Spojrzałam na kwiat, który uratowałam z pałacu. Jego delikatne płatki muskały delikatnie moje palce, tak jak morska bryza policzki. Podarek od ojca z okazji święta. Kiedy zbliżałam go do twarzy czułam ciepło słońca, zapach lata, kwiecistych łąk, radość i ciepło, życie. Podarowały mi go teraz już martwe ręce, mój ojciec... Przycisnęłam kwiat do nosa i od razu poczułam te wszystkie odczucia, gdzieś w oddali zabrzmiał śmiech mojego braciszka, mojego małego Linka. Ujrzałam uśmiech mojego starszego brata, bohatera i najlepszego partnera w tańcu. Obraz wspólnej zabawy został jednak zastąpiony przykrym widokiem uśmiechu splamionego krwią. Noah leżał na ziemi, w kruczoczarnej zbroi i żegnał mnie, uśmiechając się szeroko. Kazał uciekać, zabrać Linka i nie oglądać się za siebie. Po moim policzku spłynęła łza i poczułam na ramieniu ciężki pysk mojego przyjaciela. Otarłam szybko krople i uśmiechnęłam się, chociaż moją twarz zasłaniał kaptur opończy. Zawinęłam kwiat w chusteczkę i przytuliłam łeb misia do swojego policzka.
-Będzie dobrze Sasha... Musi być, prawda? Babcia zawsze powtarzała, że nawet po najgorszej burzy wychodzi słońce. Niebo jest wtedy takie pomarańczowe, tak jak teraz. Piękny zachód-Szeptałam, zaciskając palce na futrze stworzenia. Nasza podróż trwała już dwa dni. Nawet nie wiedziałam dokąd płynę, na statek trafiłam czystym trafem i znowu tylko dzięki pomocy mojego stróża. Westchnęłam i oparłam się o barierkę. Spojrzałam na nową krainę, do której zmierzałam. Nie wiedziałam czego mogę się tam spodziewać. Może kolejnych wrogów, może sprzymierzeńców i przyjaciół, jakiś przygód. Z pewnością spotkają mnie ciekawskie spojrzenia. Potężny niedźwiedź nie wydawał się codziennym widokiem. Już na statku byliśmy wciąż obserwowani, obgadywani. Skuliłam ramiona, aby wziąć za chwilę pełen wdech i wyprostować się godnie. Odwróciłam się i spojrzałam na pracujących marynarzy i kilku imigrantów, takich jak ja. Ofiary wojny, która zabiła moją rodzinę i odebrała mi dom. Byli brudni i przerażeni, zupełnie jak ja. Fakt braku możliwości umycia się bardzo mnie peszył. Jak mam z kimś rozmawiać będąc w takim stanie? Krew na płaszczu również nikogo nie zachęcała do rozmowy, więc podróż spędziłam w ciszy. Z myśli wyrwał mnie pomruk niedźwiedzia. Spojrzałam na jednego z morskich wilków. Był to wysoki, ciemny i przystojny mężczyzna. Położył tacę z racją żywnością na stojącej niedaleko mnie beczce i posłał mi nikły uśmiech. Odwzajemniłam go, kiwając mu lekko głową w podzięce. Sięgnęłam po kawałek chleba, suszone mięso i wodę. Białko trafiło się misiowi, a ja zjadłam suchy ułamek, popijając go wodą. Głaskałam futro głodnego zwierzęcia, kucając obok niego. Po posiłku wdrapałam się na jego grzbiet i skuliłam się tam, mocno zakrywając się okryciem. Zasnęłam, ponownie widząc twarze moich poległych braci.
Obudziło mnie gwałtowne szarpnięcie. Otworzyłam oczy i usiadłam łapiąc za schowany sztylet. Wszędzie było słychać gwar i ruch. Marynarze uwijali się w pocie czoła. Rozejrzałam się. Port. Dotarliśmy do nowej krainy. Zsunęłam się po boku Sashy i stanęłam na równe nogi. Złapałam tego młodego mężczyznę i wcisnąłem mu do ręki złotą monetę. Podając mu ją nachyliłam się do jego ucha i szepnęłam “dziękuję”. Na ląd zeszłam, a właściwie zjechałam na grzbiecie opiekuna. Każdy ustępował ogromnemu cielsku, patrząc z lekkim strachem. Niedźwiedź jednak tylko węszył za czymś do jedzenia, krocząc obojętnie przed siebie. Kiedy wyszliśmy z portu, na ulicach zrobiło się od razu ciaśniej. Sasha musiał teraz uważać, już nie było tyle miejsca żeby mu ustąpić. Poprosiłam go żeby skierował się na rynek i tam w samym centrum niedźwiedź stanął na tylnych łapach, wyróżniając się tym samym na tle wszystkich ludzi. Był bardzo wysoki. Ja wtedy uczepiłam się go tak, żeby chociaż troszkę wystawać ponad łeb misia i zdjęłam kaptur jednym ruchem.
-Szukam przewodnika!-Oznajmiłam głośno, przebijając się nad wrzawą, która i tak przycichał przez pozycję mojego towarzysza. Czekałam, patrząc na ludzi...
< Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz