Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Możliwe - odparłam. - A ja takich okazji nie lubię przepuszczać - powiedziałam szczerze. Madelyn na prawdę była nieostrożna i dawała się zwieść miłym słowom i tym, że jeszcze nic sobie nie zrobiła. - Kiedyś trafi kosa na kamień - dodałam i wypiłam do końca piwo w mojego kufla, które odsunęłam od siebie na środek stołu. Zawsze tak robiłam kiedy kończyłam jeść, stoły i szklanki lądowały na środku stołu i tam pozostawały, póki jakiś pracownik tego nie zabrał. Oparłam się od drewniane krzesło i ziewnęłam szeroko.
- To twoje motto? - zapytała z ciekawością w głosie. Zaśmiałam się cicho i zamknęłam oczy. Poczułam się senna, a dopiero co wstałam.
- Też, ale wolę to: Zrób dziś coś, czego im się nie chce, a jutro będziesz mieć coś, czego oni pragną - przysunęłam się do stołu i splatając palce u rąk postawiłam łokcie na stole i oparłam brodę na dłoniach patrząc na dziewczynę, a raczej w jej złote oczy. Ta, zwykli ludzie nie mają złotych, a te wydają się aż świecić radością, którą chce się podzielić z innymi. Zabawna dziewczyna, może też umie podróżować między światami i wychowała się w takim pełnym radości, gdzie każdy jest za pan brat, nikt nie oszukuje, nie kłamie, wszyscy są życzliwi; w rzeczywistości taki świat nie istnieje. Zwiedziłam już z połowę wymiarów jak nie więcej i w każdym kryje się ciemna strona, zło, które tylko czyha, by zawładnąć światem. Po za tym by mi powiedziała, na pewno. Ale teraz jestem ciekawa po co władać całym światem? Przecież za dużo z tym roboty. Najpierw przekabać na swoją stronę większość, zniszcz mniejszość, znajdź tych zaufanych, których możesz wysłać na drugi koniec świata, aby pilnowali porządku, spisz nowe prawa, odwiedzaj miasta... aż w końcu wyląduj w swoim grobie po dwóch latach rządzenia, bo całe życie zajęło ci dojście do tego. Przecież to takie głupie, ponadto zniszcz swoich wrogów, tych, którzy walczą jeszcze o dobro i w tym czasie nie zostać otruty przez własnego kucharza.
- Też fajne - odparła z lekkim uśmiechem dokańczając swoją jedzenie.
- A ty się czymś kierujesz? - zapytałam lekko przechylając głowę w bok i otwierając oczy.
- Że życie nie polega tylko na tym, by cały czas biec przed siebie i dla siebie. Można też żyć w ten sposób, by czyjeś szczęście uważać za własne - odpowiedziała. Otworzyłam szerzej oczy i się uśmiechnęłam.
- Ja się dzielę ze światem każdego dnia! - odsunęłam się od stołu siadając prosto i rozkładając ręce niczym Bóg, który chce wszystkim przytulić uśmiechnęłam się szeroko. - Sprzedaję im wszystko, czego chcą i targuje się tak, że nikt się nie połamie co i jak, a kupi - dodałam. Madelyn się cicho zaśmiała, a ja upuściłam ręce, aby ludzie się już na mnie nie gapili. Potem wstałam się rozciągając. - Ale dzisiaj zamiast się dzielić ze światem, idę się przejść, bo sen mnie bierze - powiedziałam ponownie ziewając.
< Madelyn? Wybacz, że czekałaś, ale koniec wakacji i trzeba było skorzystać >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz