Strony

czwartek, 23 listopada 2017

Od Mirajane do Lexie

Kiedy usłyszałam kruka, moja wcześniej pędzącą przez żyły krew, zastygła, powodując uderzenie zimna. Moje czerwone ze złości policzki zbladły i ponownie ma cera przybrała odcień porcelany. Popatrzyłam na gwardzistkę, piorunując ją spojrzeniem. Wiem, że chciała dobrze, ale co z moją rodziną. Byłam na zamku sama. Czyli to musiał być plan! Plan tego cholernego zabójcy, który prawdopodobnie zabił mojego drugiego, lojalnego gwardzistę. Z moich oczu poleciały łzy, które w połowie policzka zamarzły. Przytuliłam się do białego ogiera, który prychnął do mnie tak, jaby chciał mnie pocieszyć. Byłam naprawdę beznadziejną władczynią. Nir umiem obronić swego ludu. Lexie patrzyła na mnie z powagą. Oderwałam moje dłonie od uprząży, a gwardzistka poprowadziła nas ponownie do tego obozu. Kiedy nie patrzyła, palcem wskazującym, za grzbietem konia, ukształtowałam magicznego ptaka, który był cały z lodu. W jego wnętrzu, była wiadomość dla taty. Potem rozstawiłam palce u dłoni, a ten odleciał. Popatrzyłam na Lexie. Udało mi się to zrobić tak, aby nie dojrzała tego. Z powagą wyprostowałam się, patrząc na niebo, które zalewało się ciemnymi chmurami. Całun zła otoczył moje państwo... Czułam, że to moja wina, że teraz zamkiem włada ten psychopata. Czy na pewno dobrze robię, że nie zbuntowałam się gwardzistce? Przecież to ja jestem księżniczką, nie ona... Dlaczego poddaję się władzy mojej poddanej. Pokręciłam głową. Brązowowłosa przywiązała konia do jakiegoś pnia, a ja ostrożnie zeskoczyłam z niego. Nałożyłam na głowę kaptur, który otulił mnie swą ciemnością. Me serce stało się znowu lodowate jak zima. Z kolei ode mnie biło zimno, chłód. Brak ciepła, którym zawsze darzyłam innych. Miałam tego dość. Niech ta magia przejmie nade mną kontrolę. Na co ludziom taka beznadziejna dziedziczka tronu... 

< Lexie? Przepraszam za zwłokę... Nauka >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz