Strony

piątek, 6 listopada 2020

Od Matriasena do Zachariasa

To jest jedyne. - Cesarz nie zamierzał czekać na dalszy rozwój wypadków. Zaczął się miotać między stertami gruzu, wyciągając spod nich niezidentyfikowane przewody i łącząc w bezwładną plątaninę. - Teraz mamy większy problem. Jeśli posłańcy zakażą Stolicę, wszystko będzie stracone.- Zerwał ze ściany projekty, zamaszystym gestem i zmiął w kulę, następnie rzucił żołnierzowi. - Rozłóżcie podpałki pod tym, tym, tym, tamtym... - mówiąc, wskazywał kolejne sterty. - A ty wojowniku... - przykucnął przy stercie beczek. I szpikulcem z palca wybił dziurę w dnie jednej. Coś szarego zaczęło się sypać wyłomu. - Rozsyp to między podpałką. I rozłóż pozostałe beczki obok. 
  Inkwizytorzy bez słowa wykonywali polecenia, tylko Zacharias się nie ruszył, obserwując miotającego się Matriasena.
- Czekaj, czy ty chcesz wysadzić nas w powietrze? - Oparł się o beczkę, którą chłopak próbował właśnie dźwignąć. - Oszalałeś?
  Ich oczy się spotkały i ku zdziwieniu wojownika w oczach tego drobnego chłopaczka nie było ani krzty szaleństwa. Za to pełno lodowatej determinacji.
- Jeśli nie chcesz pomóc wojowniku, przynajmniej nie przeszkadzaj. - Wycedził zimno, próbując odepchnąć postawnego mężczyznę, co poskutkowało tylko odbiciem się od niego i gwałtownym bólem w plecach.
- Ja to wezmę, panie - wtrącił nadal trochę zdyszany posłaniec, wyciągając spod podróżnika beczkę, pod którą usypała się już spora kupka prochu. 
- Czekaj, nie skończyłem. - Zacharias, ku irytacji wojskowego, przytrzymał obiekt. - Ludzie zwykle umierają, gdy wysadzisz ich w powietrze!
- Gorszy los czeka ludzi, poddanych działaniu magi! - Matriasen podniósł głos. Inkwizytor odepchnął wojownika, zabierając beczkę. - Jeśli nie zareagujemy stanowczo, zaraz może być za późno.
  Jakby w odpowiedzi coś wbiło się w ścianę magazynu, odginając ją. 
- Czyli nic z tego co mówiłeś, nie było prawdą, tak? Zamiast poprowadzić świat w lepsze jutro, dasz się tutaj zabić?
- Panie, skończone - oznajmił jeden z inkwizytorów, odstawiając beczkę na ziemię. Cesarz zacisnął usta. Uderzenia z zewnątrz stawały się coraz częstsze i mocniejsze.
- Nie będzie jutra, jeśli nie zadziałamy dzisiaj - mruknął, ale już bez początkowego przekonania. Widać było, że jego umysł coś kalkuluje. Spojrzenie uciekało do różnych elementów.  - Dobrze. 
  Podbiegł do kolejnej sterty złomu, wyciągając z niej kolejne kable. Przepiął kilka instalacji i koniec podłączył do masywnej rury. Spojrzał na wojownika. 
- Przenieś to do ściany i trzymaj mocno. Pomóżcie mu. - Wojownik spojrzał pytająco. - Przebijemy ją.
  Mężczyzna nie miał dalszych obiekcji, a podczas gdy z żołnierzami próbował dźwignąć kawał metalu i ustawić w odpowiednim miejscu, Matriasen podpinał ostatnie  elementy.
- Gotowe. - Głos Zachariasa przebił się przez huk wyginanej stali. Cesarz podskoczył do zaworu i z wysiłkiem przekręcił go maksymalnie w prawo. Z trzymanej przez wojowników rury buchnął ogień, przepalając dziurę w metalu magazynu. Mężczyźni opuścili rurę, poszerzając otwór, a Matriasen zakręcił zawór ponownie.
  Czuła czwórka skoczyła w stronę wyjścia i wypadła w zimne powietrze po drugiej stronie magazynu. Stąd nie było widać ptaków, jednak nad dachem budynku przełaziły groteskowo wyglądające gałęzie. Cesarz zatrzymał się przy otworze, spoglądając na magicznego potwora, pożerającego jego dom nauki. I wyciągnął zapalniczkę. 
-  Jeśli mamy wygrać, nie możemy się zatrzymać - powiedział, patrząc na Zachariasa i cisnął zapalniczkę do wnętrza magazynu.
(Zacharias?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz