Strony

czwartek, 8 marca 2018

Od Marco do Ishi

Uśmiechnąłem się delikatnie do Ishi. Wyglądało na to, że alkohol zaczyna działać. To dobrze. Mogłem za jakiś czas skonsumować nieco jej krwi, aby samemu poczuć szumienie w głowie.. No cóż, takie są minusy bycia Żniwiarzem - nie możesz upić się w tradycyjny sposób. Odkryłem to pewnego poranka, kiedy mój ojciec jeszcze wstał, a ja zakradłem się do spiżarni, tuż obok kuchni. Służących jeszcze nie było, więc nikt nie zwrócił uwagi na małego chłopca z butelką złocistego trunku, prawdopodobnie była to jakaś nalewka. Schowałem się z moim "zakazanym owocem" w sypialni, wsunąłem się pod puchową pierzynę i z trudem odkorkowałem nalewkę. Wpierw zmarszczyłem nos, czując ostrą woń, lecz dzielnie, wmawiając sobie, że w ten sposób stanę się dorosły (chociaż w dłuższej perspektywie czasu to życzenie jest chyba jednym z gorszych), pociągnąłem spory łyk. Musiałem przerwać na chwilę pierwsze spotkanie z alkoholem, jednak ostatecznie opróżniłem całą butelkę. Nic się nie stało, jakby ten trunek nie miał żadnego wpływu na moją osobę. Nie powiem, zawiodłem się. Dzięki tak wczesnemu spotkaniu, mogę z dumą stwierdzić, że jestem abstynentem od ponad siedemnastu lat.
- Przygotuję pieczeń oraz ciasto śmietankowe. - oznajmiłem, wyciągając ze spiżarni ludzki udziec. Zakasałem rękawy, przygotowałem przyprawy i zająłem się obróbką. Ostrym nożem odciąłem pozostałości po punktach zaczepu ścięgien oraz nadmiar tłuszczu. Dziewczyna przysiadła na stole, już nieco bardziej śmielsza. Wyglądała jednak blado, co mnie zdziwiło, a za razem zaniepokoiło. Chyba się przeziębiła na tym mrozie. Biedactwo. Postanowiłem, że jak przygotuję posiłek, dam jej miejsce do spania, aby odpoczęła.
Naciąłem kawałek mięsa na środku, tworząc niewielką kieszonkę. Wypełniłem ją mieszanką ziół, ząbków czosnku oraz cząstek cebuli. Samą powierzchnię natarłem solą oraz kurkumą. Wszystko umieściłem na półmisku, otaczając przyszłą pieczeń ziemniakami, małymi paprykami i pomiodrami. Wszystko wsunąłem do pieca. Zerknąłem na brunetkę, która wyraźnie obserwowała moje ruchy.
- Jak się na taki posiłek zapatrujesz? - Spytałem, czyszcząc ręce oraz nóż. Ishi powąchała powietrze w kuchni.
- Pachnie... Dobrze. Trochę ostro, lecz smacznie. Masz coś jeszcze w zanadrzu? - Pani doktor wzięła w dwa palce jabłko, leżące luźno na stole i obejrzała je. Ostrożnie odebrałem owoc dziewczynie, widząc, jak jej dłonie zaczynając drżeć, a następnie pokroiłem jabłko. Podsunąłem cząstki, wczesniej posypane cynamonem, na talerzyku z patriamskiej porcelany. Moim zdaniem, dzieła z tamtego regionu oraz Tehali. Ten ostatni cieszył się szczególnym uznaniem na dworze ojca - prawie każdy element wystroju pochodził z wyspy. Nawet jeśli nie zawsze były odebrane pokojowo, musiałem przyznać - miały swój urok. Yamakaze z wdzięcznością zajęła się jedzeniem. Chcąc dotrzymać towarzystwa swojemu bądź co bądź gościowi, przeniosłem się z misą oraz jajkami na balt, przy którym się znajdowała.
- A więc, mówisz, że jest panienka medykiem. - Podniosłem białe jajko i przyjrzałem mu się. Powinno byc dobre. Podrzuciłem je, a następnie nabiłem na ostrze noża, przez co to pękło. Ishi położyła podbródek na dłoniach i zaczęła obserwować, jak kolejne żółtka spadają do naczynia.
- Tak, jestem. Zajmuję się głównie maściami na wysypki czy problemami u krów, które nie dają mleka. Nuda. Nikt nie chce mnie brać na poważnie. - Głos dziewczyny był zachrypnięty, jednak również dało się w nim wyłapać roluźnienie. Uniosłem kącik ust, wiedząc, że niedługo otworzy się całkowicie.
- Tak? A tóż to dlaczego? - Dodałem kolejne składniki i zająłem się mieszaniem ich w spójną całość. Brunetka wzruszyła ramionami, nabrała na palec masę i oblizała ją.
- Mmm.. Myślę, że to przez mój wiek. -
- Niech się panienka nie zraża. Ludzie zawsze mówili, mówią i będą mówić. - Odgarnąłem niesforne kosmyki za ucho, po czym przelałem ciasto do formy. Ta również znalazła się w piecu. Kolejnym etapem była masa śmietankowo - waniliowa, co ukończyłem nadwyraz szybko. Co jakiś czas spoglądałem na towarzyszkę, pilnując, aby przypadkiem nie zemdlała. Czuła się coraz słabiej, co widziałem gołym okiem. Kiedy prawie stoczyła się z krzesła, wziąłem ją, mimo protestów na ręce, i zaniosłem do sypialni.
- Ja już pójdę.. - Wymamrotała cicho Ishi, lecz zasłoniłem jej usta palcem.
- Niech panienka się położy. Zaraz przyniosę posiłek. - Przeniosłem chłodną dłoń na czoło dziewczyny. Te natomiast było rozpalone. Bez wątpliowości, miała gorączkę. Na szczęście, sprawa jeszcze nie była poważna, co nie znaczyło od razu, że stan Yamakaze może się nagle nie pogorszyć. W dodatku, niemiły dla ucha, chrapliwy kaszel wydobył się z ust mojej nowej znajomej. Wstałem więc z łóżka, po wcześniejszym okryciu dziewczyny i poszedłem do kuchni. Tam ukroiłem niewielki kawałek chleba z masłem oraz cukrem, przygotowałem rozgrzewającą herbatę i wziąłem z najwyższej półki karafkę z leczniczą substancją. Użycie jej było ryzykowne, gdyż, gdyby się okazało, że Ishi jest człowiekiem, umarłaby w męczarniach. W innym przypadku, do jutra będzie w pełni sił. Wróciłem do sypialni, podałem posiłek dziewczynie i podparłem ją ramieniem. Nie podobało jej się to, co wywnioskowałem po ściągniętych brewkach, lecz nie mogła już nawet mówić. Opiekuńczym gestem głaskałem włosy dziewczyny, kiedy jadła oraz piła. Następnie poleciłem jej wystawić język.
- To niegrzeczne. - mruknęła cichutko przez gorączkę, wykonując jednak moje polecenie. Z pewną dozą niepewności, upuściłem na język brunetki kilka kropel lekarstwa. Panienka skrzywiła się prawie od razu.
- Wiem, że nie jest zbyt smaczne.. Ale to pomoże panience. - powiedziałem z ciepłym, pocieszajacym uśmiechem, poprawiając pościel. Następnie, kiedy Ishi zaczęła zasypiać, przyciągnąłem do łóżka krzesło, postanawiając czuwać przy brunetce przez resztę czasu.

<Pani Doktor?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz