Strony

poniedziałek, 28 maja 2018

Od Nathaniela do Yoru

Tym razem trafiłem do miasta, w którym widocznie coś świętowali. Dotarłem tam w środku nocy, mimo późnej pory wszędzie było dużo ludzi, większość pijanych. Powolnym krokiem ruszyłem w kierunku karczmy. Kiedy tam przybyłem, uderzył mnie mocny zapach alkoholu. Skrzywiłem się lekko, by chwilę potem dostać się do lady.
- Dzieci nie powinny chodzić nocą po takich miejscach jak to. - zaśmiał się gospodarz, podchodząc do mnie.
- Witaj gospodarzu. - uśmiechnąłem się wesoło. - Jakie tam dziecko ze mnie. Nie przyszedłem się bawić, tylko popytać o pracę dorywczą. Jestem przejazdem.
Karczmarz, słysząc to z uśmiechem odesłać mnie do tablicy ogłoszeń. Życzył również udanego pobytu, za co podziękowałem. Przeskanowałem w głowie wszystkie propozycję i jedna zaciekawiła mnie najbardziej. Wyszedłem z lokalu kierując się w stronę miejsca zamieszkania, możliwe, że mojego przyszłego, zleceniodawcy. Będąc na miejscu nie zdziwił mnie wygląd domu. A raczej rezydencji, ponieważ tak można było nazwać to miejsce. Zapukałem w duże frontowej drzwi. Nie czekałem długo, gdyż otworzyła mi kobieta, najprawdopodobniej służka. Przywitałem się z uśmiechem i wyjaśniłem powód mojego najścia, po czym, po uprzednim zaproszeniu, wszedłem do środka. Kobieta zniknęła na moment, aby za chwilę zaprowadzić mnie, do jak mniemam gabinetu właściciela tej jakże zdobnej budowli. Usiadłem na krześle naprzeciwko biurka i zacząłem przyglądać się wystrojowi, panował tu duży chaos, no poza biurkiem. Na nim było nieskazitelnie czysto. Po chwili przyszedł właściciel owego bałaganu. Słysząc kroki, odwróciłem się, patrząc na wysokiego i postawnego mężczyznę w masce lisa.
- Witaj, przyszedłeś po pracę, prawda? - Podszedł i poklepał mnie po głowie, aby za chwile rozsiąść się w fotelu za biurkiem, kładąc nogi na owym meblu. - Nim powierzę ci swoje zadanie, opowiedz mi coś o sobie. Preferuję wiedzieć, z kim pracuję. I jeszcze, z czystej ciekawości - Wyjął z koszyczka wykałaczkę i wsunął ją do kącika ust - Ile ty masz lat? Rodzice wiedzą, w co się pakujesz?
Przygnębiła mnie lekko myśl, że muszę coś o sobie powiedzieć, nie dając jednak tego po sobie poznać, uśmiechnąłem się lekko.
- Mam dziewiętnaście lat. A rodzice.. Są daleko. Poza tym jestem pełnoletni i sam za siebie odpowiadam. - odparłem spokojnie. - Co chciałby Pan o mnie wiedzieć? - zapytałem po chwili.
Wyższy spojrzał na mnie uważnie, zastanawiając nie najprawdopodobniej nad tym, co powiedziałem.
- Nie wyglądasz na dziewiętnaście lat. - odparł w końcu.
- Uznam to za komplement. - ponownie się uśmiechnąłem.
- Może na dobry początek powiedz, jak się nazywasz i czym jesteś. - wyższy poinstruował, lustrując mnie wzrokiem.
- Nazywam się Nathaniel Reville. Jestem hybrydą nekomaty z wampirem. - odparłem spokojnie.
- Skąd jesteś?
- Pochodzę z Ucurum. Podróżuje, więc ta praca jest dorywcza i chwilowa. Coś jeszcze Pana interesuje? - zamyślił się na chwilę.
- Co z twoją rodziną? Może powiedz coś o swoim charakterze? - westchnął.
- Z rodziną? - powtórzyłem cicho, trochę nie rozumiejąc. Przechyliłem głowę lekko w bok, patrząc na swojego rozmówcę. - Mam młodszą siostrę i starszego brata, jeśli chodzi o rodzeństwo. Również rodziców. Nie biologiczni, ale równie mi bliscy. - zamilkłem na moment. - Co do charakteru nie ma chyba o czym mówić. Zresztą, jaki to ma związek ze zleceniem?
- Tak jak mówiłem, lubię znać ludzi, z którymi pracuje. Może ty masz jakieś pytania?
- Mam się zwracać per pan? - zapytałem.
- Wolałbym tak.
- Na czym dokładnie będzie polegać zadanie? - przeszedłem od razu do konkretów.
- Konkretnie. Podoba mi się. - zaśmiał się lekko. - Masz dostarczyć pewną paczkę do sąsiedniego państwa, do odpowiedniej osoby.
- Rozumiem. Co będzie w paczce?
- A to ważne?
- Dla mnie owszem. Nie chcę wplątywać się w coś, z czego nie będę mógł się wydostać od razu. - odrzekłem.
- Prezent. - skłamał. Było to iście perfidne zagranie i oczywiste. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem.
- Więc mógłbym załatwić to od ręki.
- Tak od zaraz? Jest środek nocy. Nie lepiej wyruszyć z rana? - również wstał.
- Czas to pieniądz. Nie chcę go marnować.
Wyszedłem wraz z mężczyzną z gabinetu, zatrzymał mnie w czymś na pozór holu.
- Może jednak zostaniesz? Wyruszysz jutro z rana stąd. - zaproponował. Odparłem, iż nie chce sprawiać kłopotu i spokojnie mogę wyruszyć od razu. Nie do końca była to prawda, mam wielką ochotę legnąć się na puchary dywan w głównym pomieszczeniu i pójść spać. - Nalegam. - dodał jakby przyjemniejszym tonem.
W końcu się zgodziłem, chociaż naprawdę nie chciałem robić problemu, co kilkakrotnie, jak nie kilkanaście razy powtórzyłem. Dostałem od służącej instrukcję, gdzie znajduje się łazienka, pokój, w którym mam spać i ręcznik. Wszedłem szybko do łazienki, wlałem gorącej wody do wanny, która się tam znajdowała i dolałem płynu pachnącego bodajże wiśnią. Rozebrałem się i zanurzyłem po uszy w wodzie i pianie. Po kilku minutach do pomieszczenia weszła jak gdyby nigdy nic gosposia z ubraniami, po ułożeniu ich na szafce — wyszła. Posiedziałem tam dość długo, nie wiem dokładnie ile, gdyż na trochę przysnąłem. Woda była już zimną, więc stwierdziłem, że pospałem z dobrą godzinę. Wyszedłem z wanny, ubrałem się, ogarnąłem pomieszczenie po moim pobycie tam i zmierzałem do pokoju. Na noc pozwalałem sobie na to, aby puchaty ogon ciągnął się za mną, a uszy były ułożone wzdłuż głowy, prościej mówiąc — zwykle tylko na noc bywałem w części przemieniony. Poza łazienką wszędzie były pogaszone światła, dzięki czemu zorientowałem się, że domownicy już śpią. Niestety nie ułatwiło mi to trafienia do sypialni. Starałem się być najciszej jak się da, aby nie zbudzić nikogo. W końcu dotarłem do jakichś drzwi. Chciało mi się tak spać, iż niewiele myśląc, wlazłem tam cicho i od razu wszedłem pod kołdrę. Nie dano mi się cieszyć spokojem i ciepłem, gdyż do pokoju wszedł nie kto inny jak wysoki gospodarz, przyszedł z jakąś kobietą. Zapalili światło, zdając sobie wtedy sprawę z obecności mej kociej istoty.
- Co ty tu robisz? - zapytał starszy.
- Zasnąłem w wannie, a że było ciemno, to się zgubiłem. A chce mi się spać, więc wszedłem do pierwszego lepszego pokoju. - jęknąłem pod kołdrą.
Chciałem już dodać, iż nie chce stąd wychodzić, gdyż mi ciepło, ale się powstrzymałem. Zacząłem przysypiać, znowu, przez co nie słuchałem już rozmowy dwojga osób stojących przy drzwiach. Ktoś coś do mnie mówił, po tym zgaszeniu światła, jednakże nie dotarło to do mnie. Zwinąłem się w kłębek i odpłynąłem w objęcia Morfeusza.

>*<

Obudziłem się, czując poruszenie obok mnie na łóżku. Leniwie otworzyłem oczy i nie dość, że o mało na zawał nie zszedłem, to dodatkowo zleciałem z łóżka. Mam szczęście, że koty spadają na cztery łapy, przynajmniej nie miałem z rana bliskiego spotkania twarzy z podłogą. Nadal, będąc zaspany, wróciłem pod kołdrę, ponownie się zwijając i zacząłem cicho mruczeć. Nie przestałem, kiedy poczułem dużą dłoń na głowie, która lekko się poruszała, roztrzepując mi włosy bardziej niż były. Po dobrych dwudziestu minutach oddawania się jeszcze lekkiemu snu i przyjemności z głaskania rozbudziłem się. Pisnąłem znów, spadając prawie z łóżka. Usiadłem po turecku na ziemi obok łóżka, zastanawiając się co zrobić. Mężczyzna w tym czasie leżał sobie jak gdyby nigdy nic i mi się przyglądał. Kilka razy próbowałem coś powiedzieć, bez skutku. W głowie krążyła mi jedna myśl: dlaczego ja spałem w jego łóżku? Z NIM? Po chwili dotarła do mnie sytuacja z wczoraj. Westchnąłem.
- Niech pan wybaczy za wczoraj. Popsułem plany na wieczór? - zapytałem, przechylając lekko głowę.
- Skądże. - odparł.
- Mógł Pan powiedzieć, żebym poszedł do pokoju gościnnego. Wstałbym. - mruknąłem.
- Nie chciałem Cię budzić. - podniósł się do pozycji siedzącej i się przeciągnął.
Wlepiałem wzrok w dobrze zbudowanego, ciemnowłosego lisa. Niejaki lis miał już zamiar coś powiedzieć, więc od razu odwróciłem wzrok. Uratowała mnie przed wszystkim służącą pukająca do drzwi. Dziękowałem w duchu za to, że teraz zaprosiła nas na śniadanie. Oczywiście starałem się wymigać i wyruszyć już do tego sąsiedniego państwa, niestety moje plany zostały pokrzyżowane.
- Na długo tutaj zostajesz? - padło pytanie.
- Jakieś dwa miesiące. Później jadę dalej. - odparłem cicho. Rano zwykłej pić bardzo ciepłe mleko, podobnie jak wieczorem, przez co mój harmonogram dnia został, delikatnie mówiąc naruszony.
- Jak się Pan nazywa? - zapytałem nagle, niezbyt się nad tym zastanawiając.

Yoru? XD — to jest w stanie podsumować to opowiadanie i mój nastrój, kiedy je pisałam.

Ilość słów: 1340

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz