Strony

wtorek, 5 grudnia 2017

Od Takako

Od tamtego zdarzenia minęło trochę czasu i wciąż nie spotkałam się z nim. Dzięki informacjom, które dostaje na czas mogę uniknąć tej osoby. Przynajmniej tak mogę go strzec.
Zarzuciłam na siebie pelerynę oraz kaptur, tak aby nikt mnie nie rozpoznał. Yuzuki kroczył po mojej prawej stronie w swojej zwierzęcej formie. Jego futro było takie piękne w dodatku takie przyjemnie miękkie. Jego ogon poruszał się raz na prawo, raz na lewo. Natomiast Ryuu siedział mi obecnie na ramieniu. Pomiędzy mną, a moim kapturem. Przynajmniej było mi ciepło w twarz. Jego futerko było takie delikatne, miękkie i ciepłe. Swój ogon ułożył na mojej szyi, jednak nie było go za bardzo widać.
Pogoda była sobie średnią. Chociaż wolałam gdy wiał wiatr i było chłodno niż jakby miał padać zimny deszcz.
Byłam obecnie w drodze do królestwa Merkez. Miałam tam przygotować kilka lekarstw z ziół specjalnie dla żołnierzy. Kiedyś odwiedzałam to królestwo. To co zostało mi w pamięci to ich wypieki. Na samą myśl robiłam się głodna. Nim przekroczyłam bramę miasta, rozejrzałam się dookoła. Może i byłam niewidoma, ale wciąż mogłam poczuć aurę tego miejsca. Zapewne dużo rzeczy się zmieniło przez te kilka ostatnich lat. Yuzuki podał mi swój ogon, abym się nie zgubiła w tłumie ludzi. Z przeznaczeniem granicy nie mieliśmy problemu.
- Takako-chan, nie powinnaś iść za ogon wraz z tym zwierzęciem. - poczułam jak Ryuu zszedł mi z ramienia. Zamienił się w człowieka, chwytając mnie za drugą rękę.
- I kto mówi, że jest zwierzęciem, zwierzaku! - mogłam się tego spodziewać po tym.
- Obiecaliście mi, że nie będziecie się kłócić oraz zmieniać w ludzi, gdy jesteśmy w tym królestwie. Yuzu chyba wiesz, że niektóre osoby polują na ciebie, podobnie jak i na ciebie Ryuu. Tak więc, proszę, abyście się z powrotem zmienili. - o dziwo nie usłyszałam żadnych sprzeciwów. Yuzuki pod postacią czarnej panterę podał mi swój ogon, aby było mi lepiej iść. Zawsze mogłam na niego liczyć. Ryuu usiadł ponownie mi na ramieniu, ogrzewając mi z powrotem zimną twarz. - Dziękuję. - dodałam z uśmiechem na twarzy.
Przechodząc do kolejnej uliczki poczułam słodką woń jakiegoś pieczywa, ciasta czy co to było. Z pewnością coś słodkiego. Chciałam tam iść i to wraz z chłopcami jednak oni ponownie zaczęli się kłócić. Ryuu zeskoczył mi z ramienia i zaczął się wykłócać. Oni już nawet nie reagowali na to co do nich mówię, więc skierowałam się sama do miejsca z którego wydobywał się ten przecudnie smakowity zapach. Weszłam do środka jakiegoś budynku. Nad drzwiami był zawieszony dzwoneczek, więc gdy otworzyłam drzwi sprzedawca usłyszał mnie. Wzięłam "drobne" (czytaj: duże) co nie co. Dla mnie oraz tamtych dwóch o ile było mi dane do nich dojść. Co prawda kierowałam się za ich zapachem, który rozpoznawałam, ale na ulicy było dużo ludzi przed co było mi trudno przejść. Przed przypadek wpadłam na kogoś, upadając tym samym na zimną, wilgotną ziemię.
- Przepraszam. - powiedziałam, nawet nie wstając z ziemi. Zaczęłam szukać pudełka wraz z łakociami.
- Twoje przepraszam nic nie da, ślepoto! - już mogłam się domyśleć, że ten mężczyzna nie należy do tych przyjaznych. Wstałam ze ziemi, nie szukając już więcej pudełka.
- Przepraszam. - powiedziałam jeszcze raz po czym skierowałam się przed siebie, nie rozmyślając już nawet gdzie idę.
Usiadłam na ławce z oczekiwaniem, że moi wspaniali towarzysze zaczęli mnie szukać. Czekałam na nich ze trzydzieści minut, a ich wciąż nie było. Na dodatek zaczęłam się coraz to bardziej robić głodna. Wstałam z ławki i po zrobieniu kilka kroków, zaczepiłam pierwszą napotkana mi osobę.
- Przepraszam bardzo. - powiedziałam lekko rozkojarzona.
- Słucham. - usłyszałam ponownie męski głos z tym wyjątkiem, że był bardziej miły.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć gdzie znajduje się jakie spokojne miejsce, gdzie mogłabym coś zjeść? - zapytałam się.

<Lucas?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz