- Wprowadzić dyplomatę - rozkazała w przestrzeń Mirajane. Lexie wystąpiła zza tronu i dość sztywno, nawet jak na nią, ukłoniła się chwilowemu królowi.
- Przyprowadzę go, wasza wysokość - zaofiarowała, a uzyskawszy pozwolenie w postaci skinienia głowy władczyni, ruszyła w kierunku drzwi do poczekalni. Zanim jednak przekroczyła je, strzepnęła niewidzialny pyłek kurzu z ramienia i poprawiła perfekcyjnie leżący naramiennik. Otworzyła drzwi. Siedząca w przedsionku grupa ludzi poderwała się gwałtownie, niczym dzieci przyłapane na robieniu czegoś, czego robić nie powinny. Dziewczyna skłoniła się sztywno.
- Kogo mam zaanonsować? - zapytała chłodno, obrzucając wzrokiem nie do końca ludzkie istoty. Mówiąc: „nie do końca ludzkie” myślała o fakcie, iż zamiast rąk mieli skrzydła, zakończone chwytnymi pazurami, a ich twarze zdobiły pokaźne dzioby, zaś zamiast włosów - wielobarwne pióropusze. Jednak pomijając wszystkie te szczegóły wyglądali jak ludzie. Tak naprawdę ich widok nie dziwił strażniczki, widywała już dziwniejsze kreatury. Jednak w sercu kobiety była podejrzliwość. W końcu w zamku panował zabójca, a zabójcy zwykle nie robią czego im się żywnie podoba. Zwykle pracują na czyjeś zlecenie.
- Jesteśmy delegacją Pliff, z małego księstwa w Anthrakas – przedstawił przybyszów młodzieniec o czerwonych piórach. - Jestem przewodniczącym naszej małej społeczności, moje imię Drilf.
Brunetka skinęła głową.
- Proszę wejść, gdy usłyszysz panie swoje imię – rozkazała, dostatecznie uniżonym tonem, by mógł być uznany za stosowny w tej sytuacji i dyplomatyczny.
- Oczywiście. – Pół-ptrak pokiwał skwapliwie głową.
Brunetka wyciągnęła z jego wygodnego stanowiska strażnika, pełniącego na zamku służbę herolda i przekazała mu stosowne rozkazy, po czym powróciła do boku swojej pani. Mirajane spojrzała na nią pytająco, jednak Lexie nijak nie odpowiedziała na jej spojrzenie. Wbiła nieruchomy wzrok w przestrzeń przed sobą. Wreszcie do komnaty wkroczył herod i ogłosił przybycie ptasiej delegacji. Gwardzistka ze swojego stanowiska nie mogła dobrze widzieć emocji, malujących się na twarzy swojej pani, jednak wyczuła jej miłe zaskoczenie i podniecenie. Rzeczywiście, przybyli byli w większości przystojnymi młodzieńcami, a ich kolorowe pióra tylko dodawały im wdzięku. Brunetka poczuła ukłucie zazdrości, już po raz drugi tego dnia.
- Witajcie, członkowie delegacji Pliff – powitała ich tymczasowa władczyni, gdy uklękli w sporej odległości od nie. – Powstańcie i mówcie, co was do nas sprowadza.
Przewodniczący wstał niepewnie. Widać było, że rzadko ma odczynienia z władcami. Musiał pochodzić z prostego ludu i choć nazywał siebie przewodniczącym, pozostali członkowie delegacji nie wydawali się zbytnio mu ulegli. Wyglądali bardziej jak przyjaciele, niż poddani.
- Przybywamy z wysokich gór, o pani, by zawrzeć sojusz, pomiędzy naszymi krainami. Możemy wiele zaoferować. Piękne wyroby z wikliny, tkaniny z jedwabiu, a w zamian pragniemy sprowadzać z twojego, pani, kraju owoce i warzywa, które trudno nam uprawiać na nieurodzajnej ziemi gór.
Słowa Drilfa były czyste i melodyjne, prawie jakby śpiewał.
(Mirajane? No to negocjuj, wasza wysokość xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz