Mimo sopli, widziałam przez nie rozmazaną sylwetkę mojej gwardzistki. Patrzyłam na to, jak przerzuca ubrania przez sople, a potem po prostu... Klęka. Klęka, a ja odczułam od razu co ona robiła. Dłuższą chwilę byłam w ogromnym szoku, nie ruszyłam się ani na milimetr. Patrzyłam się jak spetryfikowana w jeden punkt. Po chwili jednak wrzasnęłam, a sople rozbiły się niczym kryształowy żyrandol, a ja wyleciałam, łapiąc Lexie w moje ramiona. Mocno ujęłam jej policzki, błagałam ją, aby została. Błagałam, aby mnie nigdy nie opuściła. Powoli odczuwałam coraz większą samotność. Jak stracę Lexie, zapadnę w wąwóz rozpaczy i żalu, że dopuściłam do śmierci mojej gwardzistki. Hares nieco panikował, biegał w miejscu, uderzając końcówką ogona o ziemię i piszczał w przerażeniu.
- Życie bez mojej pani byłoby cierpieniem - wymamrotała po chwili Lexie. - Nie pozwolę, by moją panią spotkało to samo co Peikaeo. Magia nie odbierze mi kolejnej osoby, którą kocham. Nie ważne co się ze mną stanie, moja pani przeżyje. A potem znajdę Mer. - gwardzistka przestała zwracać się już nawet do mnie.
Mówiła gdzieś w powietrze, nie kierowała do mnie twarzy. Byłam przerażona jak nigdy. Trzymałam blisko siebie Lexie, zupełnie jakby zaraz ktoś miał mi ją odebrać. Ucałowałam kilka razy jej policzki z nadzieją, że poczuje się lepiej. Myślałam, że wtedy spojrzy na mnie, że uśmiechnie się i powie, że jest już lepiej. Jednak tak się nie stało. Wyglądała na bardzo słabą, była blada, a jej wzrok... Wzrok wydawał się uciekać ciągle w innym kierunku, jakby nie miała władzy w swoim ciele. Co ja znowu narobiłam. To wszystko to była moja wina. Moja i mojej egoistycznej momentami natury. Zawsze każdego ranię... Szybko ubrałam ją w jej spodnie oraz buty, aby nie zamarzała.
- Ona go kocha. Kocha tak, jak nigdy nie będzie kochała mnie. Nieważne. Nie jestem nawet warta jej miłości. Usunę się w cień, będę przy niej i dopilnuje, by magia jej nie zniszczyła. Będzie szczęśliwa z tym, z kim chce być szczęśliwą.
Słysząc te słowa, moje serce zabiło mocniej. W przerażeniu patrzyłam, jak chwilę potem wybełkotała kilka ostatnich słów. Zaczęła majaczyć, przez co wiedziałam, że nie jest z nią dobrze. Pocałowałam czule jej czoło, wtulając ją w siebie. Wstałam razem z Lexie, po czym usiadłam na grzbiet Haresa. Ułożyłam gwardzistkę tak, abym miała ją przed sobą, objęłam ją i dłońmi złapałam się futra Discorda. Zwierzę machnęło skrzydłami i wyleciało znowu do góry. Ja z kolei ułożyłam głowę strażniczki na swoim ramieniu. Delikatnie całowałam jej skroń, aby czuła, że jestem obok niej. W oddali powoli można było dojrzeć wieżę, w jakiej prawdopodobnie znajdował się lekarz. Odetchnęłam, kładąc policzek na głowie Lexie.
- Zaraz będziesz zdrowa, obiecuję ci to. - szepnęłam.
Lexie miała rację. Nie mogłam jej pokochać, tak, jak pokochałam Mera. Moje serce w całości należało do silnego rycerza, jaki był dla mnie bardzo, ale to bardzo bliski. To jednak nie sprawiało, że nie kochałam gwardzistki. Była dla mnie jak najbliższa siostra. Jak przyjaciółka, na którą zawsze mogłam liczyć. Żałowałam jednak, że nie mogłam odwzajemnić jej uczucia. Na pewno byłaby wtedy szczęśliwa, a wtedy... Wtedy by mogły być szczęśliwe we dwie... No ale przeznaczenie chciało inaczej. Pokochałam Mer. Obiecałam jednak sobie jedno. Będę dla niej zawsze najbliższą osobą. Zawsze będę obok niej i zawsze będę dawała jej to, czego potrzebuje. To był mój plan na przyszłość.
Minęło kilka chwil, a Discord wylądował na ziemi przed wieżą. Rozejrzałam się lekko, biorąc Lexie na barana. Cóż, to było trudne, nie byłam przyzwyczajona do noszenia kogokolwiek. Jednak dla niej dam radę zrobić wszystko, nawet przenieść góry. Hares zmniejszył się nieco, a łebkiem podtrzymywał jedno z ud Lexie, pomagając mi ją nieść. Drzwi do wieży otworzyły się samoistnie, kiedy podeszłam w tamtym kierunku. Nieśmiało weszłam do środka i rozejrzałam się. Zaczęłam wchodzić po schodach z pomocą Discorda. Minęło kilka dłuższych chwil, a wtedy znalazłam się na górze wieży. Na samym czubku były drzwi, więc zapukałam, a po kilku sekundach otworzył nam mężczyzna w dość młodym jak na lekarza wieku. Miał blond włosy, a na jego ciele leżał biały kitel, który był rozpięty i ukazywał zieloną koszulę w paski. Na oczach miał okulary z zielonymi szkłami, które błysnęły, kiedy zdejmował je z twarzy.
- A kogo ja widzę. Księżniczka Mirajane? - powiedział.
- Zna mnie pan? - zapytałam zaskoczona. - Tak, w każdym razie. To ja. Potrzebuję pilnej pomocy. Moja gwardzistka... - zaczęłam, ale nie zdążyłam skończyć.
Doktor wciągnął nas do pokoju, biorąc Lexie na ręce. Położył ją na kozetce i obejrzał pod lupą, jaką miał w kieszeni białego, choć nieco poplamionego dziwnymi substancjami, kitla. Przyglądał się mojej strażniczce bardzo dokładnie, jakby badał każdy milimetr jej skóry. Potem odszedł od niej, biorąc ze szklanej gablotki fiolkę o niebiesko-fioletowym kolorze. Otworzył usta Lexie i wlał jej kilka kropel cieczy do ust. Wyrwał dwa liście z małej szklarenki na jego biurku i też wsadził jej to do ust.
- Zaraz się obudzi. A ty panienko? Też nie wyglądasz najlepiej. - powiedział, biorąc swoją lupę.
Zaczął mnie oglądać, podobnie jak oglądał wcześniej gwardzistkę. Rzeczywiście, najmniejszy fragment mojego ciała został przez niego dokładnie obejrzany. Podobnie jak wcześniej, wyjął kolejną fiolkę, tym razem błękitno-czarną, podając mi ją.
- Magia Lodu. Jednak już nie ta książkowa, a taka zaklęta głęboko w tobie, księżniczko. Powiem ci szczerze, jeszcze kilka tygodni bez leku, a zginęłabyś w ogromnych męczarniach. Wpierw wnętrze zamarza, potem zewnętrzne części, a na końcu, powoli przebijają cię od środka lodowe kolce. Zdarzało się też, że ciała pod klątwą Lodu wybuchały, no ale nie wiadomo co by się z panienką stało. To co ci dałem, hamuje rozwój klątwy, nie eliminuje jej. Dam ci przepis na eliksir. Dzięki temu będziesz mogła normalnie żyć, normalną ilość czasu, a śmierć nie będzie tak bolesna, moja pani. - powiedział.
Usiadł do biurka i zaczął pisać coś na pergaminach. Podejrzewam, że zapisywał mi cały przepis na eliksir. Podeszłam do mężczyzny.
- Czy moja gwardzistka przeżyje? - zapytałam.
- Oczywiście, że tak. Nie stało się nic złego. Potrzebuje odpoczynku. Pozostańcie tutaj dwa dni, a wszystko wróci do normy. - odpowiedział mi doktorek, wracając do zapisek.
Odetchnęłam, siadając obok Lexie. Złapałam jej dłoń i położyłam ją na swój policzek. Zamknęłam oczy, wpatrując się w zmęczoną twarz mojej strażniczki. Jedną ręką pogłaskałam jej policzek, a potem ucałowałam jej czoło.
- Wybacz mi za wszystko Lexie... - szepnęłam do niej, głaszcząc bardzo delikatnie jej włosy. - Od teraz będę bardziej o ciebie dbała. Będę więcej myślała o tobie i o tym jak się czujesz. Nigdy więcej nie będę egoistką... - nadal mówiłam bardzo cicho.
Liczyłam, że zaraz się wybudzi po lekach, jakie podał jej blondwłosy mężczyzna.
(Lexie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz