czwartek, 27 lipca 2017

Od Tiba

- Tib, Tib. No chodź - zniecierpliwiona Evelin zaczęła ciągnąć mnie za rękę
- No już, coś ty taka nie cierpliwa? - uśmiechnięty pozwoliłem się prowadzić wgłąb lasu
Mijaliśmy drzewa, chodziliśmy po miękkiej ściółce i słuchaliśmy otaczających nas dźwięków. Szum wiatru w koronach drzew, śpiew ptaków i odgłosy małych leśnych stworzonek. W pewnym momencie siostra puściła moją dłoń i ruszyła biegiem przed siebie.
- Złap mnie, jeśli potrafisz - zaśmiała się, a ja pognałem za nią
Straciłem ją z oczu, lecz dalej biegłem. W pewnym momencie las pociemniał, otoczył mnie dym i nieprzyjemny zapach spalenizny. Z każdej strony dobiegały kroki, szybkie, głośnie i ciężkie. Było ich wielu. Zbyt wielu.
- Tib! - głos siostry rozbrzmiał za mną, odwróciłem się i ujrzałem las stojący w płomieniach - Tib! - powtórzyła z innej strony, tam także były płomienie.
Gdzie się nie odwróciłem, w którą stronę nie spojrzałem - widziałem tylko płomienie, słyszałem jej zdenerwowane wołanie, i kroki. Były wszędzie.

***

- Tib, Tib - głos naśladujący moją siostrę był nieprzyjemny i sarkastyczny. To Śmierć znowu ze mnie kpi.
Otworzyłem oczy i wściekle na nią spojrzałem.
- Oh Tib. Tib - wyszczerzyła się wrednie w postaci mojej siostry. Siedziała na komodzie z nogą na nogę - Czemu mi nie pomożesz? Tib! - zaśmiała się i spoważniała. Zeskoczyła z komody i stanęła tuż przy mnie - Masz zlecenie.

W postaci demona, czekałem pod domem mojej ofiary i wpatrywałem się w jego okna. Otaczała mnie ciemność, tak jak resztę ulicy. Noc. Pora idealna na wykonywanie zleceń dla Śmierci. Gdy tylko zgasło światło, niespiesznie ruszyłem w stronę drzwi mojego celu. Lekko je pchnąłem, a te mi uległy. Otworzyły się na oścież. Cicho wdarłem się do środka i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nic cennego, ani obrazów, ani szkatułki ze złotem. Żadnego złotego posążka. Ruszyłem w stronę schodów, uważając aby nie zbudzić właściciela przybytku. Na górze to samo, gołe ściany, nic drogiego lub z jakkolwiek wartościowego. Zakradłem się do sypialni, szkatułka leżała na szafce nocnej. Stanąłem przy niej, mężczyzna leżący na łóżku obok niespokojnie się poruszył. Skamieniałem i spojrzałem na niego. Prawie zapomniałem po co tu jestem. Nachyliłem się nad nim i wsunąłem rękę do jego klatki piersiowej. Mocno chwyciłem i szybkim pociągnięciem wyrwałem z niego duszę. Patrzyłem chwilę jak się budzi i przestraszony próbuje oddychać. Próbuje zrobić cokolwiek, aby jeszcze chwile pożyć. Konając zwija się na łóżku, aż w końcu daje za wygraną i umiera. Nie sądzę, aby ciało cierpiało po pozbawieniu go duszy, ale wszyscy reagują podobnie. Fakt jedni szybciej inni wolniej. Ten ewidentnie chciał jeszcze żyć, ale tak już jest. Nie zawsze chcieć znaczy móc. Przeniosłem wzrok z denata na jego duszę wciąż tkwiącą w mojej dłoni, wystającą z obu jej stron i wijącą się. Zostawiała po sobie białe nie wyraźne smugi. Tak piękna. Starczy. Zmiażdżyłem ją, a ta skamieniała na chwilę po czym się rozpadła na kawałki, które poleciały w każdą możliwą stronę. Ten smak, którego nie da się poczuć i opisać. Ten smak był cudowny, tak jak za każdym razem. Za każdym razem smakuje lepiej. Za każdym razem coraz bardziej się od niego uzależniam. To piękne chwile. Z dołu dobiegł mnie szmer. Chwyciłem szkatułkę i wyskoczyłem przez okno, tłukąc szkło i budząc okolicznych mieszkańców. Teleportowałem się na dach najbliższego domu. kucnąłem już w normalnej postaci i przeglądałem zdobycze. Złoty łańcuszek, naszyjnik z białych pereł i srebrna obrączka. Schowałem wszystko do kieszeni i wyrzuciłem niepotrzebne pudełeczko. Z dumą przyglądałem się jak ludzie biegają spanikowani od domu do domu, ostrzegając siebie nawzajem i informując wszystkich o śmierci jednego z nich. Gdy słyszałem niewyraźne głosy ,,To znowu on" ,,Znów uderzył" ,,Bestia" nastawał ranek. Mimowolnie uśmiechnąłem się, a chwilę później już stałem przed moją ulubioną tawerną.
- Ah, witaj znów. Co podać? - spytał zza lady znajomy głos - To co zwykle? - pokiwałem głową i po chwili, przede mną stał kufel z zimnym piwem. Wziąłem dużego łyka i kontem oka zobaczyłem śmierć przyglądającą mi się.
- Czego chcesz? - powiedziałem półgłosem - I co tu robisz?
- Mam dla ciebie kolejne zadanie. Szykuj się do dalekiej drogi - uśmiechnęła się
- Czemu dajesz mi coraz więcej zleceń? Nie masz innych Talltosów? - mruknąłem niezadowolony.
- Mam, ale ty jesteś moim ulubieńcem - odpowiedziała sarkastycznie i puściła mi oko
- Nie możesz ty się tym zająć? - popatrzyła na mnie krzywo
- Dzisiaj nie mogę, przecież jestem umówiona do fryzjera - powiedziała wymachując rękami po czym spojrzała wzrokiem mówiącym ,,Nie mam czasu na takie płotki" No jasne, znów zadałem głupie pytanie...
- Gdzie i kto? - chciałem już skończyć z nią rozmowę i dopić w samotności trunek
- Wyciągnij mapę - tak zrobiłem, a ona wskazała na Merkez i krótko opisała daną osobę. Jak wygląda, i kiedy będzie w jakim miejscu. Reszty musiałem dowiedzieć się sam. Zawsze uważała, że tak jest ciekawiej. Gdy muszę się wysilić aby kogoś "upolować" - Ah, jakie życie jest piękne. Prawda, Tib?
- Ty mówisz o życiu i to jeszcze chwilę po tym jak zleciłaś zabójstwo? - spojrzałem na nią niedowierzającym wzrokiem - Masz tupet
- Szczegóły. Oh, mój fryzjer. Powodzenia - i zniknęła zostawiając mnie z mapą i kuflem pustym do połowy
Spojrzałem raz jeszcze na mapę. W sumie mogę się przenieść... tu. Spojrzałem na tawernę niedaleko głównego wejścia do Merkez. Tak tu będzie dobrze. Dopiłem i zostawiłem barmanowi naszyjnik zdobyty dzisiejszej nocy. Wyszedłem i od razu przeniosłem się we właściwe miejsce. Stałem przed karczmą, otoczony ludźmi spieszącymi się. Tu wszyscy się śpieszą. Zobaczyłem opisaną przez śmierć osobę, niespiesznie ruszyłem za nią wymijając przechodniów. Skupiłem na nią całą swoją uwagę. Nawet nie zrobiło na mnie zbyt dużego wrażenia to, że się z kimś zderzyłem. Przeprosiłem i podążałem dalej nie spuszczając z ofiary wzroku. Dotarliśmy do jej domu. Tak jej. Była to kobieta, o blond włosach i dość wątłej postury. Nie teraz, zbyt dużo ludzi. Jutro. Przeniosłem się do tawerny z zamiarem zamówienia kufla piwa. Jak tylko stanąłem przy ladzie zakręciło mi się w głowie i zebrało na wymioty. Nie powinienem tak często używać teleportacji ,,Nigdy się do tego nie przyzwyczaję..." - pomyślałem i zamówiłem trunek. Musiałem poczekać do nocy. Oto kolejny minus teleportowania się, jest taki, że naprawdę mało czasu zajmuje przemieszczenie się z punktu A do punktu B.

Wieczór już się zbliżał więc wygramoliłem się z tawerny i powolnym krokiem ruszyłem w stronę miejsca zamieszkania kobiety która miała dzisiaj zginąć. Znalazłem odpowiednie miejsce aby poczekać, aż ofiara pójdzie spać i zgasi światło. Bez pośpiechu przemieniłem się w demona, patrzyłem jak pokój ofiary się zaciemnia po czym ruszyłem w stronę drzwi. Próbowałem je otworzyć lecz tym razem były zamknięte. Dziwne, jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Obszedłem cały cały dom i ku mojej uciesze były jeszcze jedne drzwi. Tym razem otwarte. Wszedłem do środka i rozejrzałem się po dość dużej kuchni. Przeszukałem szafki lecz nie znalazłem nic cennego. W sumie można było się tego spodziewać. Ruszyłem dalej, kierując się do sypialni przetrząsałem każdy zakątek chaty. Gdy dotarłem do przymkniętych drzwi łożnicy, miałem już pełną jedną kieszeń. Tyle dobra by się zmarnowało, gdyby dostał to zlecenie inny Talltos. Pchnąłem drzwiczki i w mgnieniu oka znalazłem się przy śpiącej jasnowłosej. Nachyliłem się nad nią i pozbawiłem ją duszy, po czym ją zmiażdżyłem. Znów najedzony. Cudownie. Przybrałem swoją normalną postać i w spokoju zacząłem przeszukiwać sypialnie. Ileż cudownych znalezisk, dwie sakiewki pełne złota, wisiorki i pierścienie. Wybornie, wszystko pakowałem do swoich wielkich kieszeni.
- Kim jesteś? - usłyszałem czyjś głos za plecami. Jak mogłem nie wyczuć czyjejś obecności? Odwróciłem się zdziwiony i omiotłem wzrokiem postać. Nie mogłem odgadnąć czy był to mężczyzna czy kobieta, było zbyt ciemno.

(Ktosiu?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz