Strony

poniedziałek, 12 marca 2018

Od Ishi do Marco

Westchnęłam cicho, swój beznamiętny wzrok pozostawiając wlepiony w podłogę. Wykonałam drobny krok, dłonią delikatnie podpierając się o ścianę, przy której siedział starszy mężczyzna. Próbując ominąć kontakt wzrokowy, na który widocznie wyczekiwał Marco, zsunęłam się po ścianie, podobnie jak towarzysz kilka sekund temu.
- Dobrze wiem, że demony zazwyczaj przynoszą wiele złego ludzkości, lecz... Czy ja, pani doktor, chciałabym się zaliczać do tego grona? - powiedziałam cicho, z lekka przygryzając wargę, podczas gdy na moje usta wpłynął cień uśmiechu.
- Może i ma panienka rację... - odparł, również biorąc głębszy wdech. - Ale niestety nic nie zmienia faktu, że aktualnie stałaś się celem wielu najemników. - dodał, przynajmniej z twarzy niewzruszony. Mimo dosyć neutralnej mimiki, dane mi było wyczuć tą burzliwą aurę wokół jego osoby. Tysiąc myśli na sekundę, znam to całkiem kłopotliwe uczucie.
- Nie wiem czy zginę, nie wiem z czyjej ręki... Szczerze mówiąc, nawet nie mam pojęcia, co ze sobą w takiej sytuacji począć. Okropnie się boję, chociaż będąc demonem, powinnam przynajmniej w najmniejszym stopniu być zdolna do obrony... - wyszeptałam praktycznie niesłyszalnie. Skulona, z kolanami podsuniętymi pod sam podbródek, ukradkiem przeniosłam swoje równie wyblakłe co zwykle tęczówki, w kierunku siedzącego obok, ciemnowłosego. Z tej, o wiele bliższej i jaśniejszej perspektywy, dane mi było dostrzec wyraźne oznaki zmęczenia, malujące się pod oczami mężczyzny. Podpierając się jedną z otwartych dłoni, o nieco chropowatą powierzchnię podłogi, po chwili mogłam na powrót znaleźć się w pozycji stojącej. Wykonałam kolejne, delikatnie większe kroki, by w ułamku kilku sekund znaleźć się naprzeciw Marco, który wciąż nieco zmieszany, poszedł w moje ślady ze swoimi czynami. Uniosłam w jego stronę, swoje trochę pewniejsze spojrzenie... By po krótkim momencie, jednak z powrotem wbić je podłogę, nad wyraz zawstydzona. Dlaczego jakiekolwiek kontakty wzrokowe, właśnie z tą, żywą egzystencją przynoszą na mnie taki efekt? Dosyć uporczywy, niepohamowany czyn mojego ciała, którego istnienie utrudnia mi kontakty międzyludzkie. Mruknęłam coś do siebie pod nosem, zaciskając z lekka pięści. Ostatecznie, ze zmrużonymi oczami udało mi się wbić w jego osobę swoje spojrzenie.
- Powinien pan położyć się i odpocząć! - szczerze mówiąc, moje "stwierdzenie" w swojej naturze bardziej przypominało nakaz. Rozbawiony wzrok wyższego, od razu został rzucony w moją stronę. Mimo to, pozostałam ze swą nieugiętą miną.
- Posłucham się poleceń lekarza, lecz skąd mam mieć pewność, że gdy się obudzę, wszystko będzie stało na swoim miejscu? - podpytał, z tym swoim wymownym uśmiechem. - Podobnie jak ty, panienko. - dodał, najwidoczniej zachciewając podejrzewać moją osobę o jakieś niemoralne czyny. Prychnęłam pod nosem.
- Nawet jeśli zdołałabym niezauważona wyjść, byłby to dosyć nierozsądny krok. - wzruszyłam z lekka ramionami. - W końcu... Nieuniknione, że mogę się rzucać w oczy. - odparłam, odwracając wzrok w bok. Pozwoliłam zachować pomiędzy nami krótką ciszę, by po chwili znowu rozchylić usta. - Ale jeśli już mam tu zostać na dłuższy czas, chciałabym wziąć z domu kilka najpotrzebniejszych rzeczy... - zboczyłam odrobinę z tematu rozmowy, wracając do planów mojego zostania na kilka dni w mieszkaniu pana Marco. Chociaż sprzeczne dylematy na temat wizji spędzenia tutaj kilku nocy, nieustannie nachodziły moje zakłopotane myśli, uważałam ten dom, - czyli, de facto miejsce zamieszkania jednego z najemników -, za najbezpieczniejsze przemilczenie całej tej sytuacji.
- Jak sobie życzysz, ale możemy nawet- -
- Nie. Ty. Teraz. Idziesz. Spać. - wtrąciłam się dosyć niekulturalnie w zdanie mężczyzny, na co ten, jedynie pokiwał nieco zrezygnowany moim zachowaniem głową. Skrzyżowałam ręce na poziomie piersi. - To ja posiedzę sobie teraz przy tobie... - uśmiechnęłam się, z cieniem niezbyt często ukazywanej przeze mnie złośliwości, zarówno w mimice, jak i w głosie.
- Jasne, jasne... - zaśmiał się, wymijając moją osobę, by po chwili przysiąść na oddalonym o kilka metrów, czymś w rodzaju kanapy. W sumie co za różnica, miękkie i zdatne do siedzenia. Właśnie. Spoczywać, a nie spać.
- Dlaczego nie idzie pan do sypialni? - wtrąciłam, podchodząc do ów przedmiotu i mężczyzny. - I proszę mi nawet nie mówić, że to wina mojej osoby... - syknęłam nieco ciszej przez zęby, mierząc jego postać od góry do dołu wzrokiem.
- Panienka również powinna się przespać, czyż nie? - podpytał, gdy tylko stanęłam mu naprzeciw.
- Idę po cukierki... - odburknęłam tylko w odpowiedzi, odchodząc w stronę miejsca, gdzie z tego co pamiętam zostawiłam podarowane mi słodycze. Przekraczając próg pokoju, od razu wzrokiem prześledziłam całe pomieszczenie, w poszukiwaniu papierowej torebki. Przysiadając w stylu tak zwanego "siadu w literę W", sięgnęłam dłonią w kierunku dostrzeżonego przedmiotu. Wbijając jeden z łokci w materac, dorwałam do siebie paczuszkę. Akh... To łóżeczko jest takie mięciutkie... "Chyba... Nic się nie stanie, jak chwilę tak sobie poleżę?" - powiedziałam do siebie w myślach, przytulając do siebie zarówno torebkę, jak i skrawek pościeli.
<Marco?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz