Strony

wtorek, 20 marca 2018

Od Juliette do Vanitasa

Oparłam się o pobliską ścianę, wlepiając wzrok w stojącego przede mną mężczyznę.
- Ciemność w żaden sposób nie sprawia mi problemu w transporcie na pewne ściśle określone odległości - kąciki moich ust drgnęły w złośliwym uśmieszku. Wprost przepadałam za drażnieniem się z innymi ludźmi, często wywiązywały się z tego ciekawe wydarzenia.
Westchnęłam cicho, mierząc wzrokiem mego towarzysza. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że chciał z grzeczności oddać mi swój workowaty płaszcz.
- Porozmawiajmy na zewnątrz - szepnęłam. Zdecydowałam się skorzystać z jego uprzejmości, i już po chwili moje ramiona otulone były ciepłym, ciemnym materiałem.
Opuściliśmy to jakże przytulne miejsce, wychodząc na spowitą ciemnością ulicę. Wydawać by się mogło, że całkowicie opustoszała, a jednak towarzystwa dotrzymywały nam pojawiające się jedna po drugiej gwiazdy.
- A więc słucham - skrzyżował ramiona na piersi, zatrzymując się zaraz przede mną.
- Zależy, co chcesz usłyszeć - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się złośliwie.
- Co panienka ma do powiedzenia na temat mojej oferty, i czym zajmuje się zawodowo rzecz jasna.
- O ile kotek nie będzie sprawiał problemu, mogę się zgodzić na pana propozycję. Co do mojej pracy muszę ostrzec, że może to nieco skomplikować sytuację.
- Już i tak wystarczająco mnie panienka zaskakuje, proszę więc mówić. Propozycji nie odwołam, postaram się także nie komentować. - uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób, a jednocześnie przez cały czas wpatrywał się w moją drobną osobę.
- Jestem zielarką o bardzo ciekawym asortymencie - zaśmiałam się niewinnie - wszelkie odurzające i wywołujące halucynacje substancje to dla mnie nie problem. Ale to nie jedyny sposób na zarobek w moim wykonaniu. Zajmuję się także mordowaniem, ale nie byle jakim, otóż zabijam na zlecenie - szeroki uśmiech nie schodził mi z twarzy. Po minie mego towarzysza mogłam z łatwością wyczytać, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Faktycznie, tego się po panience nie spodziewałem.
Na jego słowa parsknęłam śmiechem.
- Dopóki nie znajduje się pan na mojej liście nie ma się czego obawiać. Zajmuję się głównie złymi ludźmi, a pan mi na takiego nie wygląda. Jak na razie - przechyliłam głowę, pozwalając włosom częściowo zasłonić moją twarz.
Spojrzałam w górę, wdychając ostre, zimne powietrze i jak zahipnotyzowana zaczęłam wpatrywać się w jasne, migoczące punkty.
- Piękna noc, nieprawdaż? - wyszeptałam nie odciągając wzroku od gwiazd. W dzieciństwie marzyłam o tym, by zamieszkać na jednej z nich, zapomnieć o wszystkich przykrościach, które spotkały mnie w życiu. Byłam przekonana, że nie jesteśmy sami w tym bezkresnym wszechświecie, że jest ktoś jeszcze. Ktoś, kto uratuje mnie przed całym światem, jeżeli tylko będę miała odwagę go o to poprosić.
Nigdy nie miałam.
- W pełni się z panienką zgadzam, lecz także zimna. Proszę za mną - jego melodyjny głos ściągnął mnie na ziemię. Byłam przekonana, że sprawdziłby się w roli piosenkarza. Nietrudno mi było wyobrazić go sobie z gitarą na kolanach, śpiewającego jakąś balladę z głębokim, lecz trudnym i niezrozumiałym dla większości przekazem.
- Oczywiście - odparłam pospiesznie. Gdy noc otulała ziemię łatwiej przychodziło mi tonięcie we własnych myślach, niekiedy także marzeniach.
Ruszyliśmy chodnikiem w milczeniu, które od czasu do czasu przerywało mruczenie Tenebris.

Vanitas? ^.^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz