Strony

piątek, 21 sierpnia 2020

Od Matriasena do Zachariasa

To zależy. - Matriasen rozejrzał się po nietypowej i raczej niespotykanej w tych stronach formacji leśnej. - A pytanie jest na tyle ciekawe, że tego miejsca nie było tu jeszcze dwa dni temu. Miasto owszem, znajdowało się na końcu tego traktu, ale w nijaki sposób traktu nie okalały drzewa. - Białowłosy podszedł do najbliższej rośliny i popukał w nią. Dźwięk był stłumiony i naukowiec powiedziałby, że raczej naturalny dla drzewa. Choć nie mógł mieć pewności. Nie widział drzewa od... nie pamiętał, kiedy ostatnio widział drzewo. 
- Na końcu tego traktu? Tyle chciałem wiedzieć - odparł jeździec i ruszył powolnym stępem dalej trasą, którą szedł do tej pory.
  Matriasen ruszył za nim, z łatwością doganiając konia. 
- Wróciłbym do sformułowania "Miasto znajdowało się na końcu tego traktu.". Otóż tak, to niezaprzeczalna prawda, jak również to, że odkąd jestem w lesie nie natrafiłem na jego koniec, nie zależnie którym traktem się udawałem. - Jeździec gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na chłopaka z góry. - Z moich obserwacji wynika, że mamy do czynienia z rzadką anomalią magiczną, zapewne mającą swoje źródło w Temeni, która powoduje zakrzywienie czasoprzestrzeni i traingulację nieliniową oktagonalnego wymiaru, przez co fraktale kwantowe przenikają się z matrycą biegu wydarzeń i... o, a to ciekawe. - Zamilkł, gdy podróżnicy stanęli na rozwidleniu traktów. - W tym mniej więcej miejscu powinniśmy już dochodzić do pierwszych zamieszkałych domów. I z tego co pamiętam nie było tu żadnych rozwidleń. 
- Takie rzeczy często się tutaj zdarzają? - spytał wędrowiec, patrząc na rozchodzące się drogi.
- Nie - zaprzeczył z uśmiechem Matriasen, wyjmując z szat niewielkie metalowe pudełko. - Czyż to nie jest ekscytujące? Magia nie powinna wogle być w stanie zamanifestować się na tych wyjałowionych ziemiach. To, że jakimś sposobem jej się udało zapewne oznacza jedną z kilku możliwości. Albo wypalone żyły magiczne powoli się regenerują, albo potężny mag natrafił na jakieś pozostałości Świątyń Źródła, albo anomalia została stworzona gdzie indziej i przeniesiona tutaj, albo ktoś przyniósł potężny artefakt i przy jego użyciu pobudził żyzność gleby. Albo wydarzyło się coś pomiędzy lub zupełnie innego! - Urządzenie piknęło cicho. - O! W tę stronę. 
- W tę stronę co? - podróżnik wyglądał na nieco przytłoczonego ciągłą paplaniną wynalazcy. 
- W tę stronę znajduje się źródło - odparł pogodnie Matiasen. - Jesteś wojownikiem, prawda? Jeśli chcesz dostać się do miasta to twoje wojownikowanie może być potrzebne na miejscu. Zabierzesz się ze mną?

Mniej więcej w tym samym czasie, przed lasem.
[...]Vanton stał przed nienaturalną formacją roślinną, przyglądając się jej ponuro.
- Więc próby spalenia tego nie odniosło skutku? - spytał stojącego koło niego komisarza Inkwizycji, którego pancerz wspomagany tracił nieco powagi w złożeniu z kolorowym płaszczem, właściwym jego urzędowi. Ale tylko nieco. Ten pokręcił przecząco głową. 
- Ogień wogle nie chwyta drewna. To na pewno sprawka magii. - odparł kwaśno. - Moi ludzie są gotowi do wejścia. Czekamy tylko na rozkaz z pałacu.
  Doradca kiwnął głową. Posłaniec powinien przybyć lada chwila. Sam w końcu rozkazał go wysłać, co nie stanowiło większego problemu skoro cesarz pracował nad swoim kolejnym projektem w hangarze. Matriasen nie mógł się dowiedzieć o lesie. Za bardzo by go to zainteresowało. Sprawa musiała zostać załatwiona możliwie szybko i możliwie cicho. 
  Rozległ się tętent kopyt i odziana w ciemny strój postać pojawiła się w polu widzenia zgromadzonych. 
- Oto i twoje rozkazy - powiedział Vanton, uśmiechając się lekko. Komisarz spojrzał na niego bez słowa, po czym ruszył odebrać wiadomość. Chwilę później niewielki, ale doskonale wyposażony oddział Inkwizycyjny w zwartej formacji zanurzył się w las.
(Zacharias? Wybacz, że tyle to trwało, ale teraz wracam do życia i będę już odpisywać regularnie :3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz