Strony

czwartek, 26 grudnia 2019

Od Matriasena do Misericordii

Matriasen wstał chwiejnie. Wciąż dzwoniło mu w uszach od uderzenia, był też nieco oszołomiony reakcją rudowłosej, którą najwyraźniej bardzo zdenerwowało uruchomienie maszyny. Trybiki w głowie wynalazcy zaczynały powoli się obracać, gdy jego wzrok powoli ogniskował się na postaci rudowłosej, odwróconej tyłem do niego i powoli gładzącej coś, czego chłopak do końca nie widział. Przemawiała do tego melodyjnym, delikatnym głosem - jak do dziecka. Dopiero teraz Matriasen zorientował się, że w ustach ma warzywo. A dokładniej - marchewkę. Wyjął je z nich. Dlaczego ta dziewczyna sprzeciwiała się użyciu warzywa do testów? Czemu została uwięziona? Czemu maszyna polepszyła jej stan. Maszyna nie działa na ludzi. Maszyna działa tylko na...
- Marchewki! - wykrzyknął wynalazca, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Nie było to najmądrzejsze, co mógł w tamtej chwili uczynić, bo widocznie zwrócił uwagę rudowłosej. Ta odwróciła się gwałtownie w stronę cesarza, a w jej oczach była chęć mordu, która najwyraźniej rozgorzała ponownie na widok wynalazcy. W dłoniach faktycznie trzymała ożywioną wcześniej marchew.
- Widać za słabo cię uderzyłam. - Odłożyła warzywo ostrożnie sobie do kieszeni i chwyciła ponownie użytą wcześniej rurę. - Tym razem się nie pozbierasz.
  Ruszyła w stronę chłopaka z wyraźnym zamiarem spełnienia swojej groźby.
- Czekaj, czekaj! Nic nie rozumiesz! - bronił się Matriasen, wycofując poza zasięg rury i obchodząc dziewczynę dużym łukiem, zmierzając w stronę maszyny.
- Rozumiem wystarczająco wiele. - Zamachnęła się, a chłopak gwałtownie wpadł całym swoim ciałem w nią, przemykając pod jej ręką i niemal przewracając. Niemal, bo rudowłosa okazała się silniejsza. Odepchnęła przeciwnika na bok i ponownie się zamachnęła, jednak zatrzymała w połowie ruchu, gdy chłopak wyciągnął przed siebie warzywo, które trzymał teraz w dłoni.
- Odłóż rurę albo - uniósł warzywo za trzymaną w dłoni zdrową, zieloną natkę - zjem marchewkę! - To była oficjalnie najgłupsza groźba, jaką wynalazcy udało się w życiu powiedzieć. Zwykle podobne pogróżki brzmiały: "Przestań nalegać, bym się przebrał albo nie zjem marchewki". Cesarz nigdy nie przepadał za warzywami. Rudowłosa machinalnie zaczęła macać się po kieszeni, do której ją włożyła. Ta była pusta. Spojrzała z nienawiścią na uśmiechającego się Matriasena i powoli odłożyła narzędzie. - Dobrze. A teraz wrócimy do tamtego pomieszczenia. - Białowłosy wskazał dłonią pokoik z maszyną. Kobieta zacisnęła dłonie w pięści, jednak wykonała polecenie. Widać nie chciała stracić świeżo odzyskanej towarzyszki. - Teraz ściągnij wszystko z tamtego krzesła, tego wystającego spod tej olbrzymiej rury. - Matriasen cały czas ściskał nać zakładniczki, trzymając się w sporej odległości od rudowłosej. Kobieta już udowodniła swoją siłę, cesarz wolał nie wdawać się z nią ponownie w bójkę. Wciąż nieco dzwoniło mu w uszach. - Dobrze, usiądź na nim. 
  Rudowłosa spojrzała niechętnie na Matriasena, a potem na mebel. Owo krzesło zdecydowanie nie wyglądało jak jedno z tych, które stawia się w jadalni dla gości. Przynajmniej nie w zwykłej jadalni. Jego ramy były niezwykle grube, masywne nogi zostały przytwierdzone do podłoża, a na oparciu, obu poręczach i przednich kończynach przymocowane zostały masywne klamry, zamykane na zatrzask.
- Zrobię to, ale musisz obiecać, że nie skrzywdzisz marchwi - powiedziała przez zęby dziewczyna.
- To rozsądna oferta - przyznał chłopak z uśmiechem, po czym przybrał poważny wyraz twarzy. Wyprostował się i przyłożył wolną dłoń do serca. - Ja, Matriasen z rodu Valhinów przysięgam, że tej marchwi nie stanie się krzywda, jeśli zrobisz o co proszę.
  Rudowłosa obrzuciła go badawczym spojrzeniem. Nie miała wiele wyboru. Nie jeśli chciała uratować trzymane przez wynalazce warzywo. Z wahaniem usiadła, a gdy tylko jej plecy dotknęły oparcia, masywna klamra na wysokości brzucha zacisnęła się z cichym kliknięciem. Chłopak odetchnął i spojrzał na trzymaną w dłoni marchew z namysłem. 
- Na co czekasz? - burknęła rudowłosa. - Odłóż ją. 
- Daj mi chwilę - powiedział, po czym zniknął na chwilę z jej pola widzenia, by wrócić z niewielkim, ale wysokim pojemnikiem, po brzegi wypełnionym ziemią. Ostrożnie wsunął do niego swojego zakładnika i postawił na jednej z bardziej płaskich części tego złomowiska. - Dobrze, teraz możemy zająć się tobą - oznajmił pogodnie, ostatni raz poprawiając natkę warzywa. Podszedł do kobiety i ukląkł przed nią, by przypiąć jej nogi do nóg mebla. - Faktycznie mówili, że jesteś czarownicą, ale to? - Roześmiał się, podnosząc się i kolejno przytwierdzając jej dłonie do poręczy. - Ludzka marchewka była ostatnim, czego się spodziewałem. To na prawdę zaskakujące, że w tym świecie mogą istnieć takie cuda, jak ty. 
- Masz szczęście, że nie miałam noża. Gdyby nie to, byłbyś już martwy - mruknęła, gdy delikatnie przemieszczał jej głowę. 
- Tak, tak. - Wsunął jej swoją zwykłą dłoń pod włosy i uniósł je nieco, by nie zostały przytrzaśnięte. Ostatni zatrzask szczęknął, zaciskając się na szyi rudowłosej. - I nie miałbym okazji przyjrzeć się takiemu fenomenowi! Spójrz na siebie. Jesteś czymś, czego świat dotąd nie widział. Człowiek-marchewka. - Roześmiał się, a jego śmiech wcale nie brzmiał tak beztrosko i wesoło, jak przedtem. - Jak to się mogło stać, że się rozwinęłaś, co? Na pewno magia miała w tym swój udział. Skąd pochodzisz, kim jesteś? Czy w środku różnisz się od zwykłego człowieka? Wiedziałem, że jesteś kluczem do moich badań! Jeśli zrozumiem, jeśli znajdę to coś... może nie będę już dłużej musiał ożywiać warzyw? Może będę w stanie przywrócić życie... ludziom?
(Misericordia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz