Lexie czuła, że ta dziewczyna coś ukrywa, jednak sądziła raczej, że jest to przynależność do półświatka przestępczego. Nigdy by nie zgadła, że ta niepozorna osóbka może należeć do rodziny królewskiej.
Drzwi cicho trzasnęły za oddalającym się skazańcem. Ayarashi rzuciła zadziorne spojrzenie gwardzistce, która nieco nerwowo przyklękła na jedno kolano i spuściła wzrok. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak nieodpowiednie było jej zachowanie względem osoby szlachetnie urodzonej oraz ile to może kosztować ją oraz całe jej królestwo.
Król wstał powoli ze swojego tronu i odchrząknął.
- Żałuję, że swojej tożsamości nie zdradziłaś nam wcześniej, księżniczko Ayarashi. Leoatle cieszy się dobrymi stosunkami z Aranayą i oczywiście przyjęlibyśmy cię w swoim zamku ze wszelkimi honorami na jakie zasługujesz. Na pewno też ominęlibyśmy to nieporozumienie, które miało miejsce. - Władca starał się kryć zmieszanie, jednak nawet jak na ucho Lexie szło mu nie najlepiej. - Proszę, jako zadośćuczynienie i podziękowanie za pomoc w ujęciu zamachowca zostań moim gościem na jakiś czas. Myślę, że obecna tu gwardzistka z przyjemnością zadba o twoją wygodę i dopilnuje, byś nie nudziła się tutaj podczas swojego pobytu.
Strażniczka poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wyglądało na to, że będzie zmuszona przebywać z dala od swojej pani jeszcze przez jakiś czas. Nie podobało jej się to. Bardzo. Wierzyła w umiejętności Mer, jednak pragnęła samodzielnie zajmować się bezpieczeństwem Mirajane.
- Dziękuję, wasza wysokość. Nie martw się, nie jestem obrażona - powiedziała Ayarashi sfobodnie. - Mam tylko jeszcze jedną prośbę...
- Proś o co zechcesz - król rozpromienił się nieco. - Oczywiście w granicach rozsądku.
- No więc...
(Ayarashi? O co poprosisz :P)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz