Kiedy minął pierwszy szok po walce z tajemniczą maszyną i Misericordia zorientowała się co właściwie się stało przerażenie zaczęło ustępować miejsca wściekłości. Najpierw wrzucił biedną marchew do wnętrza tej machiny, a potem to ustrojstwo ją zaatakowało! Chwyciła jedną z walających się tu i ówdzie rurek i rzuciła się na białowłosego wynalazcę.
- Ej! Co ty… - mężczyzna próbował coś powiedzieć unikając nadlatującej ze wszystkich stron stalowej rury – Przestań!
Niczym niezrażona rudowłosa raz za razem okładała go kawałkiem metalu. A przynajmniej próbowała. Nieznajomy wykazywał się nadzwyczaj dobrym refleksem i jak do tej pory unikał każdego jej ciosu.
- Stój spokojnie! – dziewczyna wzięła zamach – Ucieczka nic ci nie da!
- Po… czekaj… - nieszczęsny wynalazca bezskutecznie próbował coś przekazać – To nie tak... – od ciągłych uników dostał w końcu zadyszki
Walka między dziewczyną a naukowcem trwała w najlepsze. Ona machała rurą na wszystkie strony, on nieustannie uciekał przed nadlatującym kawałkiem metalu. Co trochę próbował coś powiedzieć, jednak Misericordia nie chciała słuchać. Gonitwa pomiędzy wzgórzami ze złomu trwała, a mężczyzna stawał się coraz bardziej zmęczony. Rudowłosa dla odmiany zdawała się nie słabnąć nawet trochę. W końcu naukowiec potknął się o wystający kawałek blachy, a dziewczyna ze zdwojonym entuzjazmem i rządzą mordu w oczach rzuciła się w stronę swojego celu.
- W końcu cię mam! – zamachnęła się rurą i z uśmiechem na ustach zadała finalny cios
BRZDĘK!
- Co do..? – zaskoczona Misericordia spojrzała na siedzącego na ziemi przeciwnika i spróbowała jeszcze raz przywalić mu rurą
BRZDĘK! Nieznajomy odbił żelastwo ręką co spowodowało ów metaliczny dźwięk. BRZDĘK! BRZDĘK! BRZDĘK! Rudowłosa spróbowała jeszcze kilkukrotnie znokautować przeciwnika jednak rura za każdym razem odbijała się od jego ręki z metalicznym dźwiękiem. To nieco zbiło dziewczynę z tropu. Postanowiła więc zmienić taktykę. Wzięła z pobliskiego stosu kolejną rurę i zaczęła okładać go z dwóch stron. Nieznajomy za każdym razem odbijał nadchodzące uderzenia swoją metalową kończyną. W końcu jednak jeden z ciosów go dosięgnął i siłą rozpędu wpadł na stojące biurko. Stojące na nim wiadro ze zgnitymi marchewkami przewróciło się i wylądowało na głowie wynalazcy. Misericordia korzystając z okazji przywaliła rurą w owe wiadro i wśród metalicznych brzdęków nieznajomy stracił przytomność. Misericordia spojrzała na leżącego przeciwnika.
- Gdybym tylko miała przy sobie swój sztylet… No nic, później się nim zajmę – wymruczała pod nosem i ruszyła w kierunku tajemniczej maszyny
W czasie kiedy ta dwójka walczyła maszyna wydała z siebie szereg pomruków oraz mechanicznych kliknięć i skończyła pracę. W jednym z licznych otworów leżała teraz całkiem zdrowo wyglądająca dorodna marchewka. Ujrzawszy ją Misericordia podbiegła tam, delikatnie wzięła warzywo i zaczęła ją oglądać ze wszystkich stron. Nie ujrzała żadnych niepokojących znaków, więc ucieszona przytuliła marchewkę i zaczęła z nią rozmawiać.
- Już nic ci nie grozi, uratowałam cię – powiedziała gładząc warzywo po skórce – zabiorę cię ze sobą żeby nikt nie mógł cię więcej skrzywdzić i razem rozpoczniemy rewolucję. Co ty na to?
Miziająca marchewkę dziewczyna nie zauważyła, że białowłosy właśnie się ocknął, a w jego ustach tkwi jedna ze zgnitych marchewek, która znalazła się tam kiedy wiadro ze zgniłymi warzywami spadło mu na głowę.
(Matriasen?)