Lexie poczuła, jak cały jej upór łamie się bezpowrotnie, gdy na twarzy księżniczki pojawiły się lodowe łzy. Była taka piękna, przytulona do białego rumaka, niewinna, że gdyby w tamtej chwili poprosiła o powrót, gwardzistka chyba nie byłaby w stanie dłużej odmawiać. Na szczęście dla ich obu to się nie stało. Wróciły do obozu. Mirajane wyglądała na przybitą i strażniczka postanowiła zostawić ją samą, by mogła na spokojnie wszystko przemyśleć. Ruszyła do lasu, by znaleźć nieco więcej drewna. Robiło się już późno i wkrótce ogień będzie potrzebny bardziej, niż dotychczas.
Gdy jednak wróciła na polankę płomień ledwo się tlił, a postać blondynki była lekko oszroniona i nieruchomo wtulona w pień drzewa. Przerażona Lexie przyskoczyła do niej, ściągając z siebie swój płaszcz i okrywając nim księżniczkę.
- Wszystko w porządku, wasza wysokość? – pytała, zaniepokojona, jednak Mirajane nie odpowiadała. Nie wyglądało też, żeby dodatkowe okrycie choć trochę ją ogrzało. Lexie spróbowała położyć dłonie na jej policzkach, ale dziewczyna odtrąciła je, krzywiąc się lekko i mamrocząc, by ta ją zostawiła.
Gwardzistka wstała, nadal zmartwiona, jednak bezradna. Już i tak wyszła daleko poza swoje kompetencje. Nie chciała narzucać się jeszcze bardziej. Zajęła się ogniskiem, starając się mu przywrócić moc, jednak emanujące od księżniczki zimno zdecydowanie utrudniało zadanie.. Wreszcie udało się brunetce sprawić, by płomień dawał dostatecznie dużo ciepła. Nic nie mówiąc podeszłą do drzewa, a które opierała się Mirajane i, możliwie blisko niej, oparła włócznię o pień i osunęła się na ziemię, zmęczona. Nie zapowiadało się, ze przez najbliższe dni będzie mogła się porządnie wyspać, jednak miała nadzieję nieco wypocząć, nim ruszą następnego ranka w dalszą drogę. Musiała też zebrać myśli. Powiedziała niby, że wie, co robić, jednak tak naprawdę nie miała pojęcia, gdzie zacząć. Nie miała żadnych śladów, żadnych poszlak. Nie znała dobrze głównego lądu. Tak naprawdę przydałby się Mer. Zamaskowany gwardzista wydawał się bywać wcześniej w świecie. Być może byłby bardziej obeznany w sytuacji. Jednak nie było go przy nich. Lexie się wydało, że ciężka postać gwardzisty staje po drugiej stronie ogniska i siada, z cichym szczękiem zbroi, jednak to musiała być halucynacja, wywołana zmęczeniem, bo gdyby on rzeczywiście tam był, Mirajane na pewno by zareagowała. A księżniczka niezmiennie wyglądała na zmrożoną królową lodu.
Strażniczka dyskretnie się przysunęła bliżej, chcąc przynajmniej trochę złagodzić działanie magii jej wysokości, jednak poza tym, że zaczęła odczuwać dotkliwiej zimno nie wydawało jej się, by zaszła jakaś zmiana. Dopiero po kilku godzinach, gdy słońce już zaszło, a świat spowiły nieprzeniknione mroki, chłód paradoksalnie nieco osłabł. Lexie dorzuciła do ognia, który łapczywie pochłoną świeże gałęzie. Zmęczona gwałtownymi wydarzeniami i emocjami księżniczka najwyraźniej wreszcie zasnęła. Brunetka poprawiła otulający ją płaszcz i wróciła na swoje miejsce. Miała nadzieję, że do poranka będą mogły jeszcze trochę wypocząć, jednak nadzieja jest matką głupców.
Kilka godzin przed świtem z czuwania wyrwały gwardzistkę kroki. Szybko zagasiła ogień i obudziła Mirajane, nakazując jej milczenie i wskazując na Aresa. Miała nadzieję, że blondynka zrozumie i zdołają wymknąć się po cichu potencjalnemu zabójcy.
(Mirajane?^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz