Strony

czwartek, 19 listopada 2020

Od Zachariasa cd. Matriasena

 Zapalniczka leciała w stronę budynku w zwolnionym tempie i tak samo, niczym w filmie, wybuchnął gorący ogień, pożerający cały warsztat od fundamentów po dach. Wszystko się zapaliło, a razem z budynkiem zajęły się ptaki. Te, których od razu nie pochwycił ogień, zaczynały się dymić od iskierek, jakie wylądowały na ich piórach. Patrzyłem na to niczym zahipnotyzowany. Jednocześnie czułem zafascynowanie jego pomysłem, w którym bez żadnych problemów zniszczył wszystko, nad czym planował tak długie dni, w imię ratowania swoich ludzi, oraz niepokój, do czego mężczyzna może być zdolny, jeśli w sprawę wchodzi życie poddanych. Był nieobliczalny.
- Ruszajmy – do jego uszu dobiegł głos Matriasena. - Wy wracajcie do inkwizytorni i przekażcie, co się stało. Niech wyślą oddział i przeczeszą teren. Mają sprawdzić, czy ktoś przeżył i czy wszystkie ptaki zostały unieszkodliwione – zwrócił się do dwóch żołnierzy, którzy stali bacznie obok mnie. Jeden z nich spojrzał na mnie.
- A co z tobą panie?
- Trzeba jak najszybciej znaleźć źródło magii, inaczej może być tylko gorzej – wyjaśnił.
- Odmawiam pozostawienia cesarza samego bez obrony.
- Jeden wojownik starczy. Z moich obliczeń wynika, że wszyscy wrogowie zostali usunięci, a najbliższy obóz inkwizycji tylko kilka godzin drogi stąd. Poradzę sobie, wykonać rozkaz – żołnierze niechętnie się zgodzili. Posyłając mi jeszcze ostatnie groźne spojrzenie, odwrócili się i ruszyli na wschód, w kierunku swojego celu. Cesarz odwrócił się do mnie. - Znajdziemy obóz, tam zbierzemy oddział, potrzebny sprzęt i znajdziemy źródło  – oświadczył. - A więc w drogę! - powiedział to zbyt radosnym tonem jak na kogoś, kto właśnie zniszczył swój warsztat i wszystkie swoje plany.
Jesteśmy sami w środku lasu. Zero świadków, a miecz znajduje się przy moim boku. Wystarczyło go chwycić, zamachnąć się i odciąć mu głowę. Szybki ruch, który nie sprawi mu bólu. Nie będzie wiedział nawet, co się stało. Szybka śmierć na miejscu, a ja zdarzę uciec, nim ktokolwiek się dowie. Dlaczego tego nie robię? Bo cała sytuacja się zmieniła, a ja nie chce popełniać kolejnych błędów. Musiałem czekać i wszystko sprawdzić.
- Daleko ten obóz? - zapytałem, brzmiąc pewnie jak niesforny brzdąc wiecznie pytający „Daleko jeszcze?”
- Trochę… - cesarz spojrzał na niebo, rozumiejąc, o co mi chodziło. - ...dużo – dokończył. Robiło się już ciemno, a ja nie miałem konia, na którym dotarlibyśmy do Inkwizycji szybciej; chociaż może i dobrze? Czy na pewno oni są dobrym pomysłem? To tak, jakbym pomagał wrogowi.
- W nocy nic nie widać, lepiej rozpalmy ognisko i zaczekajmy do rana – zaproponowałem, ale mężczyzna pokręcił głową.
- Ta sprawa nie może czekać do rana – i jakby na potwierdzenie swych słów, przyspieszył. Westchnąłem tylko i nie chcąc (a raczej nie mając prawa) kłócić się z władcą, zaraz zrównałem z nim kroku. Nagle się zatrzymał. Przed nami płynęła rwąca rzeka. - Wcześniej jej tutaj nie było! - wręcz to wykrzyczał zdenerwowany. Zaczął się rozglądać i szukać szybkiego przejścia na drugą stronę, w tym czasie pozwoliłem sobie usiąść na zwalonym pniu. - Magia musiała zmienić teren lasu – zaczął mruczeć pod nosem. - W takim wypadku nie jestem pewien, jak daleko może być obóz. I czy jest on na swoim miejscu.
- Skoro ta magia jest taka przebiegła, to nawet jak tam dojdziemy, to może nas gdzieś przenieść – pomyślałem na głos. - Pójdę po chrust – sięgnąłem do torby. - Jako cesarz pewnie jadasz coś lepszego, ale nic więcej nie mam – podałem mu kawałek chleba, po czym poszedłem po drewno na ognisko.
<Matriasen?>

piątek, 6 listopada 2020

Od Matriasena do Zachariasa

To jest jedyne. - Cesarz nie zamierzał czekać na dalszy rozwój wypadków. Zaczął się miotać między stertami gruzu, wyciągając spod nich niezidentyfikowane przewody i łącząc w bezwładną plątaninę. - Teraz mamy większy problem. Jeśli posłańcy zakażą Stolicę, wszystko będzie stracone.- Zerwał ze ściany projekty, zamaszystym gestem i zmiął w kulę, następnie rzucił żołnierzowi. - Rozłóżcie podpałki pod tym, tym, tym, tamtym... - mówiąc, wskazywał kolejne sterty. - A ty wojowniku... - przykucnął przy stercie beczek. I szpikulcem z palca wybił dziurę w dnie jednej. Coś szarego zaczęło się sypać wyłomu. - Rozsyp to między podpałką. I rozłóż pozostałe beczki obok. 
  Inkwizytorzy bez słowa wykonywali polecenia, tylko Zacharias się nie ruszył, obserwując miotającego się Matriasena.
- Czekaj, czy ty chcesz wysadzić nas w powietrze? - Oparł się o beczkę, którą chłopak próbował właśnie dźwignąć. - Oszalałeś?
  Ich oczy się spotkały i ku zdziwieniu wojownika w oczach tego drobnego chłopaczka nie było ani krzty szaleństwa. Za to pełno lodowatej determinacji.
- Jeśli nie chcesz pomóc wojowniku, przynajmniej nie przeszkadzaj. - Wycedził zimno, próbując odepchnąć postawnego mężczyznę, co poskutkowało tylko odbiciem się od niego i gwałtownym bólem w plecach.
- Ja to wezmę, panie - wtrącił nadal trochę zdyszany posłaniec, wyciągając spod podróżnika beczkę, pod którą usypała się już spora kupka prochu. 
- Czekaj, nie skończyłem. - Zacharias, ku irytacji wojskowego, przytrzymał obiekt. - Ludzie zwykle umierają, gdy wysadzisz ich w powietrze!
- Gorszy los czeka ludzi, poddanych działaniu magi! - Matriasen podniósł głos. Inkwizytor odepchnął wojownika, zabierając beczkę. - Jeśli nie zareagujemy stanowczo, zaraz może być za późno.
  Jakby w odpowiedzi coś wbiło się w ścianę magazynu, odginając ją. 
- Czyli nic z tego co mówiłeś, nie było prawdą, tak? Zamiast poprowadzić świat w lepsze jutro, dasz się tutaj zabić?
- Panie, skończone - oznajmił jeden z inkwizytorów, odstawiając beczkę na ziemię. Cesarz zacisnął usta. Uderzenia z zewnątrz stawały się coraz częstsze i mocniejsze.
- Nie będzie jutra, jeśli nie zadziałamy dzisiaj - mruknął, ale już bez początkowego przekonania. Widać było, że jego umysł coś kalkuluje. Spojrzenie uciekało do różnych elementów.  - Dobrze. 
  Podbiegł do kolejnej sterty złomu, wyciągając z niej kolejne kable. Przepiął kilka instalacji i koniec podłączył do masywnej rury. Spojrzał na wojownika. 
- Przenieś to do ściany i trzymaj mocno. Pomóżcie mu. - Wojownik spojrzał pytająco. - Przebijemy ją.
  Mężczyzna nie miał dalszych obiekcji, a podczas gdy z żołnierzami próbował dźwignąć kawał metalu i ustawić w odpowiednim miejscu, Matriasen podpinał ostatnie  elementy.
- Gotowe. - Głos Zachariasa przebił się przez huk wyginanej stali. Cesarz podskoczył do zaworu i z wysiłkiem przekręcił go maksymalnie w prawo. Z trzymanej przez wojowników rury buchnął ogień, przepalając dziurę w metalu magazynu. Mężczyźni opuścili rurę, poszerzając otwór, a Matriasen zakręcił zawór ponownie.
  Czuła czwórka skoczyła w stronę wyjścia i wypadła w zimne powietrze po drugiej stronie magazynu. Stąd nie było widać ptaków, jednak nad dachem budynku przełaziły groteskowo wyglądające gałęzie. Cesarz zatrzymał się przy otworze, spoglądając na magicznego potwora, pożerającego jego dom nauki. I wyciągnął zapalniczkę. 
-  Jeśli mamy wygrać, nie możemy się zatrzymać - powiedział, patrząc na Zachariasa i cisnął zapalniczkę do wnętrza magazynu.
(Zacharias?)

Od Zachariasa do Matriasena

W milczeniu obserwowałem jego kręcenie się w kółko i starałem się zrozumieć sytuację. Osiemdziesiąt procent… czyli tyle miałem po matce, a reszta to ludzki ojciec. Ciekawe obliczenia, aczkolwiek dlaczego zaprzątałem sobie głowę czymś tak błahym? Moja misja wisi na włosku, przez moje roztrzepanie dowiedzą się, kim jestem – już nie chodziło o to, czy jestem następcą tronu czy ich wrogiem, ale to, że nie byłem człowiekiem, a jak wiadomo, magii w tym kraju się nie toleruje. Kiedy mężczyzna próbował wymyślić, co zrobić, ja patrzyłem na tajemnicze mikstury, jakie mi dał, jak one się nazywały? Latocyn? Faktocyn? Molocyt? Palozyt? Zamieszałem cieczą w naczyniu i się rozejrzałem po pomieszczeniu, w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłbym je wylać: niestety, zamiast znaleźć kwiatka, czy jakiekolwiek naczynie wypełnione wodą, co zobaczyłem? Jak jeden z żołnierzy ukrywa się w cieniu i nas obserwuje. Starając się nie łapać z nim kontaktu wzrokowego, wypiłem te cholerstwa z nadzieją, że nie zrobią mi żadnej krzywdy. Po co? Nie mogłem ryzykować, że mężczyzna doniesie nawet taki szczegół dowódcy, mogłem być przez to obserwowany dwadzieścia cztery godziny na dobę – a pod czujnym okiem chyba ciężko zabić cesarza? 
Czy ja naprawdę chciałem go zabić? Jeszcze raz spojrzałem na wynalazcę. Nie wyglądał na władcę państwa, nie przypominał tyrana opisywanego przez ojca, nie nadawał się na wojownika mordującego niewinnych ludzi. Czemu więc miałem go zabijać? 
- Dobra, wprowadzę twoją próbkę do czujnika i zaraz ich namierzymy – jego głos oraz igła trzymana w dłoni wyrwała mnie z namysłu. Momentalnie znienawidziłem siebie za brak rozumu, zamiast myśleć o aktualnej chwili, co zrobić, aby żadna z prawd się nie wydawała, to ja na nowo decydowałem, kogo chce mordować.
- Wydaje mi się, że twoja maszyna jest zepsuta – powiedziałem pierwsze, co mi wpadło do głowy. Chłopak zniżył dłoń i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. – Sam powiedziałeś, że osiemdziesiąt procent to dużo, przy czterdziestu są jakieś zmiany. Nie uważasz, że już powinno się coś zacząć dziać? Na przykład jakieś gałęzie z uszu, albo liście w nosie? Sam nie wiem. Chodzi mi konkretnie o to, że ty także oberwałeś, masz nawet poważniejsze obrażenia przez ich magię. Wydaje mi się, że maszyna połączyła wszystkie wyniki w jedno i przypadkiem wpisała go do moich - w jego oku coś błysnęło, a na twarzy pojawił się niezadowolony grymas.
- Może i masz rację – pokręcił palcem w górze, obrócił się na pięcie i zaraz podszedł do swojej maszyny. Zaczął coś klikać, przykręcać, a po chwili chwycił klucz i zaczął coś rozkręcać. Miałem chwilę, aby coś jeszcze wymyślić, tylko czy mogłem zrobić cokolwiek pod czujnym okiem wojownika, którego wynalazca dalej nie zauważył? Znowu się rozejrzałem po pomieszczeniu. Zniszczyć mu maszynę? Podmienić próbki? Takie rzeczy działy się tylko w książkach, tutaj jedynie mogłem mu wciskać kit o zepsutej maszynie. Potrzebowałem… cudu.
Nagle usłyszałem głośne rżenie konia, a po nim hałas na zewnątrz. Czyjeś krzyki i głośne poruszenie. Ktoś wpadł do środka.
- Co się dzieje?
- Kolejny atak. Zamieniają się w drzewa! – nie mogłem uwierzyć własnym uszom w te słowa. Momentalnie ruszyłem ku wyjściu, aby sprawdzić jego prawdomówność. Cesarz także chciał wyjść i to sprawdzić, ale został zatrzymany przez żołnierza. Zerknąłem na zewnątrz…
Niebo przesłoniły niebieskie ptaki, za które dałbym uciąć prawą rękę, że wyglądały jak piniaty na festynach! Atakowały żołnierzy, którzy się nie poddawali i próbowali je zabić, ale tym razem było ich więcej. Jedne padały i pojawiały się na ich miejsce drugie. Tym jednak razem nie korzystały z lodowych szpikulców, jak poprzednio, ale spod ich skrzydeł opadał pył, który po zetknięciu ze skórą… zamieniał ją w korę. Ludzie najpierw sztywnieli, a potem drewno rozrastało się po ich całym ciele. Kiedy ich twarze wyciągnięcie w niemym krzyku stały się kawałkiem drewna, zaczynali porastać liśćmi. 
- Zabierz stąd cesarza! – usłyszałem krzyk obok. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, jak dowódca opada na ziemię, a po chwili zamiast jego twarzy, widziałem bujną koronę liści. Nie mając zamiaru ryzykować życia, zostając tu jeszcze chwilę, zamknąłem drzwi i spojrzałem na wynalazcę i dwóch żołnierzy, którzy przy nim stali.
- Jest tu jakieś drugie wyjście?
<Matriasen?> 

niedziela, 1 listopada 2020

Od Matriasena do Zachariasa

 Wynalazca pobrał próbkę patykiem, następnie zanim wojownik nie odwrócił się do niego z powrotem wielką igłą pobrał krew z okolic zranienia.
- Ałć. - Powiedział bardziej z zaskoczenia, niż bólu mężczyzna. 
- Ma dziwny kolor. - Matriasen zamieszał dość ciemną cieczą wewnątrz igły. - Chyba oberwałeś gorzej, niż się spodziewałem. 
  Chłopak wyjął kapsułkę z próbką z urządzenia i wstawił do dziwacznie wyglądającej maszyny, na pierwszy rzut oka będącej zaledwie przedłużeniem otaczającego ją złomowiska. W sąsiednich komorach stały próbki inkwizytorów, a na koniec dołączyła do nich również próbka samego cesarza. Wynalazca sprawdził wystający z boku maszyny druk, zapełniony dziurkami, pokręcił głową, wyjął go, popisał ołówkiem, chwycił losowy projekt ze ściany projektów, zerwał i dziurkaczem przygotował nową matrycę, wzorując się na starej, wsunął do maszyny, przestawił kilka dźwigni, przekręcił kilka kurków, nacisnął pedał i ustawił będące tu i tam zegary, po czym rzucił szalone spojrzenie wojownikowi.
- Moja ulubiona część. Czerwony przycisk. - I z dziką satysfakcją wdusił go z całej sił. Maszyna zabuczała, zachrobotała i zatrzymała się. Chłopak zmarszczył brwi i zaczął obiegać ją z jednej strony na drugą, przestawiając przyrządy i ścierając kurz z niektórych części. Następnie podszedł do miejsca, w którym blacha była nieco wgnieciona i wziął zamach metalową pięścią. Brzdęknęła o metal, a dźwięk poniósł się po całym pomieszczeniu, rezonując z blachami. Maszyna ponownie zachrobotała, coś w środku kliknęło i z niektórych rur buchnęło nieco pary. - No. - skwitował z dumą Matiasen. 
  Wojownik podszedł trochę bliżej, patrząc jak jego krew znika w bebechach potwora z mieszaniną fascynacji i lęku.
- Nie martw się, wojowniku - powiedział cesarz pogodnie. - To nie jest jednym z tych piekielnych magicznych potworów, przy których największym twoim błędem jest pozwolić im zabrać fragment twojego ciała. Nie przeklnie cię, ani nie przejmie kontroli. Ot, cud techniki! Jedyna w swoim rodzaju Maszyna Do Badania Przypadłości Spowodowanych Przez Magię, w skrócie MDBPSPM, Módbips, jak go czasem nazywam. Zapytasz pewnie co z dwiema ostatnimi literami akronimu? Nic! Użycie jeszcze ich sprawiłoby, że imię Mudbipsa byłoby za długie. I niewymawialne. Ale pewnie nie interesują cię takie szczegóły. Lepiej opowiem ci, jak to działa. Zobacz sam! Tutaj wkładasz próbki, ważne, by grupować próbki różnego typu od różnych osób w sposób synchroniczny, by nie zostały pomieszane, gdyż mogłoby to sfałszować wyniki. Próbki wchodzą do aorty głównej, gdzie...
- Panie - zwrócił uwagę wynalazcy Vanton, wskazując na wysuwający się z maszyny podłużny papierek. - Wyniki.
- Ah, tak! - Cesarz podskoczył do kartonika i wyrwał go urządzeniu. Zaczął szybko przesuwać w palcach. - Czysty... czysty... czysty... czysty... - mruczał pod nosem, gdy nagle jego palce zatrzymały się na ostatnim rekordzie. - Komisarzu, ewakuuj inkwizytorów i Vantona - rozkazał, spoglądając na dowódcę inkwizytorów. Sprawa może być poważniejsza, niż mi się wydawało. 
- Ale panie... - zaczął Vanton, jednak silne ramię komisarza go zagarnęło. 
- Słyszałeś co powiedział cesarz? - spojrzał na niego twardo. Oficer zacisnął zęby i pozwolił się wyprowadzić.
  Prawdopodobnie umknęło to wzrokowi Matriasena, który właśnie zagarniał wojownika do wydzielonego metalowymi ściankami pomieszczenia, a nawet samemu wojownikowi, który nie był pewny, czy powinien się bronić przed tym niespodziewanym atakiem, czy na razie poddać woli wynalazcy, ale komisarz dał znać jednemu z inkwizytorów, by został i obserwował sytuację.
- Nie jest dobrze, nie jest dobrze. - Chłopak posadził towarzysza na krześle, wyposażonym w obręcze, które tamten uniknął, nie wkładając swojego ciała zbyt głęboko. Cesarz miotał się między buczącymi i parującymi urządzeniami. - Jest gorzej, niż myślałem. Najwyraźniej zarodniki musiały dostać się do twojej krwi, a może magia karnawałowych posłańców? W końcu oberwałeś na prawdę potężnym, akumulowanym atakiem. Co robić... poziom skażenia magią w twojej krwi osiąga niemal osiemdziesiąt trzy procent. Przy czterdziestu zaczynają się zdecydowane zmiany w organizmie i jeśli szybko się nie zdziała, staną się wkrótce nieodwracalne. Lacydozal, trzymaj i wypij. I popij glukorycytyną. Spowalnia działanie i niweluje moc magii. O i propazotal, odkaża krew. Zwykle wystarcza, ale przy takiej dawce... - Zatrzymał się gwałtownie, jakby coś w głowie obliczając, by równie gwałtownie wyrwać jakiejś maszynie jej obliczenia. Pokiwał do siebie głową, ruszając przy tym wargami. - Zlikwidowanie posłańców powinno pomóc. W siedzibie tego, kto sprowadził na nas las też na pewno będzie odtrutka. Skoro chcą nas zniszczyć żywym lasem zapewne mają coś, żeby nie rozniosło się u nich. Nie są tak głupi, by rzucać w nas coś takiego i nie mieć odtrutki. Tak. Tak! Musimy zebrać sprzęt! Ludzi! Maszyny! Albo nie, nie... zbyt duży ruch ich ostrzeże i uciekną. Trzeba ich znaleźć. Znaleźć, po cichu. Użyjemy czujek inkwizycyjnych do nawigacji. Weźmiemy czytniki linii magicznych. Próbka z twojego ciała powinna nas doprowadzić do tego maga. - Matriasen pokiwał głową do siebie.
(Zacharias? 🐱‍👤)

Od Lexie do Mirajane

 Księżniczka wstała, pozostawiając gwardzistkę samą sobie i ruszyła do doktora. Lexie odprowadziła ją wzrokiem, po czym położyła się na swoim posłaniu. Zamierzała jak najefektywniej wykorzystać pozostawiony jej na odpoczynek czas. Gdzieś z drugiego końca pomieszczenia dobiegła ją rozmowa Mirajane i lekarza.
-  Choroby są różnorodne, bardzo różnorodne. Najpierw trzeba zbadać szczegółowo pacjenta, następnie na podstawie składowych choroby, jej objawów pojedynczych i całościowego obrazu należy rozpocząć eksperymenty z podobnymi recepturami i właściwymi im składnikami. Wyniki należy podawać pacjentom, w nie dużych ilościach, i obserwować ich reakcje. Wzmocnić działanie składników, które pomagały, zlikwidować te, które szkodziły. Czasem wielokrotnie trzeba przebudowywać całą strukturę leku, bo niektóre składniki niezbędne do uleczenia choroby nie współgrają ze sobą, albo też potrzebne jest coś mocniejszego o tym samym działaniu. Zwykłe zielarstwo może nie wystarczyć na wyleczenie nieznanej choroby. Zwykle potrzeba badań wielu medyków i alchemików, którzy łączą siły w poszukiwaniu leku, a i nie zawsze udaje się go znaleźć. Czasem choroba zbierze swoje żniwo i odejdzie. Czasem wraca, ale wtedy ludzki organizm jest już na nią bardziej gotowy i jest w stanie łatwiej ją zwalczyć z pomocą ogólnodostępnych leków. Wszystko zależy od choroby. - Mówiąc, Richard żywo gestykulował, ale tylko jedną ręką, a jego bystre oczy odpływały nieco, czego wrażenie potęgował tylko zielony kolor okularów na jego nosie. - Leczenie nowych, dziwnych chorób, jak to ujęłaś, nie jest prostą sprawą, a i jeśli weźmie się do tego niedoświadczony medyk to może bardziej zaszkodzić, niż pomóc. A mówimy o czymś konkretnym? Być może choroba nie jest tak dziwna, jak ci się wydaje? - Lekarz patrzył z wyczekiwaniem na rozmówczynie, po czym machnął ręką. - A zresztą, nie moja sprawa. Ah eliksir, eliksir namierzający? Nie, nie ma czegoś takiego głuptasie. - Klepnął lekko w głowę Mirajane, na co Lexie prawie podskoczyła, jednak karcące spojrzenie obojga rozmówców przykuło ją z powrotem do łóżka. - Ale są zaklęcia namierzające. Potrzebujesz tylko czegoś, co należało do namierzanej osoby, najlepiej części ciała. Serca, płuc... albo paznokci lub włosów, jeśli nie masz takowych pod ręką. - Mrugnął do niej. - To podstawowa magia. Jeśli masz choć śladowe predyspozycje magiczne to jestem w stanie cię jej nauczyć. Oo, nic nie mów. - Przyłożył palec do ust kobiety, która zrobiła się lekko czerwona na twarzy. - Widzę, że lekarstwo działa, jesteś znacznie cieplejsza. Tak, tak. Z zaklęciem namierzającym nie powinno być problemu. A co do twojego ostatniego pytania... - zawiesił się na chwilę, a Mirajane odetchnęła, mając chwilę czasu na przeanalizowanie jego wcześniejszych słów. - Coś pomyślę, jednak przysługa za przysługę. Będziesz mi coś winna, KRÓLOWO Leoatle. - Słowo "królowo" wymówił z przesadnym naciskiem. - Jeszcze nie wiem co, ale jak nadejdzie czas to się upomnę. Na pewno byłbym w stanie przygotować coś dla twojej wojowniczki, jakieś wspomagacze i stymulanty, jednak nie są one zbyt zdrowe. I łatwo się uzależnić. 
- Nie przeszkadza mi to - wtrąciła ze swojego miejsca na łóżku Lexie. Mimo usilnych starań nie mogła się skupić na zaśnięciu, gdy ta dwójka rozmawiała tuż obok. Czuła się niespokojna i obawiała, że zwłoka tylko im zaszkodzi. I to z jej winy. Ale bardzo się starała odgonić te myśli. - Znam kilka ziół, pomagających w odwyku, a i zdrowie mam raczej mocne.
- Tak mocne, że musiałem wpompować w ciebie trzy litry lekarstw, nim odzyskałaś świadomość. Ah, młody organizm. Tak łatwo zbiera się po tak ciężkich ranach. W każdym razie jest to dla was na pewno wyjście. Eliksiry leczące to prostsza sprawa. Chociaż nie będą uniwersalne. Zrobienie uniwersalnego wymaga składników, których nie mam tutaj, na wyspie. Ale byłbym na pewno w stanie zrobić coś na krwawienie, coś na infekcje, na pewno mogę wam też dać morfinę na ból.
(Mirajane? Wchodzimy w delikatne tematy xd)

Od Heleny, Cythian'diala i Nyati - Wygnani z biblioteki

Cythian'dial westchnął, odkładając książkę o chorobach wenerycznych z powrotem na półkę. Książki medyczne były zaskakująco rzadkie, a tym bardziej specjalistyczne książki medyczne. Liczył, że w Wielkiej Bibliotece Merkez znajdzie jakiś odpowiedni tytuł, jednak jak dotąd nie dogrzebał się do niczego interesującego. Powiódł wzrokiem po nielicznych, przebywających w tym zacisznym miejscu osobach.
Helena siedziała oparta łokciem o blat stołu na drugim końcu pomieszczenia. Demon mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, ale od pewnego czasu obserwowała go, z trudem powstrzymując się od zadania pytania, co takie dziwactwo robiło w bibliotece, w dodatku przy półkach z literaturą medyczną. Widziała już wiele wybryków natury, jednak ten wydał się jej szczególnym ewenementem, przeważnie dzięki ubiorowi. I wzrostowi. Nie żeby ona mogła wypowiadać się, mierząc zaledwie półtora metra, jednak w pierwszym odruchu pomyślała, że ma do czynienia z karłem, których jak dotąd nie widziała zbyt wielu. Przetarła oczy, odkładając na chwilę okulary. Palce lewej dłoni, którą trzymała na papierze, żeby ten nie przesuwał się w czasie pisania, były poznaczone czarnymi smugami atramentu, zaś w prawej trzymała pióro. Otóż tak, pisała. Co więcej, zaczęła w południe, tymczasem już dawno zapadł wieczór. Nałożyła okulary z powrotem, wypierając z głowy karła i wracając do kartkowania oprawionego w skórę woluminu. Na co piątej stronie znajdowały się dokładne szkice, przedstawiające ułożenie smoczych mięśni w momencie wzbijania się do lotu lub budowę kośćca. Niestety mało który traktował o gruczołach, które pozwalały im na zianie ogniem. Ogniem, właśnie. Helena skrzywiła się, zobaczywszy, że wosk zaczął skapywać z zapalonej świecy prosto na blat stołu. Przetarła go chusteczką, odsuwając świecę na bok. Po chwili utraty koncentracji, wróciła do księgi.
Nyati z frustracją patrzyła się w leżące przed nią książki i tylko długa dyskusja, którą przed chwilą sama ze sobą odbyła, powstrzymała ją od tego, by nie rzucić nimi w kąt. Czytanie było nudne. I przereklamowane. Za dużo było tam mądrych słów, pięknych zwrotów i nikomu niepotrzebnych opisów czy przechwał, które ludzie wpisywali pewnie dlatego, że im zapłacono. Czy akurat opisywali kogoś kto źle opisany mógłby im ściąć głowę. Czytanie tego ją męczyło. Nie dość, że z trudem przedzierała się przez sam tekst, bo naukę czytania rozpoczęła niedawno, to jeszcze pełno tam było słów, których po prostu nie potrafiła pojąć. I musiała domyślać się ich z kontekstu choć to też nie było takie łatwe, gdy nie rozumiało się większości zdania.
Nie dziw też, że szybko zaczęła się nudzić i rozpraszać. Książki schodziły na drugi plan, leżąc przed nią bez celu, a jej wzrok coraz to uważniej przyglądał się przebywającym w okolicy personom. Nie było ich co prawda wiele i większość znajdowała się od niej wystarczająco daleko, jakby bała się kłopotów, ale wystarczająco, by nacieszyć oczy i zapomnieć o tym co miała robić. Stąd też płynnie przemykała od jednej postaci do drugiej, aż jej uwagę przykuł pewien przymały człowieczek, który w przeciwieństwie do reszty - był owinięty w ubrania i inne szmaty niczym człowiek z gorączką, w zimny wieczór, bez żadnego innego źródła ciepła w pobliżu. Przyglądała mu się więc uważnie, bez żadnego skrępowania, póki ten nie westchnął, najwidoczniej też znudzony lekturą, i nie podniósł wzroku. Choć co do tego nie była pewna bo całą twarz przysłaniała mu maska.
- Karzeł, a do tego pewnie tak szkaradny, że nawet się pokazać nie chce. - Mruknęła, choć w przeciwieństwie do większości ludzi nie miała w zwyczaju mówić niczego cicho i mogło to być z łatwością dosłyszane przez jej ofiarę. Zwłaszcza, że potem już bez żadnych problemów, postanowiła się do niego zwrócić głośno i wyraźnie, by przypadkiem mu to nie umkło. -  Ej, Ty tam! Widzisz Ty cokolwiek przez to drewno? Czy tylko udajesz takiego mądrego, a naprawdę sobie śpisz? - zawołała.
Nie przejmowała się zbytnio konsekwencjami swoich czynów, mając karła za słabego przeciwnika, a otoczenie za przemądrzałych głupców. Szczególnie, że w tym momencie nie pogardziłaby nawet bójką. Czy czymkolwiek co odciągnie ją od wewnętrznej potrzeby nauki czytania, która w jej oczach stawała się coraz mniej potrzebną rzeczą. Zwłaszcza wtedy, gdy akurat postanowiła się za nią zabrać. @Sosna
Spojrzenie Cythian'diala powędrowało w kierunku hałaśliwej osóbki. Różowa skóra elfki wyraźnie odcinała się na tle ciemnych regałów, a jej turkusowe włosy świeciły niemal w mętnym świetle, wpadającym przez okna, znajdujące się pod drugiej stronie sali.
~ Imitacja twarzy jest mile widziana przez istoty ludzkie ~ stwierdził po prostu, nic nie wyjaśniając, po czym wrócił spojrzeniem do uginającej się pod ciężarem, jak się okazuje, niezbyt udanych dzieł, wzrokiem.
Boże, Helena warknęła w myślach, wbijając palce w zimny blat stołu. Spojrzała przesyconym nienawiści spojrzeniem w stronę Nyati - w momencie, kiedy ta postanowiła wydać z pyska swój skowyt (Ny), atrament rozlał się po całej kartce, gdy rudowłosa kobieta z zaskoczenia, pociągnęła ją w swoim kierunku. Cała strona notatek. Do śmieci, Helena wstała i z obrzydzeniem zwinęła papier w rulonik. Trzeba było to wyrzucić, ale to później. Najpierw należało zrobić co innego. Zakłócacie pracę ludzi, którzy przyszli tu w jakimś istotnym celu, niewychowane, proste recydywa. Dlaczego wpuszczają tutaj osobniki, które przypuszczalnie nie potrafią czytać. Kto zapłaci za mój stracony czas? Różne sposoby na wyrażenie swojego gniewu kłębiły się w głowie Heleny, jednak ta na razie po prostu splotła ręce na piersi, przyglądając się temu cyrkowi, a w szczególności Nyati. To ona darła się w środku biblioteki. Mimo nagłego skoku ciśnienia, pani naukowiec zdołała usłyszeć odpowiedź demona i, litości ~ ! , z trudem powstrzymała uśmiech politowania, który mógł właśnie wypłynąć na jej twarz. Kolejny, który myśli, że jest interesujący i tajemniczy tylko dlatego, że nie jest człowiekiem? Śmieszne. Od środka wszyscy wyglądacie tak samo. Po jakimś czasie zorientowała się, że milczała przez może zbyt długą chwilę. Z drugiej strony, rozmowa pewnie i tak jej nie ominie. Miała pecha, jeśli chodziło o różnorakie recydywa. Nie brakowało takich nawet w środowisku magnackim, z którego sama się wywodziła. Ciekawe, czego szuka karzeł.
Młoda pół-elfa rzuciła karłowi gniewne spojrzenie choć co uważniejszy obserwator wypatrzyły też kryjącą się głęboko w jej oczach urazę. Dokładnie taką, gdy Ty planujesz idealną wymówkę, próbujesz dyskretnie wciągnąć w nią towarzysza, a ten psuje całą przykrywkę mówiąc najzwyczajniejszą w świecie prawdę. Rujnując cały Twój zamysł.
- Imico? - Warknęła, zirytowana kolejnym mądrym słówkiem przez które musiała się przedrzeć i na co nie miała najmniejszej ochoty. - Mówże chociaż po ludzku jak chcesz z kimś gadać. Albo mieć przyjaciół. Tak, gadanie niezrozumiałym językiem i wyglądanie jak wiejski ćwok na pewno nie pozwala na zdobycie zbyt wielu przyjaciół. Może dlatego tu też siedzisz, karzełku? - Zawołała, wciąż próbując zirytować nieznajomego.
Umknął jej jednak jeden fakt. Zbyt zajęta własnymi myślami i problemami nie dostrzegła jeszcze rodzaju kontaktu jaki nawiązał z nią dziwny osobnik. Delikatne, telepatyczne smugi uznała za zwykłą mowę, co wydawało się całkowicie normalne w przypadku, gdy Twój towarzysz zakrywa usta maską. Nie domyślała się, więc nawet co takiego robi ten dziwny człowiek. I co może wyciągnąć z jej umysłu.
~ Posiadanie przyjaciół zawsze wydawało mi się nudne ~ Cythian'dial ściągnął książkę z półki i zaczął powoli przeglądać. ~ Ciekawiej jest mieć wrogów. Prawdziwy wróg nie jest kimś, kto kiedykolwiek cię opuści.
Arcymag spojrzał dyskretnie znad książki na rozdrażnioną elfkę. Jego myśli powoli, acz systematycznie przeglądały jej umysł, wyciągając z niego najgłębiej skrywane sekrety. Nie zajęło mu więcej, niż mrugnięcie okiem natknięcie się na pikantny kąsek, jakim było królewskie pochodzenie Nyati. Poza tym jednak, nie było tam nic ciekawego i jego myśli uciekały powoli do świata słownictwa medycznego, otwartego ciała i spływającej z ran żywej krwi. @Deleted User  dołączysz wreszcie do rozmowy?
- Przepraszam, że się wtrącę, ale wydaje się mi, że pomyliłaś drogę i powinnaś była trafić na targowisko. - fuknęła w końcu, podchodząc dwa kroki, nie więcej, bliżej.
Rzecz jasna, pierwsza część jej wypowiedzi skierowana była do Nyati, bo karzeł poza tym, że bardzo ją irytował swoją wysublimowaną i pseudo-tajemniczą gadką, nic specjalnego nie robił. Sprawy plebsu winny być rozwiązywane na zewnątrz, inteligencji tutaj.
- Przeszkadzasz - skierowała zwinięty rulonik papieru na pół-elfkę, jak gdyby chciała jej pogrozić. - I strasznie mnie wkurzasz. Ludzie przychodzą tutaj pracować, więc skoro nie masz nic do roboty, może powinnaś wyjść i udać się gdzie indziej lub chociaż pozamiatać na zewnątrz?
Po chwili dotarło do niej to, co właśnie powiedział karzeł. Tego po prostu nie dało się nie skomentować.
- Tak, myślę, że jesteś równie mroczny i tajemniczy, kiedy dwóch drabów obrabia ci sakiewkę, a trzeci trzyma ci twój własny nóż, jeśli posiadasz, przy gardle. - uśmiechnęła się ironicznie. - Cudowna rozrywka.
...aleee niech się bawi! Przynajmniej potem to ja mam z tego pieniądze.
- W każdym razie, nie po to przyszłam do biblioteki, żeby dwóch...
...plebejuszy, kretynów, idiotów, szybko przebierała w odpowiednich określeniach, chcąc wybrać te najbardziej adekwatne. 
- ...osobników zakłócało mi spokój podczas pracy.
I tylko spróbujcie coś odpowiedzieć lub gorzej, zrobić, a dopilnuję tego, aby straż się wami zajęła.
Tym razem jej wzrok przerzucił się na równie kurduplastą postać, która tym razem postanowiła wtrącić swoje dwa grosze do rozmowy. I choć zwykle, rozwścieczyło, by ją przerywanie jej własnej pogaduszki, to tym razem nie mogło lepiej trafić. Usta Nyati wykrzywiły się ironicznie, a ta natychmiast przerzuciła się na nową ofiarę. 
- Uwierz mi, znam drogę na targowisko i nie miałam zamiaru nią dzisiaj łazić. Zresztą mi tu całkiem wygodnie. - odpowiedziała, jakby na przekór zarzucając nogami na stół i całą sobą manifestując swoje jestestwo. - A od Pana Tego Tam to proszę się odczepić póki ja z nim gadam. My tu sobie dyskutujemy. - rzuciła. - Jeśli to nie to po co przyszłaś do biblioteki to myślę, że możesz już wyjść. Pracować można równie dobrze w domu, bez innych "osobników". - dodała, akcentując ostatnie słowo.  
Arcymag przerzucił stronę w trzymanej w dłoni książce, jednak jego uwaga przeszła na niską kobietę o rudych włosach, która w dość hałaśliwy sposób domagała się ciszy. Potarł lekko pergamin kcikiem i odwrócił się nieco do kobiet.
~ W tym momencie to ty powodujesz największe zamieszanie ~ zauważył stwór, ze stoickim spokojem, kierując lśniące oczy na rudzielca. ~ Sugeruję powrócić do pracy, jeśli chcesz nadrobić stracony czas. Stojąc tutaj i urządzając sceny nie odzyskasz straconej pracy.
Cythian'dial rzucił przelotne spojrzenie elfce, nim wrócił do lektury. Wkurzony, poważny obywatel i zaczepna smarkula. Oraz jego skromna osoba, która miała tendencję do irytowania innych osobistości samym swoim istnieniem. Stwór zaczynał odczuwać miłe łaskotanie w okolicy podbrzusza, które zwykle odczytywał jako podniecenie, z braku lepszego pomysłu. Do biblioteki miał wpaść tylko na chwilę, nie wziął ze sobą nawet swojej osobistej straży, jednak w tej chwili już wiedział, że prędko go w Cytadeli z powrotem nie zobaczą.
- Tacy jak wy nie powinni w ogóle przebywać w tym miejscu - Helena prychnęła cicho w odpowiedzi, zastanawiając się czy wrócić do stołu, czy może faktycznie sobie pójść, jak zasugerowała Nyati, jednak nie zamierzała dawać jej satysfakcji. Żeco, nie przyjmuję sugestii od wsioków. Czym ty w ogóle jesteś? CZEMU ODZYWASZ SIĘ W TAKI SPOSÓB? Było coś niezmiernie irytującego w sposobie mówienia karła, chociaż rudzielec nie do końca potrafił wskazać co takiego, natomiast Nyati miała do zarzucenia głośność. I właściwie nic, ale uwielbiała szufladkować ludzi lub czymkolwiek innym oni byli. Mimowolnie poczuła się zainteresowana tożsamością osobnika w masce. Czy to człowiek? A może elf dotknięty tą samą mutacją, która czasem dotykała jej własnych pobratymców (ludzi)? W Merkez panowało takie multikulti, że czasami trudno było się w tym wszystkim rozeznać.
- Nie wiem co Ci daje prawo decydować kto i gdzie powinien być w danej porze dnia i nocy. - przewróciła oczami. - Ale uwierz mi, że raczej mało kto się Ciebie posłucha. Mimo wszystko wydaje mi się, że to dalej jest miejsce publiczne, a jeśli przeszkadza Ci hałas to sama go właśnie wytwarzasz. - uśmiechnęła się kpiąco.
Mała kobita okazała się naprawdę irytująca. Co prawda Nyati lubiła się od czasu do czasu z kimś powykłócać i często zdarzało jej się prowokować różne sprzeczki, ale nigdy nie oczekiwała w nich moralnych prawideł. Takie zwyczajnie ją nudziły. Lubiła postrzępić ryja, zobaczyć jak inni się złoszczą, ale na pewno nie słuchać tego co mogłaby przeczytać na jakimś mądrym papierku. Tego bowiem, jak już wcześniej było dane się innym przekonać, bardzo nie lubiła.  @Sosna
Arcymag odwrócił spojrzenie od książki, już teraz jedynie trzymanej na pokaz i spojrzał na strażnika miejskiego, który właśnie poczuł, że powinien zainteresować się kłócącymi się kobietami. Wyprostował się, poprawił zbroję i ruszył zamaszystym, wojskowym krokiem w kierunku rozmawiających. Kobiety były tak pochłonięte wymianą poglądów, że nawet nie zauważyły, gdy nad nimi stanął, zakładając ręce na piersi. 
- Zgadzam się z przedmówczynią. Prosiłbym, aby panie opuściły budynek. Natychmiast - rzucił spojrzenie Cythian'dialowi i zmarszczył brwi. - I na boga, zabierzcie ze sobą tego dzieciaka. Smarkacze nie powinny czytać takich rzeczy.
Mały ludzik zamknął książkę z cichym trzaskiem, używając do tego tylko jednej ręki.
Jej brew uniosła się znacząco na widok straży, której nie tyle nie spodziewała się tu spotkać, ale nie liczyła, że się pofatyguje. W końcu to tylko biblioteka i mogliby sobie odpuścić. Co oni niby mieli tu wywołać, bijatykę? Spalić książki?
- Panowie, przecież my tutaj tylko grzecznie rozmawiamy. Nic złego nie planujemy, a łapki mam tutaj.  - rzuciła w stronę nowoprzybyłych, podnosząc ręce. - Może powinni państwo pójść raczej popilnować tawern czy innych takich? Chyba tam lepiej się przydacie. O, a przy okazji moglibyście zabrać też tę panienkę obok. - wskazała na Krzykajkę. @Sosna
- Jednakże będę musiał nalegać - powiedział stanowczo. - Wasze głośne zachowanie przeszkadza innym użytkownikom biblioteki i jeśli nie zgodzicie się z własnej woli opuścić tego budynku, będę zmuszony użyć siły.
Cythian'dial spojrzał niewinnym spojrzeniem pary płonących turkusem oczy na elfkę i ukrył ręce za plecami w czymś pomiędzy pozycją dziecka, które skrywa za plecami zabawkę, a stratega, który szykuje się do wygłoszenia długiej i trudnej strategii na najbliższą bitwę.
~ Nie mam nic przeciwko opuszczeniu tego miejsca. A po prawdzie skoro żadne z nas nie zajmuje się już studiowaniem dzieł tak będzie najlepiej dla wszystkich. ~
Młoda już miała coś rzucić, ale słowa Karzełka powstrzymały ją niejako. W sumie, gdyby wyszedł tylko on to straciłaby całą zabawę lub musiałaby na nowo bawić się w przedstawienia co na pewno nie spodobałoby się straży. A żeby ich, cholera jasna, że akurat dziś musiał się ktoś sumienny trafić. Przecież większość, by to zlała! - mruknęła, ale posłusznie wstała z krzesła, uprzednio zrzucając głośno buciory na ziemię.
- Niech Wam będzie. - rzuciła, a potem wyszła z budynku, czekając na dziwną postać.
Cythian'dial rzucił spojrzenie uczonej, po czym również opuścił budynek i znalazł się w pełnym słońcu wraz ze swoją nową towarzyszką. Naciągnął kaptur szczelniej na głowę, a dłonie ukrył w rękawach. Ulica była dość gwarna i ruchliwa, a myśli przechodniów mieszały się w jednolitym, narastającym jazgocie. Arcymag spojrzał na elfkę, która czekała najwyraźniej na niego za bramą, najwyraźniej chcąc kontynuować zaczęty wcześniej temat.
Pół-elfa obróciła się w stronę wychodzącego Karła, a jej brew znów powędrowała do góry na widok poprawiania ubrań w taki słoneczny dzień. A szczególnie kaptura. Ona sama pewnie, by się w nim dawno ugotowała.
- To... co takiego tutaj robisz, Dziecinko? Nie zgubiłeś się przypadkiem czy tylko przegrałeś łepetynkę przez słońce? - spytała, naśmiewając się z tekstu straży. @Sosna
~ Szukałem pewnych informacji w bibliotece, jednak jak się okazuje jest zbyt słabo zaopatrzona i nie ma tam tego, czego poszukuje ~ w głosie Cythian'diala była sugestia westchnienia. @Safcia
- A czego takiego się szuka, że wielka kopalnia wiedzy i mądrości tego nie ma? Może chce się Karzełek pobawić w czarną magię? - spytała, zdziwiona nieco jego tonem głosu.
Coś jej nie grało. Gdzieś tam, podświadomie, dreptało jakieś uczucie, które mówiło, że w całej tej sytuacji jest coś dziwnego, ale umykało to Nyati. Najwyraźniej zbyt zapatrzonej w siebie i swój własny świat, by zwracać uwagę na takie rzeczy jak telepatia.
~ Tym razem zależało mi na literaturze, dotyczącej chorób zakaźnych i specyfiki mutowania wirusów ~ wyjaśnił. ~ Niestety najwyraźniej została ona przeniesiona gdzie indziej, gdyż mimo moich usilnych starań nie znalazłem ani jednego dzieła o tej tematyce na półce. 
~ Sądzę, że stanie tutaj nie jest najlepszym pomysłem. Nie znam dobrze miasta, pozwolę więc ci prowadzić.
- Że czego? - Przekrzywiła głupio głowę, przyglądając się Karłowi. - Nie wolisz nie zaśmiecać sobie mózgu jakimiś pierdołami i zająć się czymś poważniejszym? Nie wiem, zarób na życie, pobiegaj w kółko jak Ci się nudzi, wypij trochu mleka, by urosnąć, ale zostaw tę durną bibliotekę. To tylko strata czasu. 
I choć może nie do końca wierzyła we własne słowa to na ten moment tak zirytowała ją walka z drobnym druczkiem w tych wszystkich księgach, że miała ochotę nawrócić wszystkich na analfabetyzm i sprawić, by pisarstwo zanikło. Nieważne, że to nie wypali. Stąd też chętnie uśmiechnęła się na pomysł Karła, który mógłby pomóc jej łatwiej zapomnieć o tej sytuacji.
- Cóż, jeśli chcesz się trochę rozerwać to już prowadzę prosto Pod Zwariowanego Byka! - zawołała.
~ Nie mam żadnych obiekcji ~ stwierdził Cythian'dial zdając się zupełnie na wolę elfki. Nie często przemieszczał się poza budynkami, więc spacer gwarnymi, miejskimi ulicami był dla niego na prawdę interesującym doznaniem. Rozglądał się dookoła, chłonąc uciekające twarze i myśli ludzi, wychwytując losowe wspomnienia, łapiąc obrazy w locie, litery, składające się w zdania. Umykające zdarzenia pchnęły go w nieco melancholijny nastrój. Czymże jest człowiek, jeśli nie tylko drobiną w rzece czasu, która na krótką chwilę muska inne drobiny, jednak tylko powierzchownie, by pomknąć dalej ku końcowi? No cóż, koniec go akurat nie dotyczył. Owszem, śmierć byłaby dość bolesna i miała nieprzyjemne konsekwencje, jednak demony nie umierają. Bo gdzie niby miałyby pójść po śmierci? Do piekła?
Ruszyła, więc dziarsko w stronę dobrze znanego jej przybytku, nie przestając przyglądać się dziwnej istocie. Przez myśl przeszło jej nawet, że całkiem śmiesznie wyglądałby Karzełek, który musiałby za nią niemal biegać, więc z wrednym uśmiechem na twarzy postanowiła jeszcze bardziej wydłużyć krok. Może to na chwilę ugasi jego wielką dumę i wielkie ego. Albo przynajmniej będzie zabawnie wyglądać.
- Te, Panie Małomówny. - Rzuciła od razu w jego stronę, nie mogąc wytrzymać tej ciszy. - Skąd Tyś się właściwie urwał? 
Cythian'dial truchtał u boku elfki, rytmicznie podskakując. Widok rzeczywiście był dość komiczny, jednak zdawało się to nijak nie przeszkadzać Arcymagowi.
~ Teoretycznie z piekła, jednak faktycznym miejscem mojego zwykłego pobytu jest Cytadela w Temeni ~ wyjaśnił. 
Jej brew uniosła się do góry zarówno na niecodzienny widok jak i dziwaczne słowa wypowiedziane przez mężczyznę. 
- Piekła? Że tego czegoś czym straszą niegrzeczne dzieci, albo gdzie to się ląduje po śmierci jak się jest złym człowiekiem? Wiesz, kotły, słoma, lawa i te sprawy? - Spytała, a jej głosie dało dosłyszeć się kpinę, którą maskowała swoje zaskoczenie. - Gotowałeś obiadek z niewiernych czy sam brałeś kąpiel?
Arcymag nie odpowiedział od razu. Przez chwilę próbował sobie przypomnieć, jak to wszystko wyglądało. Po prawdzie nie bywał tam zbyt często.
~ Wszystko zależy od upodobań Księcia. Lord Lucyfer na przykład preferuje lodowaty chłód, drążone w skale, ciemne, odosobnione groty i niewielką liczbę personelu, podczas gdy Lord Belzebub w swoim kręgu posiada liczne bagna, zamieszkane przez masę robactwa, a jego dzieci żerują na duszach zmarłych, które są zmuszane go transportu towaru przez te mokradła. Ale faktycznie, Lord Azazel lubuje się w starym dobrym wulkanicznym krajobrazie. ~ Cythian'dial na chwilę przerwał, jakby chcąc nabrać oddech. ~ Nie bywam tam za często. Ryzykowne jest dla Pomniejszego Władcy Demonów zapuszczanie się w dominia Książąt.
Telepatyczny głos karzełka ani na chwilę nie przestał być beznamiętnie dziecinny. Nie zdradził też cienia niepewności czy obawy. 
- Demoniku pokaż rogi, dam Ci sera na pierogi. - mruknęła pod nosem, wciąż niepewnie przyglądając się dziwnej postaci.
Mimo wszystko Karzełek ją w jakiś sposób zaintrygował, a choć bywała wredną istotką to nigdy nie wyzbyła się całkowicie swojego wewnętrznego dziecka. Ono zaś lubiło wszystkie zagadki i ciekawostki, chłonąc je z zapałem jakiego nikt, by się po niej nie spodziewał. Nie miała też problemu z wypytywaniem intrygującego osobnika o wszystko co jej ślina na język przyniesie czy wytykaniu go palcami w tłumie. Najpierw jednak musiała uwierzyć w to co dana osoba mówiła, a choć Pan Kurdupel gadał długo i wyglądało nawet, że mądrze to dalej wykraczało to daleko w strefę fantazji. Choć w Sayari można było się spodziewać wszystkiego.
W każdym razie podczas całych jej rozważań udało im się dotrzeć do karczmy, a ta skinęła głową w jej stronę znów zwracając się do towarzysza:
- Oczekuję co najmniej kufla w podzięce. - Zawahała się. - Wróć, dwóch. Jeden za zaprowadzenie, a drugi na powrót.
~ Zgoda ~ Cythian'dial pokiwał głową i drzwi otworzył się szeroko przed przybyszami i niewielki ludzik wmaszerował do środka, zwracając na siebie uwagę wszystkich bywalców. Ktoś się zaśmiał, a karczmarz, wycierający kufel przy kontuarze patrzył na niego niezbyt przychylnym wzrokiem. Karzełek wskoczył na niewiele niższe od siebie krzesło za przed ladą.
- Spadaj mały, to nie bar mleczny - warknął.
Nyati grzecznie podreptała za towarzyszem, dziwiąc się nieco, że nie on przestrzega typowej damsko-męskiej etykiety, ale zbyła to machnięciem ręki. Dla niej była to bezcelowa pierdółka, która zawsze ją bawiła. Choć jej brak zawsze rzucał się w oczy. 
- Nie spinaj się tak, człowieku. - Rzuciła, dosiadając się do Karzełka. - Chłopaczek ma pieniądze i obiecał mi, że co nieco tutaj zostawi. To chyba wystarczy, prawda?
- Niepełnoletnim nie sprzedajemy. - Karczmarz wskazał na tabliczkę, wiszącą za kontuarem.
~ Nie będę pił. Dwa kufle dla mojej towarzyszki. ~ Z przepastnych wnętrzności wielu warstw szaty mały człowieczek wyciągnął złotą monetę i położył ją na ladzie.  Karczmarz wytrzeszczył oczy na dzieciaka, po czym pośpiesznie jął spełniać polecenie maga. Jeśli dostatecznie długo pracuje się w tym zawodzie to człowiek szybko się uczy, że z magami nie należy zadzierać.
Ta zaś, z czystej ciekawości, postanowiła nie ingerować w rozmowę choć z trudem powstrzymała uniesienie brwi, gdy Karzeł odmówił sobie złocistego napoju. Ona swój chwyciła ledwo, gdy ten dotknął lady, a po pierwszym uniesieniu go do ust szlachetnego płynu została już niecała połowa.
- Abr, abs, abu... - Urwała, rezygnując z trudnego słowa i zmieniając je na jego definicję. - Odmawiasz sobie? Może naprawdę jesteś tylko bogatym dzieciakiem, któremu akurat się nudzi?
~ Jeśli chcesz to za takiego możesz mnie uważać ~ odparł karzełek. ~ A nie piję, ponieważ nie jestem w stanie przyswajać ludzkiego pokarmu. 
Cythian patrzył na swoją towarzyszkę, machając w powietrzu nóżkami.  Jej twarz powoli pokrywała się czerwonym rumieńcem. Był ciekaw, ile ta dziewczyna byłaby w stanie wypić, zanim stałaby się kompletnie pijana.
- To czym się żywisz? Powietrzem? - spytała, unosząc znów kufel do ust. - I że co niby, nie wylatuje Ci z drugiej strony jak coś zjesz? Albo wypijesz? - Rzuciła, machając ostentacyjnie złocistym napojem przed jego nosem.
Cythian'dial przez chwilę się zastanawiał jak przemówić do kobiety tak, by zrozumiała. Nie miał wątpliwości, że jeśli wgłębi się w zawiłości swojego bytu ta nie będzie w stanie nic z tego zrozumieć. 
~ Moja forma jest niematerialna ~ zaczął, po czym po namyśle dopowiedział ~ Jest rodzajem cienia, nie zaś ciałem jak ty czy otaczający nas ludzie. Zatem nie posiadam możliwości przyswajania pokarmów organicznych. Mogę za to pochłaniać pokarmy duchowe. Jak moc rytuałów, modlitw, dusz, aury, wiedzę oraz magię.
Spojrzała ze zdziwieniem na towarzysza i znów uniosła kufel do ust, zastanawiając się nad wizją świata bez żarcia. Nie, nie ma szans. Nie wytrzymałbym tam kilku dni. - pomyślała, potrząsając szybko głową i wracając do głównego wątku.
- Moc rytuałów? - spytała - Że jak ktoś sobie hasa wokół dziwnych znaczków, mówi niezrozumiałe słowa i poświęca Ci jakieś ofiary to te już możesz zjadać? Albo czyjeś dusze? Magię? To w ogóle da się zjeść? - Przekrzywiła delikatnie głowę. - I co jeśli zjesz od kogoś magię, zniknie? Tak całkiem, całkiem?
~ Odpowiadając po kolei na twoje pytania: Tak. Rytuał nie staje się pokarmem w takim sensie, w jakim jest nim na przykład to piwo. Ale ma działanie właściwe pokarmowi - daje energię życiową, dzięki której jestem w stanie funkcjonować. To samo tyczy się magii i dusz. Możesz o tym myśleć jak o... lampce oliwnej. Jeśli będziesz do niej wlewać oleju to będzie się palić. Nie ma znaczenia jaki olej tam wlejesz, jednak jeśli spróbujesz zamiast oleju wstawić tam kanapkę nie odniesie to żadnego skutku. Jeśli zjem czyjąś całą magię oczywiście nie zniknie. Nie ucierpi też prawdopodobnie fizycznie, jeśli jest istotą dwu lub trzyplanową - żyjącą na planach materialnym, duchowym i magicznym. Wysysanie magii narusza tylko jeden. Może w ten sposób pozbawić kogoś możliwości kożystania z magii, to oczywiste, jednak akurat magię można zazwyczaj zregenerować. Tak samo jak zregenerować można ciało czy duszę. Dla wszystkich tych planów możliwa jest regeneracja, jeśli nie zostanie całkowicie usunięty z egzystencji w tym...
- No dobra, a jak w ramach tego zjadania kanapki czy tam chlania oleju wyssiesz z kogoś całą magię? Jak komuś ciachniesz rękę to ona jednak zazwyczaj nie odrasta choć dla ludzi co nie piją piwa i nie żrą żarcia to wszystko jest możliwe. - Wzruszyła ramionami. - Nie zdziwię się jak zaraz powiesz, że masz już kilka setek lat na karku, nudzi Ci się żywot ludzki, czy tam jaki Ty to żywot masz, a poza tym hodujesz w domu trzygłowe pieski.
~ To prawda ~ przyznał Cythian'dial ~ Oczywiście uleczenie niektórych fragmentów jest problematyczne, jednak możliwe. Ciało można uleczyć magią, magię duchową energią, a duchową energię - przy pomocy ciała. Te trzy siły najczęściej pozostają ze sobą w ścisłej harmonii i to pozwala im wszystkich funkcjonować poprawnie oraz działać.
- Coś jak kamień, papier, nożyce? No wiesz, to co dzieciaki grywają. - Spojrzała uważnie na Karła. - Poza tym... co to jest ta duchowa energia? Wlezę w jakiegoś ducha to przejmuje jego energię czy kij diabeł?
~ Dusza, osobowość, charakter ~ demon uniósł dłoń i zaczął wyliczać na palcach ~ jestestwo, ki, byt, wola. Różnie ludzie na to mówią. Ty nie jesteś w stanie pożywiać się duszami. Swoją energię duchową możesz odnowić poprzez pracę nad sobą, modlitwy i tak dalej, i tak dalej. Ja za to jako demon jestem w stanie to robić bezpośrednio. Na przykład w tej chwili mógłbym wyssać z ciebie twoją duszę i pozostawić pustą skorupę nad kuflem piwa.
~ Być może nawet poczułbym po tym efektu upojenia alkoholowego ~ dodał po namyśle.
- Tylko bez takich pomysłów mi tutaj bo ja sprawdzę jak wyglądałbyś krótszy o głowę. - Fuknęła, klepiąc się po pochwie, w której wiernie tkwił jej miecz. Jednak po  kolejnych słowach demona zamyśliła się na chwilę, przekręcając głowę lekko w bok. - Z drugiej strony chętnie, bym zobaczyła Cię pijanego. Mówisz, że duszę można zregenerować gadając z Bogami? Czyli jakbym dała Ci teraz wyssać trochę mojej duszy, charakteru czy jak zwał tak zwał to chlałbyś równie dobrze jak ja? - Spytała. - Swoją drogą to toto jest jakkolwiek mierzalne?
Podobała jej się ta perspektywa i bardzo kusiła. No, podobnie jak widok Kurdupla bez głowy, który wzrostem pewnie nie różniłby się wtedy od kilkuletnich dzieciaków, ale to postanowiła sobie mimo wszystko odpuścić.
~ Ludzie zwykle uważają regenerację duszy za dość mozolną. Mówią, że duchowe rany goją się najsłabiej. Na przykład rana po zdradzie, utraie rodzicielki czy zwyczajne złamane serce. Ale tak, rozmowa z bogami pomaga. ~ Zamyślił się. ~ Nie jestem zwolennikiem wysysania ludzkich duszy. Są bardziej interesujące, gdy pozostają w ciele, ale sięgając do moich wcześniejszych doświadczeń mogę wysnuć wniosek, że nie, nie "chlał bym" jak ty. Ale zyskałbym upodobanie do ofiar w postaci alkoholu. Ty zaś straciłabyś to upodobanie, skoro już o tym mówimy. Ubytek duszy jest tak samo mierzalny jak ubytek ciała, tonże czegoś nie widzisz wcale nie oznacza, że nie ma to formy. ~ Karzełek wzruszył ramionami.
- Czekaj, czekaj, czyli mógłbyś sobie zabrać fakt, że lubię czasem popić? Tak po prostu? - Oburzyła się. - Mówiłeś przecież, że to takie rzeczy można z czasem naprawić, nie wróciłoby mi to? Ty zaś na zawsze stałbyś się pijakiem choć pewnie wyrzygałbyś co byś wypił bo jest to pożywienie niegodne demonika? - Zakpiła.
Nie podobał jej się fakt. Nie podobało jej się też to, że, jeśli gada prawdę, to mógłby zrobić coś takiego w każdej chwili. Niech se wyssie duszę samobójcy i skoczy z mostu z takimi zdolnościami. - prychnęła we własnej głowie.
~ Jak mówiłem, regeneracja duszy jest procesem dla ludzi uciążliwym ~ potwierdził demon. ~ Musiałabyś wykształcić w sobie tą cechę od nowa, a nie lubiąc alkoholu nie uważałabyś tego prawdopodobnie za konieczne. I chyba źle mnie zrozumiałaś. Wchłonięte dusze nie mają aż tak silnego wpływu. Prawdopodobnie po kilkudziesięciu latach by mi przeszło. Wszystko zależy jak ciężko strawne by to było. Pragnę również zauważyć, że pochłanianie nie przebuduje mojego charakteru, więc twój pomysł posiada wiele istotnych wad.
- Ej, a dałoby się Cię zmusić do pochłonięcia duszy? O, albo Ci część oddać? - Nie obraziłabym się jakby dało mu się wcisnąć to i owo. - Poza tym jak to jest żywić się dziwnymi rzeczami? To jest w ogóle smaczne? W sensie, wiesz, czy lubisz bardziej zjadać czyjeś załamania nerwowe, a może pierwsze miłości czy jakieś dzikie wspomnienia? Jak Ty to w ogóle zjadasz? Jak to niby działa? Otwierasz mu głowę, przykładasz łapę, kradniesz jego oddech jak potwory z legend? - Przekrzywiła dziwnie głowę, zastanawiając się nad tym zjawiskiem. 
Kusiło ją, by dodać coś o tym, że mógłby to na niej zaprezentować, ale z drugiej strony nie miała ochoty się przed nim odsłaniać. Może i oddałaby kilka cech czy wyrzuciła jak najdalej z swojej głowy, ale mimo wszystko to były jej sprawy. I nie zamierzała ich oddawać komukolwiek.
- Zdarzyło ci się kiedyś odciąć sobie palca? Zapewne nie, ale na pewno wiele razy zraniłaś się nożem kuchennym lub czymś podobnym. Duchowe rany nie bolą tak samo, ale ból ten jest porównywalny ~ wyjaśnił, nie odnosząc się do niczego w szczególności. ~ Ale nie, jako istota trzech planów nie możesz oddać mi kawałka swojej duszy. Ani tym bardziej zmusić mnie do jego pochłonięcia. Chociaż oczywiście, jest to możliwe. Poza tym ~ Cythian'dial zaczął machać nóżkami w powietrzu ~ Jak już mówiłem, nie jestem zwolennikiem takich rzeczy. Są ku temu powody, dusza też ma rodzaj smaku. Nie gustuje w nim. Choć znam wielu, którzy dla wyśmienitego posiłku porzucają wolność, by kształtować duszę, którą w przyszłości pożrą. Są dość wybredni, ale twierdzą, że warto zadać sobie trud i narazić na ból czy nawet unicestwienie dla przyjemności jedzenia, zatem zapewne coś w tym jest. No i każdy ma inny sposób pożywiania się. Sukkuby lubią to robić poprzez pocałunek, inne demony najczęściej rozrywają swoją ofiarę na kawałki, by pochłonąć wszystko co po niej zostanie. Ja sam... ~ Tu zamilkł na chwilę. Przestał machać nóżkami, za to oparł ręce na siedzeniu i odchylił się nieco do tyłu. ~ Najpierw przekonuję moją ofiarę do oddania mi swojego ciała, a gdy już opuści je, przechodząc w formę astralną, pochłaniam ją w całości. Lubię, gdy posiłek przebiega gładko i czysto. Bez zbędnych krzyków, miotania się, rozdzierania na kawałki i błagania o życie. Nie koniecznie w tej kolejności.
- To jest... obleśne. - Odpowiedziała po krótkiej przerwie, krzywiąc się straszliwie. - Tak, jedzenie to mięso, a mięso to zwierzaki, ale nigdy nie namawiałam ich, by wlazły mi pod łuk. To byłoby... niehonorowe? Znaczy, no, tak pewnie większość człowieków, by to opisała. W każdym razie jest to strasznie niesmaczne i niesatysfakcjonujące. To jest otumanienie ofiary. Pozbawienie zdrowych, naturalnych instynktów. Prawie jak miłość. - Dodała po chwili, zastanawiając się nad końcówką.
Tak, miłość była dziwna. Znaczy nie żeby dziewczyna jej kiedyś doświadczyła, ale widziała już dostatecznie dużo par, próbujących pochłonąć wzajemnie swoje twarze, by stwierdzić, że jest to całkowicie niezdrowe i również pozbawia Cię logicznego myślenia. Ludzie zachowują się wtedy dziwnie. I robią głupie rzeczy. No i na co to komu? Skoro potem i tak potrafią zostawić swoje potomstwo, rzekomo cudny cud zwieńczający cały związek, w całkowicie losowej rodzince, licząc, że jej się powiedzie. Nyati prychnęła lekko na te durne myśli. @Sosna
~ Nie podzielam twojej opinii. Czyż honorowym można nazwać cwałowanie konno z oddziałem myśliwych, dzierżących łuki czy włócznie, gdy pod kopytami biegną ujadające psy? Według wszelkich definicji honoru można nazwać honorową sytuację, w której obie strony mają równe szanse. A zatem myśliwy powinien być jeden i bez broni, albowiem dzik takowej nie nosi. Jednakże takie zachowanie jest nierozsądne i prowadzi do śmierci, co z jakiegoś powodu nie leży większości śmiertelnikom. Zamiast więc honorowej walki z użyciem wyposażenia, którym obdarowała oba te osobniki natura odbywa się walka niehonorowa, w której każda ze stron wykorzystuje wszystkie dostępne metody, by zwyciężyć wroga. Używa się ptaków łowczych, psów łowieckich, koni, organizuje nagonki, płoszy ukryte w trawie ptactwo by zestrzelić je w locie, zastawia pułapki, sidła, czatuje w specjalnych budkach, w krzakach czy ambonach,  czasem goni się zwierzynę tak długo, aż nie padnie ze zmęczenia lub też naśladuje głos zwierzęcia by zwabić go do siebie. Zauważ, że metody łowieckie śmiertelników wykorzystują wszystko co mogą i również najczęściej polegają na postępie czy oszustwie. Albo wręcz wabieniu ofiary. I zawsze leje się krew. To takie nieestetyczne. ~ Cythian'dial poprawił kaptur. - A skoro mowa o miłości. Nie sądzisz, że ona również ma znamiona polowania, zarówno śmiertelników jak i demonów?
- Te, a widzisz gdzieś koło mnie orszak królewskich przydupasów zwanych szlachcicami czy też stado psów? Bo nie wydaje mi się, żebym ich tutaj zapraszała. - Błysnęła drapieżnie zębami. - I wierz mi na słowo, ale nie zwykłam z nimi chodzić. Polowania to moja prywatna sprawa i nie lubię jak ktoś mi się w nie wtrąca. Może i krew jest nieestetyczna, ale taka jest naturalna kolej rzeczy. Oboje próbujemy przetrwać. Tylko, że celem życiowym drapieżnika jest mordowanie, a roślinożercy muszą uciekać. Ten kto temu nie podoła - umiera. Proste. - Rozłożyła ręce. 
- Może chcesz namówić wszystkich na żarcie zielska jak elfy? W takim wypadku zostalibyśmy zakopani kilka metrów pod warstwą królików, które radośnie, by się mnożyłby jak to mają w zwyczaju. Miłość jest niejako przeciwieństwem polowań. Jeśli miłość, by przetrwała, a polowań zabroniono, to można, by się spokojnie zastanawiać kiedy nadejdzie koniec świata. @Sosna
~ To by było ciekawe ~ Cythian'dial zamyślił się nad tą wizją. Apokalipsa niewielkich ssaków roślinożernych. Pierwszego dnia zjedzona została cała sałata. Drugiego, gdy nie było już sałaty zjedzono marchew. Trzeciego, gdy i marchwi już nie było, zostały zjedzone wszystkie inne warzywa. Czwartego dnia zjedzono drzewa i rośliny zielone, a piątego, gdy i tego nie stanęło zniknęły twory kamienne. Szóstego, gdy niebyło już ani roślin, ani kamieniu została zjedzona cała fauna świata. A siódmego króliki umarły z przejedzenia. ~ Jednakowoż wyegzekwowanie tego byłoby raczej trudne i stanowi najsłabsze ogniwo tego konceptu. A będąc wracając do konsensusu twojej wypowiedzi - nie udowadnia to honorowych właściwości działań śmiertelników. Nie neguję konieczności do zabijania, którą odznaczają się nasze rasy. Jednak zważ, że dla mnie śmiertelnicy są tak samo zwierzyną łowną, jak dla was roślinożercy. Celem waszego życia jest nie umrzeć, a zatem na różne sposoby uciekacie śmierci. A jakoż nasza zwierzyna się różni, różnią się też sposoby. No i oczywiście upodobania. Twierdzę jedynie, że wasze sposoby nie są lepsze czy gorsze od moich.
- Mimo wszystko w większości przypadków polujemy na roślinożerców, ofiary, ssaki, które nawet świat postanowił obdarzyć wszystkim co mógł, by lepiej uciekały. Czterema racicami, by mogły zgubić człowieka po kilkunastu metrach. - Spojrzała krytycznie na Karła.  -A Ciebie nawet po trzech. Większość zwierzyny łownej jest jednak przystosowana do ucieczki, ludzie nie. A otumaniając ich, jeszcze kij wie czym, pewnie jakieś eliksiry im wciskasz, pozbawiasz je możliwości ochrony siebie. To jak namawianie do poderżnięcia sobie żył. - Dodała, krzywiąc się na dźwięk tych słów.
Coraz mniej podobało jej się towarzystwo dziwnego osobnika. Nie żeby zrobił jej coś konkretnego czy bała się jego dziwnych sposobów odżywiania, ale wkurzał ją fakt odmiennych poglądów, a szczególnie tak idiotycznych. Sam miał problem do ludzi, że robią polowania, gdy ten urzeka się durnego podstępu. W walce fizycznej większość ma równe szanse, a jeśli nie to ich wina, że siebie zaniedbali, ale walka mentalna zawsze Nyati irytowała. Nie, żeby uważała się za głupią! Tego, by w życiu nie przyznała, ale wiedziała, że są jakieś podstępne, oślizgłe węże, które nawet jeśli nie mądrzejsze to potrafią ludzi sprytnie wykiwać.
~ A zatem wolałabyś, żebym rozszarpał cię na miejscu? ~ Pytanie Cythian'diala zabrzmiało niewinnie, jak zresztą wszystko co mówił. Podobnie jak przy wszystkim, co mówił niosło ze sobą głębszy, mroczniejszy sens. 
Nyati otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale wyszło z tego tylko coś na wzór żachnięcia. Niby odpowiedź sama cisnęła się na usta jednak przez chwilę przeżyła ona intensywny spór ze zdrowym rozsądkiem i instynktem przetrwania półelfki. Wkrótce jednak mózg wywiesił białą flagę.
- Wiesz co? Z dwojga złego wolę wiedzieć, że to Tobie mam przebić żołądek niż samoistnie się do niego pchać. - prychnęła. @Sosna
Cythian'dial nie odpowiedział. Odchylił się nieco na krześle, a jego ramiona zafalowały w górę i w dół. Jednak z jego ciała nie wydobył się żaden dźwięk.
~ Dobrze zatem, że jak już wspominałem, nie preferuję tego stylu odżywiania się, bo musiałabyś włożyć wiele wysiłku w odnalezienie mojego "żołądka", zanim byłabyś w stanie go przebić. ~ Karzełek skinął na barmana. ~ Przynieś jeszcze jedno piwo. I tym razem lepiej niech nie będą to te "szczyny", jeśli pragniesz utrzymać karczmę w tym względnym porządku. 
Mimo woli odetchnęła lekko z ulgą na wieść, że nie postanowił jednak zawierzyć jej słowom i, przykładowo, zjeść ją w celu sprawdzenia czy wierzy w swoje przekonania. Jakoś jej się to... nie widziało. Zamiast tego chętnie nadstawiła ucho i patrzyła jak ten krytykuje barmana, sama unosząc lekko brew. Była to niejako pierwsza oznaka, że cokolwiek mu się nie podoba, a on sam ma jakieś głębsze emocje.
- Wiesz, ludu zazwyczaj nie krytykują karczmarza póki daje cokolwiek co ma procenty. - Uniosła kufel do góry. - To nie komnaty królewskie.
~ Wyznaję zasadę kija i marchewki ~ wyjaśnił Cythian'dial odwracając się na stołku lekko w kierunku pół-elfki i spoglądając świecącymi na turkusowo oczyma na jej postać. Zrobił pauzę sprawdzając, czy uda mu się wychwycić jakiekolwiek myśli, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Wrócił na swoją poprzednią pozycję i ponownie zaczął machać nóżkami. ~ To zaskakujące, jak niskie wymagania mają śmiertelnicy odnośnie alkoholu, podczas gdy na targu potrafią się wykłócać o zgubione oczko, malutkie zadrapanie lub niewielką plamkę. 
- Bo każdy alkohol posiada tę samą właściwość i to im do szczęśliwa wystarczy. - Rzuciła, niespodziewanie mądrze, po czym uchyliła kolejne kilka łyków z kufla. - Zresztą, proszę Cię, Ty nawet nie potrafisz się tym upić to weź sobie pij soczek czy coś takiego. Odpowiadałoby Twojemu wzrostowi przynajmniej. @Sosna
Kufel został wreszcie przyniesiony i postawiony przed karzełkiem, po czym pchany niewidzialną siłą przesunął się w stronę Nyati.
~ Jaką właściwość masz na myśli? Szczęście? Zapomnienie? Wyzbycie się lęków i zahamowań? A może mówisz o zawrotach głowy, kołysaniu i wirowaniu świata przed oczyma? Czy raczej masz na myśli uczucie niestrawności oraz oczyszczenia, gdy brudny fluid wypływa otworem, którym przedostał się do wnętrza organizmu? ~ zainteresował się Cythian'dial, kątem oka spoglądając na lekko zaczerwienioną twarz rozmówczyni.
Spojrzała na niego gwałtownie.
- Mhm, tak, kołysanie, o tym właśnie marzyłam. - Rzuciła, zaraz potem przewracając oczami i unosząc głos. - Do jasnej cholery, jakby ludzie chcieli się pokołysać to wleźliby na jacht, albo poszli do burdelu! Wiadomo, że chleje się po to, by zapomnieć czy się upajać alkoholem we krwi. - Skrzywiła się lekko. - No, aż prawie mi żal, że Ty nie możesz tego nawet zrozumieć, Kurduplu.
~ Jeśli chcesz zapomnieć ~ uniósł do góry dłoń odzianą w rękawice, kładąc kciuk na palcu wskazującym oraz środkowym ~ mogę to dla ciebie zrobić. W ten sposób. - Pstryknął palcami, na chwilę blokując dostęp do archiwów pamięci w umyśle Nyati, by odblokować je sekundę później.
Drgnęła gwałtownie, czując jakby na moment pozbawiono ją sporej części jej osobowości, a potem niemal z ulgą przyjęła jej powrót. Nawet tych najczarniejszych myśli. Nie tracąc jednak ani chwili chwyciła za pobliski kufel i rozbiła go o ladę, tworząc krwiożercze narzędzie mordu, którym zaczęła wymachiwać przed twarzą nieznajomego.
- Karzełku, Ty to weź się odpierdol solidnie bo następnym nie będę się hamować. - Warknęła gniewnie, wciąż nerwowo ruszając ręką. - Moje myśli to moja sprawa podobnie jak pamięć. I to ja stwierdzam kiedy chcę akurat o nich zapomnieć, a kiedy nie. - Sydziła powoli każde słowo, a jej oczy utkwiły swoje gniewne spojrzenie prosto w towarzyszu, niemal się nie poruszając. 
Miała gdzieś rozbity kufel, miała gdzieś zmarnowane piwo bo ten cwel wyraźnie ją zirytował. Zresztą i tak on miał płacić. Miały być trzy kufle, tak? To może zbić jeszcze dwa w razie czego. @Sosna
Arcymag nawet nie drgnął, jakby kawałek szkła przed jego twarzą nie był obiektem grożącym wbiciem dobrych kilka centymetrów w materię głowy.
~ Ale mówiłaś, że pijesz, by zapomnieć. Zatem czy to, co ci dałem nie było odpowiedzią na twoje modlitwy do boga alkoholu? Wszelkie zmartwienia z przeszłości, błędy i niedociągnięcia zniknęły. Pokazałem ci perfekcyjny stan całkowitego zapomnienia. Śmiertelnicy szukają zapomnienia, jak sama powiedziałaś, więc dlaczego gdy już przychodzi nie witają go radością a paniką? ~ Cythian beztrosko machał nóżkami.
Młoda z sykiem wciągnęła powietrze, z trudem hamując rękę przed wbiciem co poniektórych szkieł prosto w oczy tego durnego Karzełka. Bogowie, to gorsze niż rozmawianie z dzieckiem.
- Jak ja chcę zapomnieć to chcę to zrobić na własną rękę, a nie cudzą, to Ci nie wystarcza jako odpowiedź? To proszę bardzo. Nie, kurwa, nie chcę żadnych dziwnych rzeczy w mojej głowie, ani magicznych sztuczek szczególnie od czegoś co ledwo dorasta mi do pasa i nie jest w stanie się upić.
~ Zatem chcesz zakończyć naszą rozmowę? ~ zainteresował się Cythian'dial. Od samego początku zastanawiał się, kiedy kobieta wreszcie zorientuje się, że nie używa słów do komunikacji. Najwyraźniej maska skutecznie przekonywała ją, że nie musi poruszać ustami, a skoro jego słyszy to musi wydawać jakieś dźwięki. 
Arcymag mimo wszystko miał nadzieję, że odpowiedź będzie przecząca. Postać Nyati była jedną z osobliwości, którym skłonny był poświęcić całe dnie tylko po to, by dźgać je szpilką, jak karalucha.
Już otwierała usta, przyzwyczajona, że słowa zazwyczaj same cisną się jej na usta, ale o dziwo w tym momencie tak się nie stało. Powstała natomiast przerwa podczas której samotne, zagubione myśli przemknęły przez zakurzone już fragmenty jej mózgu, a ona przez chwilę sama zbierała myśli. Z jednej strony dziwny jegomość był w pewien sposób niepokojący i po jego ostatnich pokazach nie czuła się równie dobrze w jego towarzystwie, ale... póki sączył do jej paszczy złocisty napój to jej na tyle nie przeszkadzało. Zresztą nie miała co teraz robić, a człowiek mimo, że specyficzny to wydawał się nie być agresywny. No i przede wszystkim nie chlał. Przynajmniej on nie odwali po tym dziwnych akcji.
- Nie. - Rzuciła w końcu, uderzając solidnie resztą kufla o stół. - Nie chcę kończyć. Przynajmniej nie na razie. W końcu wciąż jesteś mi winien jedno piwo bo to nie jest już zdatne do użytku. @Sosna
Karzełek pokiwał głową i skinął dłonią na barmana. Ten łypnął na niego spode łba i mrucząc coś o tym, że rozbicie kufla będzie kosztowało dodatkowo nalał kolejny kobiecie. Cythian'dial nie dbał o to, ile wyda na alkohol oraz jak wiele pół-elfka wypije. Wręcz zaczynał być coraz bardziej ciekaw jak wiele jest w stanie przełknąć oraz jej zachowania po tym wszystkim. W jego głowie powoli zaczynały prześcigać się pomysły, co można zrobić z pijaną kobietą. W pogoni myśli na przód wysforowało się przemalowanie jej na złoto i ustawienie w pałacu magnata jako element dekoracji, przyodzianie w strój kata i zaaranżowanie egzekucji kogoś bliskiego oraz zamknięcie w jednej skrzyni z puchatymi króliczkami i wysłanie tejże skrzyni któremuś z zadziornych magów. To ostatnie posiadało bonus w postaci zdziwionego maga. 
~ Raduje mnie, że doszliśmy do porozumienia ~ powiedział, bezwiednie uderzając cicho butami o siebie. 
- A mnie, by bardzo radowało jakbyś zaczął w końcu mówić jak człek bo na zachowywanie się jak na prawilnych dwunogów przystało już chyba za późno. - Prychnęła, patrząc z jakoby nowym zainteresowaniem na towarzysza. I przy okazji napoczynając już kolejny kufel. - Teraz czas na wypytywanie Ciebie! Skąd, do cholery, potrafisz bawić się czyimiś myślami jak chłopi z kozą? Hm?
~ A skąd ty umiesz mówić? ~ Arcymag wzruszył ramionami. ~ To część mojej natury, której pochodzenia nie jestem w stanie wyjaśnić. Być może pochodzi od boga? Albo jednego z nich. W każdym razie ktoś tam na górze uznał, że zabawnie będzie obdarować władcę rządem dusz, aby zaprowadził porządek w sercach chaotycznych, złych, neutralnych oraz po prostu naukowych. ~ Karzełek odpłynął nieco, jakby próbując sobie przypomnieć coś, czego pamiętać nie mógł. Uniósł głowę ku górze i zdawał się wpatrywać w niebo.
- Człeki z natury potrafią gadać. I o wiele rzadziej wpadam jakoś na ludzi, którzy nie potrafią gadać niż na takich co gmerają w cudzych umysłach. - Spojrzała na niego spode łba, a potem znów pociągnęła z kielicha. - Swoją drogą... często Ty się z tym odnosisz? Gmerasz sobie w ludzkich umysłach? Nie dziwię się, że nie spotyka się wiele osób Twojej rasy, jakbyś gmerał tak w towarzystwie to mógłbyś już skończyć z jakimś nożem w plecach. Czy czymkolwiek co było akurat w pobliżu. - Spojrzała leniwie na kufel. - Zresztą teraz też niewiele brakowało. Ciesz się, że miałam dobry nastrój  i byłam dopiero po jednym piwie. - Machnęła znów kuflem przed jego nosem. @Sosna
~ To groźba ~ wyznał Cythian'dial, odwracając się w kierunku rozmówczyni na stołku całym swoim ciałem i spoglądając frontalnie na nią. ~ W posiadaniu takiej mocy nie chodzi o to, by w ciszy przeglądać umysł rozmówcy, tylko by rozmówca podejrzewał, że w ciszy przeglądasz jego umysł. To wzbudza strach. A strach trzyma śmiertelnych w ryzach. Oczywiście nie żebym miał interes we wzbudzaniu w tobie lęku. To jedna z moich przywar zawodowych. ~ Arcymag przechylił lekko głowę na bok. Światło w oczach demona rozjarzyło się jaśniej, pogodnie. ~ Zresztą, moje ciało nie jest przystosowane również do mówienia. Nie jestem w stanie porozumiewać się z osobą, do której umysłu nie mam dostępu.  A mówiąc o innych takich jak ja... z tego co wiem żyle wiele demonów. I spotykane są relatywnie często. Być może nie przypominam moich współbraci, jednak tak na prawdę nie jestem nikim niezwykłym. Tak jak ty - zwykły przedstawiciel pospolitej rasy.
- Nie przypominasz? Mówisz, że reszta mimo wszystko nie wygląda jak upośledzone dziecko z maską na łbie i... - Urwała, gwałtownie obracając się do swojego towarzysza. - Czekaj, czekaj... nie możesz mówić? - Jej myśli wyrwały się z pudełka, niszcząc wszelakie blokujące je dotychczas tamy i wylewając się wprost do jej umysłu.
Cofnęła się w ich rozmowie. Faktycznie wydawał się poruszać nienaturalnie jak na ilość wypowiadanych przez niego słów. I były one dziwne. Dziwne w odczuciu. Cały czas zresztą towarzyszyło temu uczucie, że coś jest nie w porządku, ale nie potrafiła stwierdzić co. Dlatego też, teraz, w nagłym przeczuciu rzuciła się w kierunku Karła pragnąć zdjąć mu maskę. @Sosna
Dłoń dziewczyny opadła na maskę na twarzy Arcymaga i gwałtownie zdarła ją z niej. W tym momencie zapewne powinny pojawić się fajerwerki, fanfary i nie wiadomo co jeszcze. Albo przynajmniej powinna zapanować martwa cisza. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Oczom dziewczyny ukazała się czarna twarz, pozbawiona ust, uszu czy nosa, za to wyposażona w parę świecących, turkusowych oczu oraz niewielkie różki, wychylające się nieśmiało spod kaptura. Cythian'dial poprawił nakrycie głowy, osłaniając się od przecieków słonecznych, wpadających do karczmy.
~ Chciałbym z powrotem dostać moją maskę ~ oznajmił bezbarwnie. Siedział nieruchomo, chowając pustą twarzyczkę w cieniu kaptura. Temperatura w pomieszczeniu zdawała się gwałtownie spadać. 
- Czym Ty, kurwa, jesteś? - Warknęła, odciągając maskę jeszcze dalej od bezkształtnej masy.
Jej oczy natychmiast prześlizgnęły się po niecodziennym zjawisku, a twarz wykrzywił jej lekki grymas. To coś wyglądało co najmniej dziwnie, a chyliło się też ochoczo w stronę stwierdzenia - obleśnie. No, a co najmniej niekomfortowo. Dziwna masa wyglądała jakby miała zaraz wypłynąć z tego ciała, podtrzymywanego chyba jedynie przez ubiór, podczas gdy turkusowe, chłodne oczy wciąż śledziły ją czujnie. Jakoby było to życie utkwione we śmierci. Żywy głaz. Golem. Czy inne cholerstwo.
- Czy Ty jesteś taki cały czas? Czy, cholera jasna, Ty cały czas grzebałeś w moich myślach? - Uderzyła gwałtownie ręką o stół, zostawiając pewnie ślad na masce, którą w niej trzymała. - Kurwa. W co ja się wpakowałam. Trza, było Ci jebnąć póki miałam okazję. - Rzuciła wściekłe głową, a potem w jej głowie pojawiła się nagła myśl. W końcu nigdy nie jest za późno.
Palce rozluźniły się, przestając trzymać przedmiot, który przed chwilą w nich był, a potem zaciskając się gwałtownie w pięść - przygmociły Karłowi prosto w jego bezkształtną formę. @Sosna
Siła uderzenia zepchnęła demona z krzesła i cisnęła nim o ziemię dobry kawałek dalej, strącając przy okazji kaptur. Nieliczni goście karczmy spojrzeli na to ze znudzeniem, po czym jeden po drugim zaczęli dyskretnie opuszczać lokal. Karczmarz ukradkiem zaczął wycofywać się na zaplecze. Mała postać powoli zebrała się z ziemi,  niczym bańka-wstańka powracając do pionu. Otrzepał swoją szatę i przenikliwym, turkusowym spojrzeniem wbił się w postać Nyati. Uniósł dłoń, jakby w geście pozdrowienia. 
Maska, znajdują się na blacie zmaterializowała się na niej. Arcymag spojrzał na nią, po czym powoli przyłożył ją do twarzy, zamykając przy tym oczy.  Nie mocował jej w żaden sposób, maska została na swoim miejscu, jakby żywcem przyklejona do ciała. Następnie powolnym gestem zarzucił kaptur na różki. Temperatura spadła jeszcze bardziej, tak że oddech jedynej żywej istoty w pomieszczeniu, będącej pół-elfką, zamienił się w obłoki pary. 
~ Dziękuję ~ jego głos był cichy i dziecinny - jak zawsze. Zaklęcie pękło i na powrót wnętrze karczmy wypełniło nieco duszne, stęchłe powietrze. ~ A teraz przejdźmy się ~ zaproponował Cythian'dial, po czym pomieszczenie utonęło w ciemności. 
Po kilku chwilach ta ustąpiła. Karzełek i pół-elfka stali na bliżej nieokreślonym górskim szczycie. Wiatr porywał ich ubrania, świszcząc przeciągle. Była już noc. Arcymag stał nieco wyżej tak, że jego twarz była ponad twarzą Nyati.
~ Jaka szkoda, że nie mogę sobie pozwolić na znieważanie mojej osoby w miejscach publicznych, bo konwersacja z tobą była prawdziwą przyjemnością ~ oznajmił, a jego spojrzenie uciekło w bok, przetaczając się po otaczających ich ponurych szczytach.
Nyati, mimo, że wciąż wściekła za grzebanie w jej myślach, zaczynała czuć się coraz bardziej niekomfortowo. Delikatne, osobliwe przeczucie, pełzło przez jej ciało, wzdrygając je wraz z każdym ruchem niepozornej istoty przed nią. Nie zareagował gniewem. Ba, wydawało się, że nie zareagował wcale poza tym, że znów posłużył się magią, by spokojnie przywrócić maskę na swoją głowę czy cokolwiek to było. Przez moment nawet przeszło jej przez myśl, że może powinna spytać towarzysza czy wszystko w porządku, gdy chwilę potem usłyszała jego głos, a wciąż niewypowiedziane zdanie zmieniło się w krzyk przerażenia, gdy pojawili się nagle w całkowicie innym miejscu.
Nie panikuj, Nyat, nie panikuj. Podpadałaś już gorszym osóbkom, musisz tylko uspokoić sytuację, porozmawiać z nim na spokojnie, a może odstawi Cię na ziemię niekoniecznie przez zrzucenie Cię ze szczytu. - myślała gorączkowo, wciąż patrząc w przepaść pod nimi i czując jak serce obija jej się o żebra w o wiele szybszym tempie niż zwykle. Strach powoli paraliżował jej kończyny, a ona, nie przywykła do tego uczucia, nie wiedziała kompletnie co z nim zrobić. Potraktowała Karzełka dość pogardliwie, szczególnie przez jego niski wzrost, a ten okazał się parać mocami jej niedostępnymi. Nieznanymi. Tajemną magią, która wybiera nielicznych, czyniąc ich przez to potężniejszymi od pozostałych. A najgorsze w tym jest to, że pozostali nie wiedzą nawet czego po nich oczekiwać. Czego tak naprawdę się bać.
- Aaa, nie mógłbyś mnie odstawić jednak w jakieś inne miejsce? Na przykład koło mojego domu? - Spytała, podnosząc w końcu wzrok na towarzysza i próbując jakoś zebrać siebie i myśli do kupy. - Wiem, nie powinnam Cię była uderzać, poniosło mnie, byłam po piwie, naprawdę, no! Trzeźwa, bym tego nie zrobiła! - Przynajmniej istnieje taka szansa. -  Mogłeś mnie uprzedzić, że nie umiesz gadać czy coś takiego, wiesz... - Przełknęła ślinę, starając się nawilżyć gardło, które nagle okazało się suche jak morze piasków na pustyni. 
Cythian'dial odwrócił się do niej plecami, patrząc na pogrążone w ciemności szczyty. Jego oczy nie były stąd w stanie dostrzec miejsca, w którym teren stawał się równinny, nie mówiąc już o znajomych szczytach Temeni. 
~ Gdybym przeniósł nas koło twojego domu, co to byłaby za przechadzka? - zapytał, odwracając się w stronę Nyati i powoli, skała po skale, zeskakując ze szczytu, by stanąć na poziomie kobiety. ~ Pójdziemy tam. ~ Wskazał palcem wąską ścieżkę, uczęszczaną prawdopodobnie przez jakiś rodzaj kozic, wijącą się w dół zbocza. Nie wyglądała na bezpieczną, a po jej obu stronach widać było stromą przepaść. ~ Mam nadzieję, że nie wypiłaś tak dużo, by twoje zmysły zostały zmącone przez właściwości alkoholu, gdyż przepaść ma około dwóch tysięcy metrów głębokości z prawej oraz tysiąc sześćset z lewej. Co nie czyni lewej strony wcale lepszą do spadania, gdyż na jej dnie w ciemnych wodach jeziora, będącego pozostałością po płynącej tą niegdyś rzece, żyje tysiącletni wąż, którego jedynym pokarmem są nieostrożne kozice i podróżni. ~ To mówiąc karzełek ruszył, zabawnie podskakując na nierównościach w stronę dróżki. Gwałtownie zatrzymał się na jej początku i odwrócił się w stronę Nyati. ~ Przebywanie z tobą było dla mnie miłym doświadczeniem, Nyati z rodu Krallów. ~ To mówiąc ruszył w dalszą drogę, co poprzedzał dość komiczny piruet na pięcie.
Jak raz w życiu Nyati jej myśli pomknęły szaleńczym tempem i niczym potężna fala rozdzieliły się na wszelakie możliwe drogi, powoli rozbijając się o każdy ślepy zaułek. Sytuacja była cholernie stresująca. I nie sądziła, że kiedykolwiek się w czymś takim znajdzie i będzie miała podobne rozkminy. Po pierwsze nie podobało jej się, że mężczyzna zna jej pochodzenie choć dałaby sobie rękę uciąć, że mu go nie podawała. Ona nikomu go nie podawała. Po drugie zaś, i przede wszystkim, była na środku zadupia, wróć, na środku największego pagórka na jakim była za całego swojego żywota i jedyną opcją przeżycia było iście za nieznajomym. Dokładnie tym, dla którego zdawała się być wcale nie taka obca. Stąd też przełknęła głośno ślinę, równocześnie powstrzymując wszystkie inne pytania i złość jaka pojawiła się w niej przez kolejne grzebanie w myślach, po czym szybkim, choć nader ostrożnym tempem, dołączyła do swojego towarzysza.
- Czekaj, czekaj, czekaj, nie zostawiaj mnie tak! - Zawołała, a jej głos przeszedł w niespodziewanie wysoki i wręcz przymilny ton o ile pominąć w nim rozpaczliwą nutę. - Mieliśmy iść na spacer, tak? Towarzystwo jest bardzo ważne, no, nie można się tak nagle rozdzielać! Poza tym mówi się, że mężczyźni powinni odprowadzać damy, więc liczę, że jak już poobserwujemy sobie te nader urocze góry i mieszkające poniżej nich stwory to może mógłbyś mnie jednak zabrać z powrotem? Chociażby do karczmy? - Dodała, czując jak jej głos łamie się wraz z każdym spojrzeniem w dół przepaści. 
Cythian'dial nie zareagował na słowa dziewczyny. Podskakując na nierównościach posuwał się powoli wąską ścieżką, pozostawiając w tyle zrozpaczoną dziewczynę. To nie tak, że chciał jej śmierci. Nawet nie tak, że chciał ją ukarać czy chociaż popisać się mocą. W tamtym momencie uważał to po prostu za ciekawe. Był już dobrych kilkanaście metrów od bezpiecznego początku ścieżki, gdy wreszcie przystanął i jakby w zamyśleniu obrócił głowę do Nyati. ~ Czemu odczuwasz przerażenie? ~ spytał, a wiatr miotał jego szatą, obnażając fragmenty ciemnej masy ciała. ~ Nie jestem zły. Chciałem tylko coś ci pokazać. Podróże, dalekie podróże dobre są do pokazywania pewnych prawd. Śmiertelni i nieśmiertelni niczego nie są w stanie dojrzeć, póki nie oddalą się od miejsca, które nazywają domem. Patrz. ~ Karzełek rozłożył ręce na boki, niczym orzeł i zrobił jeszcze kilka kroków wąską dróżką, stąpając na palcach i stawiając jedną stopę za drugą - niczym linoskoczek podczas występu. ~ I ciesz się spacerem. ~ Jego drobna stópka nastąpiła na gładki, nierówny kamień. Kamień się poruszył. Lekko drgnął i osunął się w dół zbocza. A niewielki kształt Arcymaga, jakby w zwolnionym tempie, nie próbując odzyskać utraconej przyczepności runął w dół zbocza, łopocząc hałaśliwie szatą. 
Nyati przełknęła głośno ślinę, próbując zapanować nad rozszalałym sercem, które najwyraźniej pragnęło opuścić jej klatkę piersiową, albo też po prostu stanąć z przerażenia. Cholera, to nie było wcale śmieszne. A ten głupi Kurdupel zdawał się być kompletnie nieporuszony obecną sytuacją, niemal jawnie z niej kpiąc. Znaczy, no, może wcale tego nie robił, ale w myślach półelfki kreował się na taki właśnie obraz.
- Przerażona? Ja? W życiu! - Prychnęła sarkastycznie, gdy strach zaczął być tak ogromny, że mózg przestał już nad tym panować. - Nie no, zawsze marzyłam o wycieczce po górach w towarzystwie jakże uroczego Karzełka. No, a skok ponad tysiąc metrów w dół zawsze był moim marzeniem! - Krzyknęła, a z jej ust wydobył się histeryczny chichot, który w obecnej sytuacji daleko odbiegał od jej normalnego, wesołego śmiechu.
Tak naprawdę nie miała już pojęcia co robi. Nie miała pojęcia co powinna zrobić. Poza daremnymi próbami dotarcia do towarzysza nie pozostawało jej nic innego jak modlitwa do bogów czy skok w przepaść, który szybko zakończyłby jej problemy. Raz, a skutecznie. Nie jestem zły? Jasne, jesteś przecież niczym kochany ojciec, który próbuje tylko pokazać marnotrawnej córce świat, kurwa, - pomyślała, znów starając się zmusić umysł do współpracy, gdy do jej uszu dotarło leniwe toczenie się kamyka, w ślad za którym ruszył łopot tkaniny. 
Gwałtownie odwróciła się w tę stronę, dostrzegając swego upadającego towarzysza, a jej ciało niemal instynktownie ruszyło w tym kierunku.
- Nie! - Krzyknęła, próbując złapać którąś z krótkich kończyn demona. @Sosna
Świat wokół demona zawirował, krajobraz gór przeszedł w głęboką czerń nieba. Oczy Arcymaga padły na gwiazdozbiór Smoka, który chwilę później został zasłonięty przez wykrzywioną w krzyku twarz dziewczyny. Jej ręka wyciągała się do lecącego karzełka, opuszki jej palców musnęły materiał jego szaty, by z całej siły zacisnąć się na samym jej końcu. Cythian'dial nie był ciężki. Był zdecydowanie lżejszy od ludzkiego dziecka. Nyati z łatwością byłaby w stanie go podciągnąć z powrotem, gdyby jej nogi gwałtownie nie straciły styczności z podłożem. Oboje bezwładnie runęli wzdłuż zbocza. Ciało Arcymaga uderzyło o twarde kamienie, amortyzując upadek kobiety, po czym oboje nie kontrolując w żaden sposób kierunku opadania turlali się w dół zbocza, raz po raz wyskakując w powietrze, by znów otrzeć się o jakiś nieco mniej pionowy fragment góry. Razem z nimi leciała lawina kamyczków i Cythian'dial pomyślał, że za wiele, wiele lat, gdy przyjdzie mu chęć na czytanie książki na tej właśnie górze może się okazać, że jej już nie będzie. Kamyczek po kamyczku, lawina po lawinie, zasypie okalające ją doliny, zrównując teren i tworząc nieprzychylne, kamienne pustynie. Spojrzenie demona opadło na pół-elfkę. Jej ciało nie wyglądało najlepiej. Karzełek zaczął się zastanawiać czy da radę dotrzeć do dna, nim jej ciało utraci wszelkie zdolności życiowe. Zaczął się też zastanawiać, czy jego szaty wytrzymają upadek. Ich szelest nie był tak żywy jak na początku, był też zimne powietrze w miejscach, które zwykle były okrywane tuniką. Lubił te szaty i jeśli się zniszczą będzie musiał zlecić ponowne uszycie takich samych. A może innych? Może powinien tym razem zdecydować się na jakiś inny krój? Coś na wzór ciemnego nieba... 
Mhm, tak, zapamiętać - rzucanie się za głupim Karłem w przepaść to zdecydowanie głupi pomysł - myślała, na zmianę przeklinając siebie, demona i własną głupotę. To nie miało się tak skończyć. Liczyła, że jednak coś w życiu osiągnie, odnajdzie matkę czy może jakoś wplącze się w tę rodzinkę. Cokolwiek. Na pewno nie sądziła, że jej cienka linia życia zakończy się na jakimś całkowitym odludziu gdzie wtulona w nieznajomego stoczy się prosto w ramiona śmierci. Był to ten moment jej koegzystencji gdzie zaczynała rozumieć smutny los bałwana, który połączony za pomocą miliona obcych sobie płatków śniegu, oczekuje swego końca wraz z pierwszymi promieniami słońca. Ugh.
Czuła jak powoli się poddaje. Jak z początku próbowała jeszcze walczyć, opierać się i spowalniać ich długą, acz nieuchronną, drogę w dół, tak zdarcie ubrań i skóry pod nimi skutecznie ją zniechęciło. Podobnie jak niewyobrażalny ból, który rozległ się ze strony kostki, wygiętej pod nienaturalnym kątem. Krzyknęła. Kolejne zaś uderzenie w plecy rozłączyło ją z towarzyszem, a ta poczuła boleśnie jak to jest toczyć się z ogromnego zbocza z rozwaloną nogą. W dupie miała już własną dumę i opinię. Ryczała z bólu, wrzeszcząc w twarz wszechświatu i wszystkim bogom, którzy akurat z jakiegoś powodu mieliby się jej przypatrywać. 
Cythian'dial opadał teraz sam, z boku patrząc, jak dziewczyna wrzeszczy. Nie przeżyje tego spadku - stwierdził, gdy nagle, ku jego zdziwieniu został poderwany w powietrze przez coś twardego. Nie spadał już, a wisiał jak szmata w olbrzymim szponie smoka. W drugim wisiała Nyati. Jej sylwetka była bardzo pokiereszowana, jednak Arcymag wyczuwał, że jest świadoma. To dobrze.
Pod nimi powoli przesuwało się jezioro na dnie doliny. Nieokreślone, ciemne kształty zdawały się wić pod powierzchnią, jednak mógł to być zarówno potwór jak cień smoka, odbijający się w jej tafli. Wiatr powiewał resztkami szat karzełka, miotając kapturem i raz po raz odsłaniając jego różki. Cythian'dial nigdy nie rozumiał, co jest tak podniecającego w locie dla ludzi. Pęd powietrza był raczej zimny i nieprzyjemny, a widok jaki stąd miał mógł być zastąpione przez swobodną lewitację. 
Myśli Arcymaga przeniosły się do celu ich podróży. Smok zapewne niósł ich do swojego gniazda, gdzie będzie chciał ich zjeść lub nakarmić nimi młode. Bardziej prawdopodobne było to drugie, gdyż gdyby chciał ich zjeść zrobiłby to natychmiast. Jego gniazdo musiało też być dość blisko. Jednak nie zbyt blisko, bo potwór z jeziora pilnował, by ściany górskie wokół jego terenu pozostawały niezamieszkałe. Skoro więc lecą doliną, smok ten musi mieszkać gdzieś na jej końcu...
Ból zniknął. Choć może nie tyle co zniknął co zamienił się w jednostajne, miarowe pulsowanie, którą rozbrzmiewała teraz każda część jej ciała,. I choć nie było to przyjemne uczucie to dalej było wytchnieniem od ostatnich kilku minut nieustannej katorgi. Teraz też dopiero mogła dokładniej sprawdzić stan swojego organizmu i choć z trudem zbierała myśli to czuła, że ból w kostce wyraźnie się wyróżniał. Podobnie jak ten z klatki piersiowej, ramienia i głowy. Ale to było tyle, nie było już kolejnych obrotów, nie było sterty kamieni, które wpijały się w kark. Tak naprawdę leżała teraz na brzuchu, zamykając kurczowo oczy i nie chciała wiedzieć co się dzieje wokół niej. Czuła, że coś się zmieniło. Chociażby fakt, że wiatr zaczął rozwiewać jej włosy, a szum ustał. 
To nie może być śmierć, prawda? Gdzie to cholerne światło na końcu drogi czy koniec cierpień? Panowie bogowie, nie powaliło Wam się coś? - Warczała w myślach. Naprawdę. Nie chciała otwierać oczu, nie chciała wiedzieć co mogło sprawić, że przestała spadać z dupnej góry prosto w otchłań śmierci. Ale w końcu musiała. Nie mogła unikać życia przez cały ten czas szczególnie, że ono najwyraźniej wciąż się toczyło. Przynajmniej lepiej niż ona toczyła się ze szczytu.
I otworzyła oczy. Prosto, by z jej bezpiecznej przystani umysłu wylądować kolejne setki metrów nad ziemią, tym razem prosto w szponach... Czegoś łuskowatego. Nie chciała nawet myśleć, że to coś mogłoby być smokiem. Naprawdę. Dlatego też zamknęła znów oczy, uspokoiła oddech i postarała się zapanować nad swoim sercem. Musi coś zrobić. Muszą coś zrobi. Właśnie!
~ Karzeł? Czy Ty mnie słyszysz? ~ Pomyślała, z całej siły wizualizując sobie niematerialną nić pomiędzy ją, a towarzyszem, by ta wiadomość jakkolwiek do niego dotarła. @Sosna
~ Słyszę ~ odpowiedział jej głos Arcymaga, którego skryta pod maską twarz obróciła się powoli w  stronę dziewczyny. Pół-elfka miała zaciśnięte oczy i najwyraźniej  starała się nie myśleć o tym, jak wysoko nad ziemią się znajduje. ~ To ciekawe, nie sądzisz? Spadając w stronę pewnej śmierci zostaliśmy ocaleni przed starciem ciała do kości przy spadaniu oraz pożarciu przez potwora morskiego przez smoka, którego intencją zapewne również jest nas pożreć, tudzież dać swoim młodym do pożarcia jak to mają w zwyczaju stwory z Darawy. Chyba, że jest on jednym z inteligentniejszych gadów tego typu i jego intencją jest nas zniewolić i zaprząc do pracy przy poszukiwaniu artefaktów lub w kopalni. Istniej też możliwość, że pragnął jedynie nas uratować i będzie nalegał na spłacenie długu. Słyszałem, że smoki są bardzo pamiętliwe i zawsze dbają o takie szczegóły, jak dotrzymywanie obietnic. To jedna z cech, którymi się szczycą, więc złamanie smoczej obietnicy mogłoby być zaprawdę niebezpieczną rzeczą. Jak sądzisz, która z tych opcji wydaje się najbardziej prawdopodobna? 
Ciemne niebo nad masywnym cielskiem olbrzymiego smoka zaczynało się powoli przejaśniać i gwiazdy stopniowo zanikały. Robiło się nieco jaśniej, jednak był to zaledwie zwiastun, pojawienia się słońca, które wciąż chowało się daleko za górskimi szczytami. 
Krajobraz pod szponami gada również stopniowo się zmieniał. Zatopiona dolina zniknęła dawno w tyle i w obniżeniu pomiędzy szczytami widać było coś przypominającego zgniłe zielska, wśród których wąską stróżką, to znikającą, to pojawiającą się ponownie wiła się rzeczka.
~ I to dla Ciebie jest w całkowitym porządku?! ~ Warknęła, otwierając oczy, gdy w jej sercu strach mieszał się z wściekłością na swobodę z jaką Kurdupel opowiadał o ich potencjalnym rychłym końcu. ~ Może zamiast rozkminiać swoją śmiercią to może od razu skoczysz sobie w przepaść coby nie zaprzątać sobie tym głowy. Albo, no nie wiem, weź wymyśl coś, żeby się z tego gówna się wyplątać. ~ Pomyślała, całą sobą powstrzymując się do darcia się tylko i wyłącznie we własnej głowie, a nie na głos.
Bo, co jak co, ale wolała nie sprawdzać co właściciel łusek myśli o ich pomyśle, ani tym bardziej o posiłkach, które ulubiły sobie wrzeszczenie. Nawet jeśli ten smokowaty zdawał się jakoś drgnąć w momencie, gdy ta przesyła swoje myśli w stronę Karła. A przynajmniej liczyła na to, że je przesyłała bo jakby i to miało zawieść to może już od razu spisać testament. A nie, zapomniałaby, przecież jest w szponach drapieżnika tysiące metrów nad ziemią, nie wiedząc nawet gdzie. No i w sumie nie ma komu tego spisywać. Może, więc po prostu umrzeć. @Sosna
~ Jest. ~ Dziecięcy głos Cythian'diala z właściwym sobie, nieskażonym spokojem rozbrzmiał w głowie półelfki. ~ Jest to dla mnie w całkowitym porządku. Jestem ciekaw, do czego to doprowadzi. Podróż potrafi być ekscytująca, jednak to, co na prawdę się liczy, to cel podróży. Spekulacje są ciekawe. Można wejść w drogi, którymi nigdy nie będziesz podróżował. Jednak te, którymi można się przespacerować zawsze są tymi najcenniejszymi.
W innej sytuacji takie słowa mogłyby być zapewne dumne i majestatyczne, jednak mało co jest dumne i majestatyczne, gdy zabawnie kiwasz się w szponach smoka, który niesie cię nie wiadomo gdzie. 
  Ale Cythian'dial też to poczuł. Subtelne poruszenie w strefie mentalnej, gdy wymieniali myśli z kobietą. Smok zdecydowanie był rozumny, co więcej zapewne posiadał nawet pewne umiejętności telepatyczne. To, że jeszcze się nie odezwał tylko pobudzało ciekawość demona. 
  Krajobraz pod nimi zmienił się i wylecieli na wysuszoną równinę, poznaczoną wyschniętymi korytami rzek i pęknięciami w litej skale. Smok zaczął nieco zniżać lot, zbliżając się do jednego z takich pęknięć.