Strony

niedziela, 27 maja 2018

Od Yoru do Nathaniela

Odchyliłem się wraz z fotelem do tyłu, nogami zapierając się o drewnianą kolumnę. Wzrokiem przebiegałem od swojego przeciwnika, przez karty aż do drzwi karczmy. Ludzie wchodzili przez nie i wychodzili, często również wytyczali. Inni po prostu padali na podłogę, tarasując przejście dla tych mniej upitych mieszkańców. Prychnąłem na ten widok. Jak nisko człowiek jest w stanie upaść, kiedy tylko otrzyma okazję?
A taka, jak dzisiaj, nie zdarza się często.
W końcu, książęca para, rządząca tym skrawkiem bożej ziemi, powiła potomka. Urządzono więc festyn, kolorowe korowody od rana przechodzą ulicami miasta, a w karczmach trwa oblewanie dobrego imienia księżniczki. Przynajmniej piwo jest tańsze, a i prowizoryczna rozrywka się pojawia. Jednym słowem, cudownie. Wszystko, co moja nieistniejąca dusza może pragnąć.
— Poker. Wygrałem — powiedziałem krótko, kiedy moja kolej nastąpiła. Z cynicznym uśmiechem obserwowałem, jak twarz mężczyzny tężeje, jego oczy otwierają się szerzej, a serce bije szybciej, kiedy wyrzuciłem karty na stół. Piękny układ. As, Król, Dama, Walet i Dziesiątka. Dlatego tak bardzo lubię grać swoją, oznaczoną talią.
Wyciągnąłem dłoń przed siebie, czekając. Wpatrywałem się czujnie w mężczyznę, aby upewnić się, że mnie nie oszuka. Z resztą, byłoby to głupotą. Sam musiał to zrozumieć, gdyż w ciszy, bez protestów położył na mojej ręce swoją ciężką sakiewkę. Skinąłem głową, przytroczyłem zdobycz do paska, po czym wstałem i mocą zebrałem karty.
— Dzięki za miłą grę, Rieggen — Musnąłem czubkiem ogona jego policzek, kierując się w stronę wyjścia — To co, jutro powtóreczka?
Usłyszałem niewyraźne mamrotanie. Mimo to, znałem odpowiedź. Musiał się zgodzić, gdyż miałem jego rodzinę na oku. Jeden głupi wybryk, a żona i dzieci zdechłyby szybciej niż by się spodziewał. Poprawiłem zdobyty w innej grze pled ze złotogłowiu, pasujący wręcz idealnie do moich ramion, przeskoczyłem zręcznie nad pijakiem i wyszedłem z karczmy, wcześniej nie omieszkając pomachać właścicielowi na pożegnanie. O dziwo, ten jedynie zgromił mnie wzrokiem. Ciekawe, dlaczego. Podrzuciłem ukradziony kielich do góry. Naprawdę, nie widziałem powodu, dla którego mógłby mnie nie znosić.

***

— Panie Aishi — Służąca uchyliła drzwi do łaźni, wpuszczając do środka chłodny powiew. Leniwie ściągnąłem z oczu plasterki ogórka i poruszyłem z zaciekawieniem lisimi uszami, dając kobiecie znak, że może kontynuować — Chłopiec, którego pan chce zatrudnić przybył.
Spojrzałem zdziwiony na służkę. Tak szybko? Przecież wywiesiłem ogłoszenie na rynku zaledwie dzisiaj rano. No cóż, nie ma co narzekać, jeśli los daje ci kryształy zamiast cytryn!
— Wpuść go do mojego gabinetu — rozkazałem, wstając i sięgając po ręcznik — Daj mu wszystko, co chce. W granicach rozsądku, oczywiście. I nie zapomnij o herbacie.
Kobieta, po przyjęciu informacji, na palcach wycofała się z łazienki, z uniżeniem opuszczając głowę. Na spokojnie wysuszyłem swoje ciało, dokonałem wszelkich potrzebnych zabiegów kosmetycznych, po czym ubrałem się w nieco droższe szaty, aby popisać się przed gościem. Ogony ukryłem pod obszernym żupanem, żeby nie wystraszyć kogokolwiek nieumyślnie. Z półki wziąłem maskę i założyłem ją z namaszczeniem. Tak przygotowany, poszedłem do chronionego przez straże pomieszczenia, gdzie zazwyczaj zapisywałem zdobyte informacje. Z tego powodu, regały zajmowały całą ścianę, a część mniej ważnych ksiąg walała się nawet po podłodze. Na hebanowym biurku, mimo to, panował porządek, jakby mebel skutecznie opierał się całemu nieładowi wokół. Postać, siedząca na krześle, nagle odwróciła się w moją stronę. Nie mogłem powstrzymać się przed złośliwym uśmiechem, kiedy ujrzałem niezwykle młodą twarzyczkę. Chłopaczyna mógł mieć niewiele więcej niż szesnaście lat. Mimo to, miał białe niczym śnieg włosy, które co jakiś czas poprawiał. Do tego złociste oczy. Od razu było widać, że nie jest człowiekiem. Tylko kim, w takim razie? Moje zmysły nie były w stanie przeniknąć przez tę personę. Ciekawe. Lubię wyzywania, więc taka sytuacja jest dla mnie czymś nie tylko nowym, ale też ciekawym.
— Witaj, przyszedłeś po pracę, prawda? — Zbliżyłem się do krzesła, poklepałem dzieciaka po głowie, a następnie rozsiadłem się luźno w fotelu, przerzucając nogi na blat biurka. Okno za moimi plecami, sięgające prawie sklepienia gabinetu, wychodziło na panoramę miasta i książęcy zamek. Kiedy niebo jest czyste, można nawet dostrzec zarysy stolicy Merkez.
— Nim powierzę ci swoje zadanie — Musnąłem palcami znajdującą się na skraju blatu szkatułkę, którą zdobyłem od jakiegoś handlarza — opowiedz mi coś o sobie. Preferuję wiedzieć, z kim pracuję. I jeszcze, z czystej ciekawości — Wyjąłem z koszyczka obok najnowszego notesu z informacjami wykałaczkę i wsunąłem ją do swego kącika ust — Ile ty masz lat? Rodzice wiedzą, w co się pakujesz?

<Nathaniel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz