Strony

niedziela, 13 stycznia 2019

Od Lexie & Mer do Takako

  Lexie i Mer pochylili swoje włócznie, odpychając zielarkę do tyłu i stając pomiędzy Lazy i jej towarzyszami a zbliżającymi się ludźmi. Ciała tych ostatnich nie wyglądały jak nic, co dotychczas widziała gwardzistka. Były paskudnie zmutowane i powykrzywiane. Właściwie nazywanie ich "ludźmi" było sporym eufemizmem, gdyż ich człowieczeństwo zostało zaprzepaszczone już dawno, dawno temu. Stwór, którego dane jej było widzieć w zamku mógłby wśród nich uchodzić za przystojniaka.
  Gwardziści synchronicznie poprawili tarcze i przygotowali się do walki. Zielarka za ich plecami dobyła sztyletu, a jej towarzysze przybrali zwierzęcą formę i czarna pantera skoczyła na przód, powalając dwóch ludzi na raz. Mer skrzypnął i ruszył za nim, a Lexie wycofała się, zagradzając drogę zielarce, która również chciał przyłączyć się do walki. Biały lis zakręcił się niespokojnie i przybrał formę człowieka. Lazy dała mu jednak znak, żeby dołączył do walki na przedzie.
- Co robisz? - spytała spokojnie tamta, słysząc przed sobą szczęk pancerza gwardzistki.
- Osłaniam cię, pani - wyjaśniła brunetka, nie odwracając się. Bacznie kontrolowała sytuację z przodu na wypadek, gdyby zbliżające się istoty w jakiś sposób wyminęły śmiercionośne kły wielkiego kota lub zabójczą włócznię milczącego strażnika.
- Jestem równie dobra w walce jak obaj moi towarzysze, dam sobie radę - zapewniła z miłym uśmiechem.
- Z całym szacunkiem, pani, nie mogę ci pozwolić narażać swojego życia. - Lexie była już przyzwyczajona do tego typu zachowania. Księżniczka Mirajane za każdym jednym choćby najbardziej błahym razem robiła dokładnie to samo. I najwyraźniej uczyniła to o jeden raz za dużo, skoro dosięgła jej ta paskudna klątwa. 
- W cale ich nie ubywa! - krzyknął Ryu, wokół którego tańczyły czerwone płomienie. Rzeczywiście, wyglądało na to, że przeciwnicy pojawiali się znikąd, nieustannie wychodząc z jamy. Jakby byli tam skądś sprowadzani przemknęło gwardzistce przez myśl. Skoro tak.... Odwróciła się akurat w momencie, w którym z czarnego lustra, okolonego szarymi kłębami toksycznej magii wyłonił się kształt, na którego twarzy znajdowała się zwierzęca czaszka, zakończona pióropuszem, opadającym na plecy. Jego długie ręce chwyciły od tyłu zielarkę, która nie mogła przecież go dostrzec i pociągnęły.
- Nie! - Lexie skoczyła do przodu, celując dłońmi w portal, jednak szaman zniknął wraz ze swoją zakładniczką, zanim palce strażniczki zdążyły go dosięgnąć. A potem było już za późno. Gładka tafla rozsypała się w szary pył przy kontakcie ze skórą kobiety, pozostawiając po sobie jedynie ciemniejszy ślad na podłożu.
(Takako? :3 I cyk, porwana xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz