Gdy chłopak zajmował się przeglądem piór, które wypadały w ilościach hurtowych, ja zacząłem wypakowywać posiłki, bo śniadanie jednak trzeba zjeść. Pierożki i mięso chłopaka, a także zakupione później bułki, czy ugotowane jajka, wszystko wyłożyłem na materiał rozłożony na łóżku.
— W sprawie tego ducha... — zaczął nagle, przerywając trwającą między nami ciszę i zaczynając temat, który powinniśmy wreszcie dokończyć. — Jak już mówiłem, nie zrobiłem mu niczego złego, nie licząc kilku wyzwisk. Poza tym starałem się zachowywać tak, jak chciał. — Zatrzymał się po tym wszystkim, odetchnął ciężko, dalej zajmując się skrzydłami, puchem, który z nich opadał. — Nie sądziłem nawet, że może pozostać po śmierci jako duch. Nie mam może ogromnego doświadczenia z nimi, lecz czasem wpuszczałem do Edenu dusze. Tyle wiem na ich temat. — Wszystko składał na kupkę, kontynuując dany temat.
Kiwałem tylko głową, dziubiąc delikatnie pieczywo, odrywając kawałek po kawałku i obracając przy okazji jajko w dłoni. Oczywiście było zimne, tym samym najsmaczniejsze.
— Może być to związane z badaniami, które nie zakończył, chociaż chciał. Pamiętam, jak mówił, że ta publikacja odmieni oblicze nauki w dziedzinie sąsiednich wymiarów. Być może te notatki nadal gdzieś tam są. — dokończył, wyciągając przy okazji z piór ciemniejsze piórko. Wyglądał, jakby co najmniej ducha zobaczył, znowu pobladł, przełknął ciężko ślinę i odetchnął.
Zmarszczyłem brwi, bo chyba nawet najspokojniejszą osobę widok takiego okazu wśród białych, czystych skrzydeł mógł nieco zaniepokoić.
— Rozumiem — mruknąłem cicho, obserwując dokładnie reakcje chłopaka, zaciskając mocniej palce na skorupce, do tego stopnia, by skóra zrobiła się jaśniejsza — czyli nawiedzanie z chęci zemsty odpada. — Bo raczej nie kłamał, nie umiałby, no, chyba że należy do tego typu, który uknuł całą intrygę już dawno i teraz po prostu doprowadza swój plan do końca, gdzie ofiarą jest nikt inny, jak ja. — Jak wyglądają te nawiedzenia, co ci robi, oprócz podduszania? Widziałeś go kiedyś? Objawia ci... — Nie dokończyłem, widząc, że dalej zerka oniemiały na piórko. — Hej, o co chodzi? Co się dzieje? — spytałem z wyczuwalną troską. Całą chęć zobojętnienia chuj jasny strzelił, znowu żyłka mi drgała na widok przerażonego chłopaka i oczywiście musiałem wrócić do trybu Obrońcy Uciśnionych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz