Tak między bogami a prawdą, byłem już gotowy po prostu uśmiechnąć się szelmowsko, rzucić jakiś skromny komentarz, a następnie podążyć za strażnikami do ich zarządcy i odebrać pieniądze, które tak bardzo by mi się przydały. Pojawiła się tu jednak pewna kwestia, która nie pozwoliła mi tym mężczyznom zabrać mago—nie—maga ktokolwiek wie gdzie i zrobić niewiadome rzeczy. Słyszałem kiedyś o kobiecej solidarności. Męska pewnie też istnieje, lecz jakoś tej nie było mi dane ujrzeć w akcji. Ta pierwsza natomiast pozostawiła na moim ciele kilka znamion w postaci bolesnych siniaków i łatki zboczeńca, kiedy to prawie wszystkie wioskowe kobiety postanowiły mnie stamtąd wypędzić, gdy to córka kowala postanowiła głośno oznajmić, żem nie chłopak, a bebok. Nie wspominam tamtego wieczoru zbyt pozytywnie, lecz sama idea osób z jednej grupy, pomagającej jednostce, spodobała mi się na tyle, że postanowiłem podobną zasadę wprowadzić w swoim życiu. A nazywała się ona demoniczną solidarnością.
Idea, oczywiście, była niezwykle szlachetna w swym zamyśle, ale niestety, nigdy nie mogłem się do niej zastosować. I w tym momencie, niczym grom z jasnego nieba, spada na mnie okazja do nabycia doświadczenia, mówiąc szczerze, której nie mógłbym odrzucić.
— Proszę go zostawić — Podszedłem do strażników, zdobywając się przy tym na jak najbardziej męski, ale też poważny ton — Sam go doprowadzę do do zarządcy. Chcę się upewnić, że otrzymam nagrodę. Ja już kiedyś zostałem oszukany przez wam podobnych.
— Obawiam się, paniczku, że to nie będzie możliwe — Drugi strażnik podszedł do mnie, a dziwny uścisk z tyłu głowy stał się jeszcze silniejszy. Zerknąłem na broń w jego ręce. Czyżby ona była powodem tego, że tajemniczy mag czy co to jest nie mógł uciec? Mówiąc szczerze, sam miałem wrażenie, iż moje zdolności są ograniczone, co zdało się potwierdzać moje obserwacje. Byłem więc zmuszony do użycia swojej siły fizycznej. Przeanalizowałem szybko (zdecydowanie za szybko) sytuację, po czym, wiedząc, że w ten sposób sprawię, iż nie będę dłużej mile widziany w tym regionie, kopnąłem gwardzistę, wkładając w to tyle siły, ile miałem w sobie. Strażnik może nie padł jak długi na ziemię, ale przynajmniej zdekoncentrowałem go na tyle, aby opleść ogonem trzon buławy, a później wyrwać obiekt z uścisku mężczyzny. Odrzuciłem broń w pobliskie krzaki, a następnie przywołałem z pamięci proste zaklęcie odpychające, którego użyłem do odepchnięcia drugiego osobnika, który teraz odsunął się od tchórza, aby pomóc swojemu towarzyszowi. Dobyłem po raz kolejny swojego sztyletu i przyszykowałem się do długiej, lecz na pewno ciekawej walki.
— A więc — Obejrzałem się przez ramię na nadal związanego ... maga? Sam nie byłem już pewny, którego przerzuciłem przez grzbiet Mirki — Skoro ci pomogłem, za cenę całkiem niezłej nagrody za twoją głowę, może mi powiesz, dlaczego mnie okłamałeś? I co to było za stworzenie?
Stopniowo kierowałem się do obozu, aby tam przeprowadzić dokładniejsze przesłuchanie. Wolałem nie uwalniać tego dziwnego stworzenia, które chyba śmiało mogłem określić mianem demona, dopóki nie miałem pewności, że nie ucieknie. Prewencyjnie wziąłem ze sobą buławę. Może się przydać, gdyby mój nowy towarzysz postanowił nie przyjąć moich warunków. Albo jeśli po prostu okaże się mniej rozmowny, niż to sobie wyobrażałem.
<Akroteastor?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz