Strony

środa, 26 lipca 2017

Od Ashley do Madelyn

Spokojnym tempem przemierzaliśmy cały rynek. Przyglądałam się Pionkom - tragarzom i przechodniom ulicznym, którzy chcieli coś kupić. Tak jak radziłam to wcześniejszej dziewczynie, większość ludzi stawała na jakimś podwyższeniu, a swoje towary ładnie reprezentowała w dłoniach, na wieszakach lub półkach, przekrzykując się nawzajem. Moją uwagę przykuły białe figurki aniołów, które ludzie bardzo lubili kupować. Zastanawiało mnie, dlaczego nie tworzą figurek demonów. Przecież są ładniejsze i ciekawsze, bo zamiast zwykłych piór, możemy mieć wszystko - rogi, ogony, kły, dodatkowa parę rąk, a jeśli ludzie tak bardzo lubią skrzydła, to nawet to. Ale w całym swoim życiu nie spotkałam owych figurek, nie licząc marnej podobizny diabła, który w ogóle tak nie wyglądał. Przechodząc obok sprzedawczyni własnoręcznie niewyrabianych garnków, moje uszy prawie krwawiły. Ta kobieta miała nie tylko głośny, ale i strasznie piskliwy głosik, od którego jak najszybciej chciałam uciec. Nabywcy latali za to od straganu do straganu, zahipnotyzowani nowymi przedmiotami lub krzykami sprzedawców. To wszystko można było porównać do chaosu, który był nawet poukładany. Tak, poukładany chaos nie brzmi najlogiczniej, ale tylko to pasowało do tego wszystkiego. Mimo, iż wszyscy biegali i krzyczeli, to jednak była tu jakaś harmonia. Chwilę pokrzyczał, chwilę proponował, potem sprzedał i znowu krzyczał. Chwilę stali, oglądali, kupowali i zamieniali się miejscami, aby zrobić to samo. Jestem pewna, że gdybym nie jechała na koniu, przejście przez całą długość targu nie byłaby możliwa. Większość na siebie wpadała, dlatego rodzice mocno musieli pilnować i trzymać swoje pociechy, aby któregoś nie zgubić. Dzięki mojemu ogierowi, Pionki schodziły nam z drogi, zapewne bojąc się o potrącenie i bliskie spotkanie z jego kopytami. "Cudny Ramzes, właśnie tak, krocz przed siebie dumnie i nie przepuszczaj nikogo.".
Zatrzymałam się przy karczmie nie za bardzo oddalonej od targu. W środku było pełno ludzi, ale to mnie nie zniechęciło. Zostawiłam konia na zewnątrz, wpierw przywiązując lejce do słupa przy korycie z wodą. Weszłam do środka, a większość oczy skierowała się w moją stronę. Pewnym krokiem ruszyłam przed siebie czując na sobie wzrok Pionków, ale nie koniecznie. Nie mam gwarancji, że w pobliżu nie znajdują się jacyś magowie, czarodzieje, elfy czy zmiennokształtni, skoro ja sama jestem demonem. A może ktoś tu był jeszcze z mojej rasy? Podeszłam do lasy, za którym stał otyły mężczyzna wycierający kieliszki.
- Są wolne pokoje? - zapytałam, na co ten pokręcił głową.
- Wszystko zajęte - poprosiłam o jednego drinka.
Po jego wypiciu ulotniłam się stąd. Musiałam znaleźć dla siebie i dla ogiera miejsce do spania. chyba, że znajdziemy miłego rolnika, u którego możemy się przespać w stodole. Szczerze? Nawet taka oferta by mnie zadowoliła. Ważne, żeby mieć dach nad głową i coś pod tyłkiem, aby całkowicie nie zdrętwiał, a siano było idealne. Ramzes w dalszym ciągu stał przy slupie i chyba drzemał, bo miał zamknięte oczy. Podeszłam do niego.
- Ramzes - wypowiedziałam jego imię, na co się ocknął. - Idziemy dalej, tu nie ma miejsc. Napiłeś się? - koń prychnął po czym zamoczył pysk w wodzie. Odwiązałam lejce i tym razem na niego nie wsiadając skierowałam się z nim w stronę następnym barów.
Tym razem trafiłam dobrze. Zarezerwowałam pokój na jedna noc, oraz boks do jutra. Po odpowiedniej zapłacie wróciłam do konia, którego zostawiłam tak jak wcześniej (niestety tutaj nie było koryta z piciem dla koni) i zabrałam go do nowego miejsca. Stajnia była cała, nie wyglądała na rozwalającą się, a w środku znajdowały się już trzy konie. Ramzes był czwarty. Zaprowadziłam go do wolnego boksu dając mu trochę siana i dużo wody.
- Wieczorem jeszcze przyjdę - poklepałam go dając mu kostkę cukru i wracając do karczmy. Tam zamówiłam piwo i usiadłam z dala od wszystkich ludzi, czyli w kącie. Nie sądziłam, że kolejna osoba, która tu wejdzie, przysiądzie się do mnie. Chciałam odmówić, ale zauważyłam, że była to ta Zaklinaczka Zwierząt czy jakoś tak. Skinęłam głową, a... Madelyn usiadła na przeciwko mnie.
Czyli jednak można mówić wszystkich, kim się jest, tak? Chociaż... nie rozumiem. Dlaczego powiedziała mi to? Nie znała mnie, równie dobrze mogłabym być łowcą, który by ją zabił dla swojej kolekcji. Gdybym ja chodziła po mieście i rozgłaszała, że jestem demonem, przysyłali by do miasta nie wiadomo ile egzorcystów - tyle, że to były przesądy.
Złożyłam palce w spluwę i skierowałam nią w kierunku dziewczyny. Spojrzałam zdziwiona, kiedy wydała z siebie odgłos strzelania "puf".
- Co ty robisz? - zapytałam po przełknięciu swojej potrawki. Wzięłam do rąk kufel piwa i się napiłam.
- Zawsze tak spokojnie mówisz, kim jesteś? - zapytałam ciekawa, ale nie dałam jej czasu do odpowiedzi. - Jako człowiek mogłabym cię wydać komuś. Jako łowca zabić, aby sprzedać. Jako kolekcjoner zabić, aby powiększyć swoje zasoby, a jako naukowiec, porwać cię i dowiedzieć się jakim cudem rozmawiasz ze zwierzętami. Nie sądzisz, że takie gadanie jest zbyt ryzykowne? - teraz zamilkłam czekając na jej odpowiedź. Po części czułam się, jakbym była czymś na wzór doradcy z radami.

<Madelyn?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz