Strony

czwartek, 29 listopada 2018

Od Kiirana do Akroteastora

A coś mi mówiło, że nie powinienem ufać tak w zupełności temu tajemniczemu jegomościowi. Cóż, instynkt samozachowawczy, w moim przypadku, rzadko kiedy się odzywał, a i za grosz było we mnie jakiegokolwiek pomyślunku, jak mi to już kiedyś mówiono. I teraz właśnie przekonywałem się na swojej skórze, że nie każdy jest tak odważny, aby ponieść konsekwencje swych czynów, mając na myśli oczywiście maga, który teraz odchodził, czy raczej uciekał jak zaszczute zwierzę. Może były to słowa na wyrost, lecz tak to wyglądało. Przynajmniej z mojej strony.
Obróciłem sztylet w ręku, jakbym ważył go i oceniał przydatność w starciu z tak potężnym przeciwnikiem, po czym pochyliłem się nieco, unosząc przy tym w zawadiackim grymasie kącik ust. Byłem gotowy podjąć wyzwanie rzucone mi przez los, nawet jeśli groziło to pewnie poważnymi obrażeniami. Ale hej, raz się żyje, a na coś trzeba w końcu umrzeć!
— Jeszcze cię dorwę, wasza ekscelencjo! 
— krzyknąłem przez ramię do rozrzedzającej się stopniowo chmury dymu, czując, że mag jeszcze nie uciekł zbyt daleko, więc na pewno mnie usłyszał. Niech wie, że tak łatwo mu nie odpuszczę. A jeśli nasze drogi się skrzyżują, będzie musiał odpowiedzieć na kilka, jak nie kilkanaście pytań. Jakoś nie łyknąłem tej gadki o nie byciu odpowiedzialnym za ... to coś. Coś w tym osobniku nie pasowało mi do ogólnego obrazu podróżującego czarodzieja, o ile takowy w ogóle istnieje. Było w nim bowiem coś, co mógłbym śmiało nazwać mianem drapieżnego, nie mówiąc o tym, że był wysoki jak cholera, a ja to już miałem jakąś tendencję do patrzenia z dystansem na osoby wyższe ode mnie.
Stworzenie zbliżyło się dość szybko. Nawet bardzo szybko. Do tego stopnia, że udało mi się zrobić przewrót w bok w chwili, gdy już czułem w nozdrzach jej paskudny zapach. Przekląłem pod nosem swoje nieogarnięcie, podniosłem się i ponownie przybrałem pozycję obronną. Stworzenie jednak ... Zdało się nie zwrócić na mnie uwagi. Mówiąc szczerze, poczułem się urażony takim jej zachowaniem, więc wyprostowałem się i spojrzałem na sylwetkę bestii, kierującej się wzdłuż drogi. Niewiele myśląc, podbiegłem do Mirki, która skryła się cieniu drzew, po czym uderzyłem w jej boki. Klacz wydała z siebie przerażony kwik, jednak wyrwała się do przodu. Nie wiem, czy była po prostu odważna, czy tak mi ufała, ale zdawała się nie protestować za bardzo, kiedy nakierowałem ją na stworzenie przed nami. Gdy się zbliżyliśmy, chwyciłem wodze w jedną rękę. Skupiłem się na swoim zadaniu, wzrok utkwiłem w odsłoniętym ścięgnie. Jeszcze chwila, tylko trochę..
— To za twoją ignorancję! — krzyknąłem na jednym wydechu, gdy ostrze zagłębiło się w ciele bestii. Ta ryknęła ponownie, po czym, ku mojemu zaskoczeniu, odskoczyła w zupełnie inną stronę, wyraźnie jednak kulejąc. Zawróciłem konia, gotowy zaatakować ponownie, lecz zobaczyłem jedynie tlące się pole w miejscu, gdzie istota wcześniej się znajdowała. Czy ona się teleportowała? Użyła jakieś magii? Przeniosła się do swojego wymiaru?
Poklepałem Mirkę po szyi, uśmiechając się do niej słabo. Spisała się dzisiaj świetnie. Zasługuje chyba na dodatkowe jabłko, gdy wrócimy do obozu. Najpierw musimy jednak rozwiązać jeszcze jedną sprawę. Zagwizdałem ile sił w płucach. Gdy usłyszałem szczekanie Czuwacza, spokojnie zakłusowałem w stronę źródła odgłosu, aby ostatecznie znaleźć psa, ciągnącego tajemniczego maga za szaty. Uciekł całkiem daleko, ale pies zdaje się skutecznie go powstrzymał.
— Chyba powinienem dostać jakieś wyjaśnienia, nie uważa pan?

<Akroteastor?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz