Strony

piątek, 23 marca 2018

Od Vanitasa do Juliette

Westchnąłem cicho, na powrót znajdując się na kanapie. Jakoś nie specjalnie miałem ochotę iść spać... Protesty mojego przeczucia, również krzyżowały wszelakie plany związane z tą czynnością. Błękitny księżyc, który tej nocy wzniósł się na niebo - nie może symbolizować niczego dobrego. Podparty o wyciągnięte, obie dłonie, dosłownie wyczekiwałem pierwszego, lepszego telefonu. Dam sobie rękę uciąć, jeśli dzisiaj rzeczywiście nie będę zmuszony zarwać nocki.
Przymknąłem oczy. W sumie, nie zważając na to... Powinienem mieć chwilę, by się przespać. Oparty o milutką poduszeczkę, odetchnąłem głośno. Doprawdy, nie minęła minuta od momentu mojego postanowienia, a już w kieszeni wyczułem znajome wibracje i znajomy dzwonek. Kiedyś, doprawdy zwariuję... O ile jeszcze jestem w miarę normalny. Dorwałem do siebie ów przedmiot, w momencie odbierając. Bez zbędnego gadanie, zostało mi podane miejsce przebywania wampirka. Jak zdążyłem dosłyszeć - młodej córki, jakiegoś krwiożerczego starca. Ach, dlaczego te pozornie inteligentne istoty, nigdy nie chcą przyjmować czyjejś pomocy... Szczególnie ze strony tak wspaniałego lekarza, który w mniej niż pięć minut, upora się z nawiedzającym ich ciała demonem. "Nie przemówisz nikomu do rozsądku" - mruknąłem do siebie w myślach, przechodząc do przedpokoju. Na powrót, powinienem być w przeciągu mniej niż godziny, więc obejdę się bez zbędnego zawracania głowy, zapewne śpiącej dziewczynie. Będąc już przy wyjściu, szybko zarzuciłem na siebie ciemny, workowaty płaszcz. Ruszyłem dosyć żwawym krokiem, w kierunku dobrze znanego placu. Podobno, właśnie na jego strefie, zmysły młodej kobiety zostały pochłonięte przez mrok. Na całe szczęście, miejsce zdarzenia nie znajdowało się zbyt daleko, więc w ciągu piętnastu minut byłem w okolicy wskazanego placu. Rzeczywiście, kobieta znajdowała się w opłakanym stanie... Niestety, w tym bardziej negatywnym znaczeniu. Oczy jasnowłosej, przypominały w tym momencie dwie, ciemne i puste w swej naturze dziury, ociekające obsydianową cieczą. Równie charakterystyczny, jeśli chodzi o tą formę, jest szeroki, równie szkarłatny uśmiech, wymalowany na twarzy ofiary. Dostrzegając nagły atak ze strony ciemnej postaci, momentalnie wtrąciłem się pomiędzy demona, a śmiertelnie przerażonego ojca. Mozolnie poruszająca się dziewczyna jakby oszołomiona, gwałtownie odskoczyła do tyłu. Platynowłosa praktycznie krztusiła się swym śmiechem.
- Proszę się nie martwić o córkę, nic jej nie będzie. - rzuciłem jedynie w stronę stojącego za mną mężczyzny, dobierając się po chwili do swej Księgi. Korzystając z nieudolności Szarlatana, któremu udało się przejąć władzę nad ciałem niewiasty, od razu wyciągnąłem przed siebie przedmiot. Kartki, jakby samoczynnie, pod wpływem niewidocznej mocy, przewróciły się i zatrzymały na jednej ze stron. Uśmiech mimowolnie wpłynął na mą twarz, gdy dane mi było ujrzeć to jedno, trafne nazwisko. Oślepiający jej istotę blask, w momencie wydobył się z głębi trzymanego przeze mnie przedmiotu. W takich przypadkach, dla pochłoniętych mrokiem i fałszywym imieniem... Rozwiązaniem jest oświecenie i przywrócenie prawdziwego nazwiska. Zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, jedna z dłoni dziewczyny, przybrała postać równie ciemnego ostrza, co jej ślepia. Nawet nie zorientowałem się, w którym dokładniej momencie zetknęło się ono z mą ręką, w której przytrzymywałem księgę. Syknąłem cicho z bólu, za wszelką cenę starając się utrzymać ją w dłoni.
- Shiro! Zgadza się, to imię idealnie odzwierciedla duszę istoty, o tak jasnych i zapewne przepięknych oczach... - oznajmiłem w pewnym momencie, nagle, robiąc kolejne kroki ku dziewczynie. Wyciągnąłem w momencie obie ręce w jej stronę, patrząc, jak szkarłatny cień, odchodzi wraz z powiększonym, wydostającym się z ciemnych stron blaskiem.
- M-Moje imi-ię... - wydukała, powracając do swego pierwotnego stanu, przy tym robiąc nieduże kroki w mym kierunku. Po chwili, pozwoliłem oprzeć się jej zapewne wyczerpanemu organizmowi, o moją osobę. - D-Dziękuję... - dodała również, swój dotychczas spuszczony wzrok, unosząc na przyglądającemu się całemu zdarzeniu ojca. Nie czekając na zbędne formalności z ich strony, praktycznie, udało mi się zniknąć tak szybko jak się pojawiłem. Robota niezbyt brudna, a tak wliczająca się w moje lekarskie statystyki! Co mnie interesuje fakt, że nikt ich nie sprawdza... Przynajmniej podsycam swe samowystarczalne ego.

Ziewnąłem głośno, przechodząc przez drzwi wejściowe domu. Odrzuciłem szybko płaszczyk na wieszak, nadzwyczaj wyczerpany zbliżając się do oddalonej o kilkanaście metrów kuchenki. Ponownie zagotowałem wodę, szykując się do zaparzenia sobie kolejnej dawki kawy. Moje zachowanie można mylić jedynie z uzależnieniem, szczerze mówiąc...
Wzdrygnąłem się nieco, słysząc skrzyp schodów za sobą. Błyskawicznie zwróciłem się ku dziewczynie, która przebrana w nieco luźniejsze ubrania, powoli schodziła na dół. Przechyliłem pytająco głowę, oparty plecami o blat.
- Przykro mi, jeśli panienkę obudziłem. - wtrąciłem niemalże od razu, gdy jej stopa zetknęła się z równą podłogą.
- Nie spałam. Prysznic nazbyt mnie pobudził. - wyjaśniła krótko, robiąc przy tym kilka kroków w moją stronę. - A dlaczego ty nie śpisz? - dopytała, opierając się o jedną z framug przejścia.
- Praca, praca, praca... - westchnąłem, wzruszając z lekka ramionami. Przeskanowałem dziewczynę od góry do dołu, swym badawczym wzrokiem. Ciekawa umiejętność, dzięki której może "od tak" zmieniać swój ubiór... - No cóż, jak na faceta przystało, muszę dotrzymać panience towarzystwa! - dodałem, przytrzymując obie dłonie, w okolicy bioder.
- Chyba jest pan zmęczony... - usłyszałem po chwili z jej strony. Zaśmiałem się głośno, kątem oka spoglądając na swą mocno rozdartą rękawiczkę. Ach, bywały większe rany w moim wykonaniu... Coś takiego nie powinno sprawić problemów, w zdecydowanym zignorowaniu.
- Zapraszam, na wspólne nudzenie się w lepszym do tego celu miejscu... - machnąłem na nią z lekka dłonią, pozostawiając czajniczek samemu sobie i ruszając jako pierwszy, ku schodom. Po drodze zgarniając płaszczyk, wybyliśmy ostatecznie na górne piętro, gdzie w dobrze ukrytym na suficie miejscu, spostrzec można było wpasowane drzwiczki. W momencie otworzyłem je, tym samym, ukazując przed naszymi oczami, przejście na dach domu. Chodź drabinka liczyła sobie około dwudziestu schodków, w miarę szybko przedostaliśmy się prosto, do wybranego przeze mnie miejsca. Kątem oka obserwując, wpatrzoną w widoki dziewczynę, zarzuciłem na jej osobę swoją narzutę. Z widocznym uśmiechem, położyłem się na dachówce, ignorując możliwość przesiąknięcia swych ubrań brudem. I tak miały iść do prania... Raz się żyje!
- Może opowiem panience jakąś historyjkę na dobranoc? - podpytałem, przy tym w momencie ściągając ze swych dłoni, niezdatne do niczego rękawiczki. Odrzuciłem szmatki na bok, po czym przyjrzałem się dokładniej ręce. "Uporczywe stworzenia nie zgłaszają się na badania okresowe, a później lekarz musi cierpieć..." - powiedziałem do siebie w myślach, spoglądając ponownie na Yui. - Mogę posłużyć jako poduszka, jeśli sobie panienka tego życzy~
<Juliette? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz