesz podsadzić.

Akroteastor?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz