- Panie, nekromanta Ovelinius prosi o audiencję.
Cythian'dial oderwał wzrok od trzymanej w dłoni książki i spojrzał na postawną postać demona, który klęczał przed nim na posadzce. Jego tułów był czarny i bez wątpienia ludzki, jednak na jego nagą pierś opadała czarna grzywa, mająca swój początek w masywnej, nieco zniekształconej, koźlej czaszce, zwieńczonej parą wygiętych ku tyłowi rogów. Wzrok stwora utkwiony był w posadzce, mimo że Arcymag nie wymagał od swoich sług perfekcyjnie służalczej postawy. Jednak Ghorm był prawdziwym służbistą i nigdy nie zaniedbywał podobnych szczegółów. Jego groźna i wymagająca postać budziła postrach w całej Cytadeli, a niektóre poczynania potrafiły rozbawić jego pana. Przykładowo, gdy Ghorm dowiedział się, że chłopak stajenny miga się od pracy wmówił mu, że woda w fosie tak się podniosła, że zalewa zamek i kazał wypróżniać wodę z pomieszczenia, do którego przez rynnę spływała deszczówka, a z którego w normalnych warunkach woda odprowadzana była specjalnymi kanalikami. Oczywiście nie zapomniał ich wcześniej zatkać. Albo gdy zauważył strażników, przysypiających na warcie urządził im prawdziwe paranormal activity. Cythian'dial po prostu ubóstwiał swojego zarządcę.
Arcymag westchnął. Zamknął książkę i odłożył ją na półkę. Wyminął Ghorma i podszedł do kolejnego regału, by przejrzeć tytuły, na nim się znajdujące.
~ Ovelinius, zdaje się, trzy lata temu odmówił stawienia się na Harbatę. ~ Cythian'dial ściągnął z półki dzieło, zatytułowane "Czarna magia, magia biała i magie pochodne. Wydanie 3" i zaczął je powoli przeglądać. ~ Niech zaczeka.
- Tak panie - powiedział demon, nie podnosząc się jednak z miejsca. Arcymag spojrzał na niego przelotnie, po czym znowu zatopił się w lekturze.
~ Przyślij do mnie Lamii oraz Medicore. I dopilnuj, żeby Ovelinius czekał, gdy zechcę z nim pomówić. To wszystko. Możesz odejść.
- Tak panie. - Ghorm wstał powoli i wyszedł z pomieszczenia zamaszystym, wojskowym krokiem. Cythian'dial przeglądnął jeszcze kilka stron wybitnego dzieła, gdy do pomieszczenia wparowała niezbyt wysoka, ale za to dobrze zbudowana dziewczyna o nieco króliczej posturze, pokryta biały, puchatym futrem. Jej długie, białe uszy zastrzygły czujnie, a krótko przycięte włosy zafalowały, gdy wyprężyła się na baczność i zasalutowała.
- Przybywam na rozkaz, mistrzu - niemal wykrzyknęła.
- Nie musisz być tak głośna... - za królicą po cichu wszedł ponadprzeciętnie wysoki i smukły humanoid, o nogach, zakończonych ptasimi szponami, którego ręce zastąpione zostały przez parę masywnych skrzydeł. Jego głowa przypominała ptasią, a może smoczą czaszkę, z krótkimi różkami, a poważne oblicze patrzyło z dezaprobatą na głośną towarzyszkę. Dopiero wygłosiwszy swoją wagę zwrócił się do Arcymaga i ukłonił w pas, nieco teatralnie. Lamii i Medicore byli jak ogień i woda. I dlatego władca lubił mieć ich oboje przy sobie, gdy wyruszał poza zamek. Lamii miała w sobie krew wojowniczego plemienia Deteiri, którego niedobitki wciąż można było spotkać czasem w większych miastach, a które wywodziło się z gór Darawy, gdzie byli znani ze swojego doskonałego słuchu i instynktu. Te białe, królikopodobne stwory nadal uznawane były za najlepszych strażników. Potrafiły usłyszeć spadające na ziemię piórko z odległości niemal pół kilometra, przez co zazwyczaj wolały przebywać z dala od ludzi. Jednak Lamii była wyjątkiem. Miała poważną, jak na jej rasę, wadę słuchu, przez co była znacznie głośniejsza, niż przeciętne stworzenie. Do tego była dość bezceremonialna i szczera. Była wspaniałą wojowniczką i na prawdę znała się na swojej pracy, jednak jej żwawy charakter sprawiał, że często obrywała od Ghorma za brak manier. Medicore zaś był jednym ze spokojniejszych członków dworu Cythian'diala. Opanowany i dumny, szanował ciszę, a przede wszystkim swój komfort. Nie był wojownikiem. Był raczej skrybą i uczonym, który na polecenie Arcymaga zaczął parać się trucicielstwem. Demon uważał, że ma do tego naturalne predyspozycje, i chociaż Medicore nigdy mu się do tego nie przyznał wiedział, że Costofori znajdował przyjemność w komponowaniu zabójczych ingrediencji. Nie było w tym nic dziwnego. Cythian'dial nigdy mu nie powiedział, jednak dziadek stwora był jednym z bardziej szanowanych skrytobójców. Jednak jego syn chciał się odciąć od tego stylu życia i uciekł z żoną na drugi koniec Sayari. Cóż, coś poszło nie tak, bo oboje skończyli martwi, a Arcymag przygarnął ich jajko.
Demon zamknął powoli książkę i odłożył na miejsce, nie odwracając się nawet do przybyszów. Gdy grzbiet "Czarnej magii, magii białej i magii pochodnych. Wydanie 3" zrównał się z innymi wierzchami na tej półce w pokoju zaczęło robić się stopniowo coraz ciemniej. Przyzwani przez Cythian'diala słudzy nie okazali jednak niepokoju. Byli już przyzwyczajeni do podobnych zdarzeń. Arcymag rzadko miewał w zwyczaju ostrzegać kogokolwiek, zanim postanowił coś zrobić. Wkrótce stało się całkiem ciemno i nawet oswojone z widzeniem w ciemności oczy Medicore nie były w stanie niczego dostrzec.
A potem nagle mrok się rozproszył równie szybko, jak się pojawił. Cała trójka stała w milczeniu na środku niewielkiego hallu. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła i jakaś pokojówka upuściła stuletnią wazę, którą właśnie polerowała.
- Oh - wyrwało się z ust Lamii. Królica zastrzygła uszami.
Cythian'dial ruszył w kierunku służki, która wyglądała na coraz bardziej przerażoną.
~ Zaprowadź nas do biblioteki ~ rozkazał, a dziewczyna gwałtownie poderwała się z miejsca. Przez chwilę wyglądała na zdezorientowaną. Chyba nie często przemawiano do niej wewnątrz jej własnego umysłu. Słudzy Arcymaga podążyli za nim i chyba ich obecność ostatecznie przekonała biedną dziewczynę, że lepiej będzie się nie sprzeciwiać tym osobliwym przybyszom. Pokiwała głową i poprowadziła całą trójkę w głąb korytarza.
~ Jesteśmy we wnętrzu siedziby gildii kupieckiej w stolicy Merkez ~ przekazał swoim poddanym Cythian'dial, jednak nie kwapił się do dalszych wyjaśnień.
Lamii nieco ulżyło. Lubiła wiedzieć, na czym stoi. Czuła się niepewnie, gdy nie znała terenu. Nawet tak niewielkie przybliżenie lokalizacji dawało jej jednak pewne pojęcie o sytuacji i sprawiało, że odzyskiwała pewność siebie.
- To tutaj, p-panie - powiedziała cicho służąca, wskazując na olbrzymie drzwi. Spojrzała strachliwie na przybyszów, którzy nie poruszyli się nawet.
- Może je otworzysz - zasugerował Medicore. - Chyba nie sądzisz, że nasz pan zrobi to za ciebie.
Dziewczyna gwałtownie pokręciła głową i przyskoczyła do drzwi pchnęła je i wpuściła nieproszonych gości do środka. Pomieszczenie, w którym się znaleźli było olbrzymie i zaciemnione. Uginające się pod ciężarem opasłych tomów pułki niemal skrzypiały przy najmniejszym podmuchu powietrza. Regały zbudowane były z ciężkiego, dębowego drewna, a ich toporne kształty wyraźnie wskazywały na fakt, iż nie jest to miejsce przeznaczone dla użytku publicznego, lecz raczej jakiś rodzaj składu. W pokoju było kilka okien, jednak one wszystkie były zasłonięte ciężkimi sunkami w ciemnych barwach. Jedynym światłem, które nieco rozpraszało panujący półmrok były latarnie, wiszące na bokach niektórych regałów oraz dzierżące przez przebywające wewnątrz młode dziewczyn, które chodziły pomiędzy półkami, najwyraźniej ścierając kurz.
Służąca, która ich tu przyprowadziła zniknęła na chwilę, by po chwili pojawić się w towarzystwie o nieco elfio wyglądającej nastolatki, które długie, czarne włosy mieniły się w nikłym świetle tego ponurego pomieszczenia.
- To jest Lotte, panie, zajmie się tobą - powiedziała i szybko uciekła z pomieszczenia. Medicore odprowadził ją spojrzeniem zimnych, ptasich oczu.
Przybyszka omiotła spojrzeniem ponadprzeciętnie małego człowieczka oraz nieproporcjonalnie, w stosunku do niego, dużych towarzyszy.
- Panie, Jilian powiedziała, że chcesz zobaczyć bibliotekę, oto ona - dziewczyna zrobiła nieokreślony ruch ręką. Widać było, że nie czuje się komfortowo w towarzystwie kreatur. Któż zresztą czułby się.
~ Poszukuję opracowań naukowych z okresu drugiej wojny w Merkez, dotyczących sposobu wykorzystania zwłok w celach militarnych. ~ przekazał telepatycznie Arcymag, a dziewczyna wzdrygnęła się.
Gdy udało jej się dorwać pracę w bibliotece gildii kupieckiej ucieszyła się, gdyż było to dość zaciszne miejsce i nie było problemu z ukryciem się tam w razie potrzeby. No i niewielu magów tam zaglądało. Raczej nie mieli wstępu w takie miejsca. Co więc ten tutaj robił?
- Zobaczę, co da się zrobić... panie - powiedziała elfka, nieco się przy tym krzywiąc. Lamii zrobiła krok do przodu, jednak Medicore ją powstrzymał. Nie chciał dopuścić, by żywy temperament dziewczyny zdenerwował Arcymaga, który zapewne wolałby nie wzbudzać zamieszania.
Już wcześniej robili podobne wypady do różnego rodzaju bibliotek, nawet tych prywatnych i nie zostali nigdy pogonieni widłami i pochodniami chyba tylko dlatego, że z lodowatą i niewinną logiką Cythian'diala mało kto był w stanie dyskutować i w końcu wszyscy się uspokajali. Szczególnie gdy uświadamiali sobie, że ich romans z piękną wieśniaczką nie był tak dobrze strzeżonym sekretem, jak im się wydawało.
(Lotte? Ostatecznie nie miałam pomysłu, czemu konkretnie ciebie miałby zatrudnić. Może potem będzie cię chciał, gdy już dogrzebie się do twoich ran psychicznych xD)
Bardzo ciekawie to zosatło opisane.
OdpowiedzUsuń