Strony

wtorek, 20 marca 2018

Od Cyrusa do Ashley

Wzniosłem oczy ku niebu.. sufitowi.. Cokolwiek, co tam było. Odchrząknąłem, aby oczyścić gardło, po czym zabrałem się za odpowiedź.
- Latam od czasu do czasu, aby poćwiczyć bądź aby odpocząć od ludzkiej powłoki. - Wyjaśniłem, po krótkim namyśle rozkładając skrzydła i prostując ogon. Oczy brunetki otworzyły się szerzej oraz rozbłysły z trudem ukrywaną ciekawością. Uniosłem kąciki ust, NARESZCIE czując się docenionym. Ktoś w końcu, po tylu latach, zrozumiał, jak piękny, wspaniały, inteligentny, dobry i, co najważniejsze, skromny jestem!
- Co do dziewic.. Mamy coś na wzór szóstego zmysłu. I tak, część z nas je zjada, tłumacząc się, że mają delikatne mięso. Ja osobiście preferuję krasnoludy i syreny w czwartki. W ramach diety, rzecz jasna i zbilansowania substancji odżywczych w moim organizmie. - Wykonałem kilka póz, aby moja nowa fanka mogła zobaczyć me piękne ciało w całej okazałości.
- Masz jeszcze jakieś pytania? -
- Na dzisiaj nie. Jutro wrócę z nową porcją. - Dziewczyna otworzyła drzwi i uwiesiła się na nich. - Pamiętaj o drewnie, smoczku. -
Odprowadziłem ją wzrokiem, po czym spojrzałem na zegar. Byłem już zmęczony, a na więcej gości się nie zapowiadało. Zamknąłem więc wejście na zamek, zasłoniłem okna i posnułem się schodami do małego mieszkanka nad sklepem. Dokonując dokładnej toalety i pielęgnacji łusek kosmetykami, przywiezionymi aż z Leoatle, przebrałem się w swe szaty do snu i wsunąłem pod kołdrę. Była szorstka, lecz znośna. Wyczerpany jakże męczącym rozkładaniem towarów i byciem tak świetnym jak moi, szybko zapadłem w sen, pełen złota i syren.

Zgodnie z planem, dostawa nowych reliktów zjawiła się na rynku. Stanąłem przy powozie.
- Hrabia van Draconum? - Spytał z wahaniem woźnica, na co skinąłem ze znudzeniem głową.
- Tak. To wszystko dla mnie? - Zmierzyłem wzrokiem skrzynie. Nie było ich wiele, jednak były spore. Powinienem sobie z nimi poradzić, ale i tak istniała szansa, że będę musiał zabierać się z całym tałatajstem na dwa razy. Odmawiając propozycji podwiezienia obiektów pod sklep (za dodatkową opłatą, cóż za zdzierstwo!), wziąłem obiekty na swoje barki. Tak, jak myślałem. Musiałem pokonać trasę sklep - rynek aż trzy razy. To o dwa razy za wiele. Na szczęście, kiedy wyczerpany docierałem pod wieczór na miejsce, zobaczyłem coś, co automatycznie poprawiło mi nastrój.
- Witaj, moja fanko! - powiedziałem, kładąc skrzynie na podest i prostując się z lekkim uśmiechem.

<Fanko? ;) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz