Strony

czwartek, 7 listopada 2019

Od Matriasena do Misericordii

Czy to nie jest piękne?! – Matriasen rozłożył ręce, jakby prezentował rudowłosej swój wynalazek. - Trzysta trzydzieści trzy dni - zaczął wyliczać z zapałem, podkreślając każde słowo uderzeniem palca wskazującego o otwartą dłoń - siedem godzin i dwadzieścia trzy minuty pracy. - teraz już uderzał nie jednym, a dwoma palcami - Siedemdziesiąt dwa narysowane schematy. - trzema -  Sześćdziesiąt pięć wyrzuconych. - czterema - Sto szesnaście prób podłączenia wszystkiego, by się nie rozwalało. Czterysta trzy poprawki i… - klasnął w dłonie. - utknąłem. – Rozłożył je, robiąc cierpką minę. – Ale, ale! – Zbliżył się nieco do wciąż oniemiałej dziewczyny, robiąc zamaszysty ruch palcem wskazującym. – Gdy tylko cię ujrzałem, już wiedziałem! WIEDZIAŁEM! Jesteś kluczem do rozwiązania mojego problemu! Spójrz tylko. Choć, choć. – Zachęcił ją ruchem ręki, porywając przy tym drugą martwą marchew z wiadra. Położył truchło na niewielkim stoliczku, nad którym skupiała się plątanina rur, przewodów, igieł oraz bliżej nieokreślonych ramion. Spod stoliczka wysunął coś, co wyglądało jak nałożone na siebie trzy klawiatury fortepianowe z tą tylko różnicą, że te opisane były dziwnymi symbolami, które dla niewprawnego oka wyglądały jak bazgroły szaleńca. Matriasen rozciągnął palce, które cicho strzeliły i w momencie, w którym miał z rozmachem położyć je na klawiaturze, dziewczyna gwałtownie odepchnęła go od nich, zasłaniając maszynę swoim ciałem.
- Nie! – krzyknęła, a przerażenie w jej oczach mieszało się z narastającą złością. – Nie możesz jej tego zrobić! Niczym sobie nie zasłużyła na takie traktowanie! 
  Dziewczyna chwyciła marchewkę i zaczęła nią machać chłopakowi przed nosem. Białowłosy był nieco zaskoczony, jednak nie zbiło go to zbytnio z tropu.
- Nie rozumiesz! – wykrzyknął pogodnie, wyrywając jej warzywo z dłoni. – Patrz, patrz tylko! – Odepchnął ją i umieścił marchewkę na miejscu. Rudowłosa spróbowała ponownie ją wydostać, jednak chłopak stawił gwałtowny opór, przez co oboje się przewrócili. Upadając, rudowłosa zahaczyła łokciem o klawiaturę. Z machiny wydobył się donośny, tubalny dźwięk, który miał nie wiele wspólnego z muzyką. Brzmiał raczej jak ryk dobijanego smoka.
  Potwór się budził.
- Ajajajajajajajaaaaj! – Matriasen gwałtownie poderwał się z ziemi i zaczął wciskać klawisze z dużą prędkością. Teraz dźwięki wydawane przez urządzenie znacznie bardziej przypominały melodię, jednak nie było w niej nic przyjemnego. 
- Wyjmij ją stamtąd! – krzyknęła niedawna więźniarka i wsunęła dłoń w szparę między stolikiem i częściami mechanizmu. To był błąd. Igły, dotychczas zwisające bezwładnie, gwałtownie wbiły się w jej rękę, a zielonkawo-czerwono-błękitny płyn napiął rury, tłocząc je w stronę dłoni. Rudowłosa wrzasnęła.
- Nienienienienie – białowłosy wyglądał, jakby ogarniała go panika. Spojrzał w twarz dziewczyny, która desperacko próbowała wyrwać urządzenia ze swojego ciała – na próżno. Machina była zbyt silna. Matriasen przestał grać i odsunął się nieco. Odetchnął. Gwałtownie chwyciła ją za dłoń, którą próbowała wyrwać się z uścisków maszynerii. – Przestań. Już, już dość. To nic nie da. – Płyn żwawo poruszał się w rurkach. 
  Dziewczyna spojrzała na niego. Była jeszcze bardziej przerażona, niż przed chwilą. Nim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, z jej ciałem zaczęło się dziać coś dziwnego. Wyginało się, falowało i naciągało. Rudowłosa nie była w stanie nic powiedzieć, jakby ten proces zupełnie odebrał jej mowę. Kolory stawały się intensywniejsze, odbarwienia na skórze znikały. Już po chwili było po wszystkim. Machina cofnęła swoje kolce, puszczając zaszokowaną dziewczynę, która, ku największemu zdziwieniu Matriasena, wyglądała na młodszą i zdrowszą, niż jakikolwiek człowiek, jakiego chłopak widział w całym swoim życiu. Położył jej dłonie na ramionach i z zamyśloną miną zaczął jej przyglądać.
- Dziwne – powiedział. – Byłem pewny, że to działa tylko na marchewki.
(Misericordia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz