Strony

czwartek, 27 grudnia 2018

Od Lexie do Keyi

  Padające z nieba białe płatki śniegu znacząco ograniczały podróżnym widoczność, a konie zaczynały się ślizgać na niepewnym gruncie, przez co musieli podróżować wolniej, niżby Lexie chciała. Niepokoili ją też tamci bandyci, którzy zrezygnowali tak łatwo. Co prawda gwardia Leoatle była znana ze swoich umiejętności nawet poza terytorium tego kraju, jednak nie sądziła, by wzbudzała aż taki postrach. Mer milczał. Raptownie dziewczynie przypomniała się rozmowa z Keyą poprzedniego dnia.
- Mer, skąd wiedziałeś, dokąd kierują się bliźniaki - spytała cicho. Zamknięta przyłbica obróciła się powoli w jej kierunku. 
- Zabójca mi przekazał - oznajmił i z zamilkł, przy czym owo zamilknięcie było jak wyraźna kropka w wypowiedzi Zbroi. 
- Rozumiem. - Lexie nie dała po sobie poznać, jak bardzo zmartwiły ją słowa towarzysza. Rzuciła przelotne spojrzenie Keyi. Nie była pewna, co wtedy miała znaczyć uwaga tamtej. Być może słyszała w swojej gildii raport zabójcy, albo nawet znała go osobiście.
  Podróżowali raczej w ciszy. Śnieżyca, która rozpętała się wkrótce po spotkaniu z bandytami znacząco się nasiliła i wkrótce musieli szukać schronienia w stojącej na polu stodole. Pachniało wilgocią, a przez szczeliny w poszyciu dostawał się śnieg i mróz, jednak z braku alternatywy to musiało wystarczyć. Nie mogli nawet rozpalić ogniska, gdyż w tych warunkach nie dałoby się zdobyć drewna, a słoma paliła się zbyt szybko. Zresztą gwardziści Leoatle nie mogliby sobie pozwolić na tak rażące naruszenie prawa w obcym kraju.
  Oporządziwszy konia Lexie usiadła na stogu siania i oparła się o ścianę. Nie zadała sobie nawet trudu ściągnięcia zbroi. Mimo wszystko twardy metal zatrzymywał ciepło wewnątrz. Keya również umościła sobie miejsce na sianie zaś Mer bez zbędnych ceregieli usiadł na ziemi, opierając się na swojej włóczni i znieruchomiał, jakby był tylko kukłą.
- Obawiam się, że nie zdołamy dogonić bliźniaków ponownie - powiedziała ponuro Lexie, wpatrując się w przestrzeń.
- Śnieżyca działa też na naszą korzyść. W takich warunkach oni też nie mogą podróżować - odparła Kaya. Gwardzistka kiwnęła głową na znak zgody, jednak nie mimo wszystko nie czuła się z tym lepiej. - Możemy przynajmniej nieco wypocząć.
- Albo zamarznąć - mruknęła Jastrząb. - Założyliśmy, że kierują się do stolicy, jednak nie możemy nawet być tego pewni.
- Po drodze będzie można wywiedzieć się, czy ktoś ich nie widział - zauważyła panna Snow i Lexie ponownie się z nią zgodziła. Gwardzistka zaczynała już odczuwać zmęczenie podróżą. W końcu ścigali rudzielca już od jakiegoś czasu.
- Zajmij się tym - rozkazała brunetka krótko i zamilkła. Spróbowała dotknąć swoją świadomością umysłu Keyi, jednak połączenie urwało się w połowie. Westchnęła. - A teraz spróbuj się przespać.
  Teraz z kolei dziewczyna pokiwała głową i oparła się wygodniej o ścianę. Zamknęła oczy. Chwilę potem zrobiła to Lexie, jednak nie mogła zasnąć. Było zbyt zimno, a jej umysł błądził gdzieś pomiędzy świadomością a jej brakiem, przeskakując ze stodoły do Leoatle, do Tehali i z powrotem. W pewnej chwili poczuła, jak ktoś szturcha ją w ramię i zobaczyła nad sobą hełm Mer. Gdy tylko gwardzista zauważył, że jego towarzyszka jest przytomna odstąpił i poszedł przygotować konie do drogi. Snow wciąż jeszcze spała. Widać Zbroja nie zadał sobie trudu obudzenia jej, zrobiła to więc sama Lexie. Kilka naście minut później już ponownie byli w drodze.
  O dziwo tym razem to gwardzistka zagaiła rozmowę:
- Zostały nam może dwa dni podróży - zaczęła. - Zanim ich spotkamy, co wiesz o chłopaku.
- Jak już mówiłam: niewiele... - Keya westchnęła. - On i ja...
- Zaczekaj. - Lexie zatrzymała konia i uniosła dłoń zaciśniętą w pięść do góry, nakazując milczenie. Jej wzrok skupiony był na niewielkiej wsi przed nimi. A właściwie na tym, co z niej pozostało. Jej towarzyszka podążyła wzrokiem za jej spojrzeniem.
- Coś nie tak? - spytała.
- Wdawało mi się, że coś słyszę - odparła gwardzistka, nie spuszczając wzroku z zabudowań. - Coś jest nie tak z tą wsią.
  Białowłosa również zaczęła przypatrywać się domom.
- Nie widzę dymu - odparła ze zdziwieniem, a brunetka przytaknęła. Gwardzistka rzuciła Mer szybkie spojrzenie, którego ten nie odwzajemnił, ponownie zostawiając cały ciężar sytuacji na barkach dziewczyny.
- Jedziemy w dobrą stronę... - powiedziała cicho Lexie. - Omińmy ją przez pola.
- Dlaczego?
  Gwardzistka spięła konia i sprowadziła go z traktu na zaśnieżone pola.
- Jak już mówiłam, chodzi o magiczny przedmiot - wyjaśniła, gdy Keya ponownie zrównała się z nią.  Mówiła powoli, jakby ważąc każde słowo. - Artefakt, który akumuluje energię istot żywych, pozostawiając same... powłoki. Sama energia staje się potem zdatna do użycia przez jakiegoś potężnego maga. W tym miasteczku... zapewne są żywi, jednak nie ma w nich ducha.
(Keya?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz