niedziela, 24 listopada 2019

Od Misericordii do Matriasena

Kiedy minął pierwszy szok po walce z tajemniczą maszyną i Misericordia zorientowała się co właściwie się stało przerażenie zaczęło ustępować miejsca wściekłości. Najpierw wrzucił biedną marchew do wnętrza tej machiny, a potem to ustrojstwo ją zaatakowało! Chwyciła jedną z walających się tu i ówdzie rurek i rzuciła się na białowłosego wynalazcę. 
- Ej! Co ty… - mężczyzna próbował coś powiedzieć unikając nadlatującej ze wszystkich stron stalowej rury – Przestań!
Niczym niezrażona rudowłosa raz za razem okładała go kawałkiem metalu. A przynajmniej próbowała. Nieznajomy wykazywał się nadzwyczaj dobrym refleksem i jak do tej pory unikał każdego jej ciosu. 
- Stój spokojnie! – dziewczyna wzięła zamach – Ucieczka nic ci nie da!
- Po… czekaj… - nieszczęsny wynalazca bezskutecznie próbował coś przekazać – To nie tak... – od ciągłych uników dostał w końcu zadyszki 
Walka między dziewczyną a naukowcem trwała w najlepsze. Ona machała rurą na wszystkie strony, on nieustannie uciekał przed nadlatującym kawałkiem metalu. Co trochę próbował coś powiedzieć, jednak Misericordia nie chciała słuchać. Gonitwa pomiędzy wzgórzami ze złomu trwała, a mężczyzna stawał się coraz bardziej zmęczony. Rudowłosa dla odmiany zdawała się nie słabnąć nawet trochę. W końcu naukowiec potknął się o wystający kawałek blachy, a dziewczyna ze zdwojonym entuzjazmem i rządzą mordu w oczach rzuciła się w stronę swojego celu. 
- W końcu cię mam! – zamachnęła się rurą i z uśmiechem na ustach zadała finalny cios
BRZDĘK!
- Co do..? – zaskoczona Misericordia spojrzała na siedzącego na ziemi przeciwnika i spróbowała jeszcze raz przywalić mu rurą
BRZDĘK! Nieznajomy odbił żelastwo ręką co spowodowało ów metaliczny dźwięk. BRZDĘK! BRZDĘK! BRZDĘK!  Rudowłosa spróbowała jeszcze kilkukrotnie znokautować przeciwnika jednak rura za każdym razem odbijała się od jego ręki z metalicznym dźwiękiem. To nieco zbiło dziewczynę z tropu. Postanowiła więc zmienić taktykę. Wzięła z pobliskiego stosu kolejną rurę i zaczęła okładać go z dwóch stron. Nieznajomy za każdym razem odbijał nadchodzące uderzenia swoją metalową kończyną. W końcu jednak jeden z ciosów go dosięgnął i siłą rozpędu wpadł na stojące biurko. Stojące na nim wiadro ze zgnitymi marchewkami przewróciło się i wylądowało na głowie wynalazcy. Misericordia korzystając z okazji przywaliła rurą w owe wiadro i wśród metalicznych brzdęków nieznajomy stracił przytomność. Misericordia spojrzała na leżącego przeciwnika.
- Gdybym tylko miała przy sobie swój sztylet… No nic, później się nim zajmę – wymruczała pod nosem i ruszyła w kierunku tajemniczej maszyny
W czasie kiedy ta dwójka walczyła maszyna wydała z siebie szereg pomruków oraz mechanicznych kliknięć i skończyła pracę. W jednym z licznych otworów leżała teraz całkiem zdrowo wyglądająca dorodna marchewka. Ujrzawszy ją Misericordia podbiegła tam, delikatnie wzięła warzywo i zaczęła ją oglądać ze wszystkich stron. Nie ujrzała żadnych niepokojących znaków, więc ucieszona przytuliła marchewkę i zaczęła z nią rozmawiać.
- Już nic ci nie grozi, uratowałam cię – powiedziała gładząc warzywo po skórce – zabiorę cię ze sobą żeby nikt nie mógł cię więcej skrzywdzić i razem rozpoczniemy rewolucję. Co ty na to?
Miziająca marchewkę dziewczyna nie zauważyła, że białowłosy właśnie się ocknął, a w jego ustach tkwi jedna ze zgnitych marchewek, która znalazła się tam kiedy wiadro ze zgniłymi warzywami spadło mu na głowę.
(Matriasen?)

środa, 20 listopada 2019

Ayarashi do Lexie

Pójdziemy zatem do łaźni, pani -zasugerowała ponownie, mając nadzieję, że księżniczka postanowi nie drążyć tematu.
-Oczywiście. -powiedziała spokojnie, podnosząc się z ławki i odwróciła się frontem to gwardzistki. -Za ten prowadź do tej waszej łaźni. -powiedziała, a gwardzistka lekko się ukłonił i ruszyła przodem, wskazując tym samym drogę księżniczce do łaźni. Gdy weszły do środka, woda w ogromnym basenie parował i tym samym ogrzewał pomieszczenie. -Wchodzisz, będzie miło jak dołączysz do kąpieli. -Lexie na początku odmówiła, lecz po kolejnej prośbie przystała na zdanie księżniczki. Po paru minutach obie siedziały zanurzone po szyje w gorącej widzie.
-Lexie nie musisz się tak spinać, jutro was opuszczę jesli o to chodzi, albo raczej dam ci spokój od mojej osoby. -Powiedziała zanurzając tył głowy w wodzie i się odprężając. -Będziesz w końcu mogła wrócić do swojej pani na służbę. -Usmienęla sie, leżąc na tafli wody, w stronę sufitu. Po czym zanurkowała i wynurzyła się tuż przy gwardzistce i się oparła o jej bok. -Tym razem nie daj się tak łatwo zaskoczyć. -gdy się odwróciła w mojej stronę, by cos powiedzieć uśmiechnęłam się i wysłuchałam.
-Spokojnie każdemu mogło się to zdarzyć droga Lexie. W sumie i tak na miejsu księżniczki cieszyłam, by sie z takiej wspaniałej gwardzistki i jak się nie myle zapewne przyjsciółki. -Powiedziałam po czym oparłam sie plecami o ścianę ogromnej wanny i opatłam łokcie na jej krawędzi. -A tak wogóle jak to się stało, że postanowiłaś zostać gwardzistką? Szczęście, a może marzenie? -Spojrzałam na tafle wody, a po chwili kontem oka na zamyśloną kobiete.
(Lexie? Wybacz za czas i ten nie poradny bełkot)

wtorek, 19 listopada 2019

Od Akroteastora do Raggasha

TO BARDZO ŚMIAŁY KONCEPT – powiedział po namyśle Akroteastor. Nie w smak było mu tak otwarte działanie. – MOJA OSOBA JEDNAKOWOŻ WOLAŁABY UNIKNĄĆ OTWARTEJ WOJNY DOMOWEJ. A DO TEGOŻ POSIADAM LICZNE POWODY.
- Ale czemu nie? – demon wzruszył pogodnie ramionami. – Świat jest zbyt nudny, by zatrzymywać jedną czy drugą sprzeczkę wewnątrzpaństwową. A zresztą, nie to chciał pan osiągnąć, panie Akroteastorze? Skłócenie wszystkich i osiągnięcie tytułu nadwornego bła… znaczy się króla. Króla wspaniałego państwa.
Morteo oparł jeden z łokci na oparciu fotela, by podeprzeć swoją ciężką czaszkę. Zasłonka chroniąca ją przed oczami barona zafalowała lekko, odsłaniając niewielki skrawek białej kości szczęki.
- ZACZNIJMY OD TEGO, IŻ JEDYNĄ ZALETĄ KRAJU, W KTÓRYM SIĘ ZNAJDUJEMY JEST JEGO STABILNA DYNASTIA. DULLUNDOWIE SPRAWIAJĄ, ŻE TEN UGÓR JEST W STANIE FUNKCJONOWAĆ I CHOĆ WIELU SIĘ NIE ZGADZA Z POLITYKĄ, PROWADZONĄ PRZEZ KRÓLA, JEDNAK ŻEBY SIĘ NIE ZGADZAĆ TRZBA NAJPIERW MIEĆ WŁASNE ZDANIE. A MOTŁOCH GO NIE MA. JAKI ZATEM PRETEKST IM PODASZ DO REWOLUCJI? ZBYT WYSOKA PAŃSZCZYZNA? LUDZIE ZAWSZE UWAŻAJĄ, ŻE PAŃSZCZYZNA JEST ZBYT WYSOKIA. NIE RUSZĄ W BÓJ DLA KILKU GROSZY. A MOŻE CHCESZ IM ZAOFEROWAĆ COŚ LEPSZEGO? MOŻE DASZ IM WOLNOŚĆ? NIEKOŻYTNE. – Akroteastor dla podkreślenia swoich słów machnął jedną z wolnych dłoni. – TRZEBA BY IM JĄ WTEDY DAĆ. A TO ZACHWIEJE GOSPODARKĄ CAŁEGO KRAJU I UCZYNI GO BEZUŻYTECZNYM DLA NASZEJ SPRAWY. NASTAWI RÓWNIEŻ PRZECIWN NAM WYKSZTAŁCONE ELITY, KTÓRE ZAPEWNE ZECHCĄ UCIEC Z CELLANU, ZOSTAWIAJĄC NAS Z PLASTYCZNĄ, ACZ SUROWĄ GLINĄ. DODATKOWO POCHŁONIĘCI KONFLIKTEM WEWNĘTRZNYM NIE BĘDZIEMY W STANIE ODPIERAĆ SKUTECZNIE ATAKÓW PIRATÓW I OSTATECZNIE MOŻEMY SKOŃCZYĆ W GRUZACH.
  Baron drgnął lekko, słysząc te słowa. Raggash wyglądał jednak na niezbyt poruszonego i wyglądającego, jakby nagle jego paznokcie okazały się najbardziej interesującą rzeczą w tym pomieszczeniu.
- Niemniej, gdy już będziemy mieć władzę, zdołamy odbudować Cellan po naszemu – zauważył. Morteo zmierzył szlachcica pogardliwym spojrzeniem. Jedna zabawka i Elkanov dał się przekupić demonowi jak dziecko.
- ZBYTW WIELU UŻYTECZNYCH LUDZI ZGINIE PODCZAS, A SZKOLENIE ZAJMUJE CZAS. MY TEGO CZASU NIE MAMY. NIE MUSZĘ CHYBA PRZYPOMINAĆ PANU, BARONIE, POWODU, DLA KTÓREGO PODEJMUJEMY JUŻ I TAK OLBRZYMIE RYZYKO. – Stwór zrobił pauzę by upewnić się, że szlachcic dobrze zrozumie jego ostatnie słowa, po czym dodał: - ZALEŻY NAM NA UTRZYMANIU SPRAWY W TAJEMNICY NA TYLE, NA ILE TO MOŻLIWE. NAJLEPIEJ, ŻEBY CI IDIOCI ZNISZCZYLI SIĘ SAMI.
- Ma pan absolutną rację, panie Akroteastor – demon gwałtownie zmienił się w pył, by przybrać kształt ponownie tego samego mężczyzny, opierającego się łokciami o stolik kawowy tuż przed Morteo i lewitującego lekko w powietrzu.
- MAM? – Stwór uniósł czaszkę z dłoni i spojrzał z góry na rozmówcę.
- Ależ oczywiście. I zapewne ma pan ułożony w głowie doskonały plan! Chętnie go posłucham.
- OCZYWIŚCIE, ŻE MAM. UWAŻAM, ŻE POWINNIŚMY…
- Buuuu! – Demon przyłożył dłonie do ust, robiąc z nich tubę. – Nuuudy~ Także co  pan powie, panie baronie? Chaos w Cellanie i dużo zabawy dla nas obu, czy propozycja pana Akroteastora? Hm?
- Cóż… - Ostatnie słowa nekromanty chyba wzbudziły w szlachcicu wahanie, bo nie odpowiedział od razu, zerkając na masywną postać maga. – Być może… faktycznie nie powinniśmy wytaczać od razu najcięższych armat. Z tego co wiem plan miał obejmować nastawienie rodziny królewskiej przeciw sobie i… jakieś komplikacje z dziedzicem?
- MIELIŚMY DOPROWADZIĆ DO ROZŁAMU W RODZINIE KRÓLEWSKIEJ, A NASTĘPNIE WPROWADZIĆ RZEKOMO ZAGINIONEGO NAJSTARSZEGO SYNA KRÓLA NA SCENĘ POLITYCZNĄ. W GRĘ WCHODZIŁO RÓWNIEŻ PODMIENIENIE WŁADCY, JAK RÓWNIEŻ OPĘTANIE GO PRZEZ DEMONA I UCZYNIENIE NASZĄ MARIONETKĄ.
(Raggash? Wasze style pracy totalnie się nie zgadzają XD Ale ja uważam, że twój plan jest cool)

czwartek, 7 listopada 2019

Od Matriasena do Misericordii

Czy to nie jest piękne?! – Matriasen rozłożył ręce, jakby prezentował rudowłosej swój wynalazek. - Trzysta trzydzieści trzy dni - zaczął wyliczać z zapałem, podkreślając każde słowo uderzeniem palca wskazującego o otwartą dłoń - siedem godzin i dwadzieścia trzy minuty pracy. - teraz już uderzał nie jednym, a dwoma palcami - Siedemdziesiąt dwa narysowane schematy. - trzema -  Sześćdziesiąt pięć wyrzuconych. - czterema - Sto szesnaście prób podłączenia wszystkiego, by się nie rozwalało. Czterysta trzy poprawki i… - klasnął w dłonie. - utknąłem. – Rozłożył je, robiąc cierpką minę. – Ale, ale! – Zbliżył się nieco do wciąż oniemiałej dziewczyny, robiąc zamaszysty ruch palcem wskazującym. – Gdy tylko cię ujrzałem, już wiedziałem! WIEDZIAŁEM! Jesteś kluczem do rozwiązania mojego problemu! Spójrz tylko. Choć, choć. – Zachęcił ją ruchem ręki, porywając przy tym drugą martwą marchew z wiadra. Położył truchło na niewielkim stoliczku, nad którym skupiała się plątanina rur, przewodów, igieł oraz bliżej nieokreślonych ramion. Spod stoliczka wysunął coś, co wyglądało jak nałożone na siebie trzy klawiatury fortepianowe z tą tylko różnicą, że te opisane były dziwnymi symbolami, które dla niewprawnego oka wyglądały jak bazgroły szaleńca. Matriasen rozciągnął palce, które cicho strzeliły i w momencie, w którym miał z rozmachem położyć je na klawiaturze, dziewczyna gwałtownie odepchnęła go od nich, zasłaniając maszynę swoim ciałem.
- Nie! – krzyknęła, a przerażenie w jej oczach mieszało się z narastającą złością. – Nie możesz jej tego zrobić! Niczym sobie nie zasłużyła na takie traktowanie! 
  Dziewczyna chwyciła marchewkę i zaczęła nią machać chłopakowi przed nosem. Białowłosy był nieco zaskoczony, jednak nie zbiło go to zbytnio z tropu.
- Nie rozumiesz! – wykrzyknął pogodnie, wyrywając jej warzywo z dłoni. – Patrz, patrz tylko! – Odepchnął ją i umieścił marchewkę na miejscu. Rudowłosa spróbowała ponownie ją wydostać, jednak chłopak stawił gwałtowny opór, przez co oboje się przewrócili. Upadając, rudowłosa zahaczyła łokciem o klawiaturę. Z machiny wydobył się donośny, tubalny dźwięk, który miał nie wiele wspólnego z muzyką. Brzmiał raczej jak ryk dobijanego smoka.
  Potwór się budził.
- Ajajajajajajajaaaaj! – Matriasen gwałtownie poderwał się z ziemi i zaczął wciskać klawisze z dużą prędkością. Teraz dźwięki wydawane przez urządzenie znacznie bardziej przypominały melodię, jednak nie było w niej nic przyjemnego. 
- Wyjmij ją stamtąd! – krzyknęła niedawna więźniarka i wsunęła dłoń w szparę między stolikiem i częściami mechanizmu. To był błąd. Igły, dotychczas zwisające bezwładnie, gwałtownie wbiły się w jej rękę, a zielonkawo-czerwono-błękitny płyn napiął rury, tłocząc je w stronę dłoni. Rudowłosa wrzasnęła.
- Nienienienienie – białowłosy wyglądał, jakby ogarniała go panika. Spojrzał w twarz dziewczyny, która desperacko próbowała wyrwać urządzenia ze swojego ciała – na próżno. Machina była zbyt silna. Matriasen przestał grać i odsunął się nieco. Odetchnął. Gwałtownie chwyciła ją za dłoń, którą próbowała wyrwać się z uścisków maszynerii. – Przestań. Już, już dość. To nic nie da. – Płyn żwawo poruszał się w rurkach. 
  Dziewczyna spojrzała na niego. Była jeszcze bardziej przerażona, niż przed chwilą. Nim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, z jej ciałem zaczęło się dziać coś dziwnego. Wyginało się, falowało i naciągało. Rudowłosa nie była w stanie nic powiedzieć, jakby ten proces zupełnie odebrał jej mowę. Kolory stawały się intensywniejsze, odbarwienia na skórze znikały. Już po chwili było po wszystkim. Machina cofnęła swoje kolce, puszczając zaszokowaną dziewczynę, która, ku największemu zdziwieniu Matriasena, wyglądała na młodszą i zdrowszą, niż jakikolwiek człowiek, jakiego chłopak widział w całym swoim życiu. Położył jej dłonie na ramionach i z zamyśloną miną zaczął jej przyglądać.
- Dziwne – powiedział. – Byłem pewny, że to działa tylko na marchewki.
(Misericordia?)

środa, 6 listopada 2019

Od Misericordii do Matriasena


Powinna była uciec. Kiedy tylko tajemniczy nieznajomy zniknął za drzwiami powinna wziąć nogi za pas, uciekać do lasu znaleźć Te’Yahnnę i opuścić to miejsce jak najszybciej. Po ucieczce z więzienia prawdopodobnie szuka ją cała straż więzienna, pewnie nawet i sam cesarz wysłał już za nią pościg. Ciekawość jednak była silniejsza od niej. Przecież nic się nie stanie jeśli tylko na chwilę zajrzy do szopy, prawda?
Wnętrze wyglądało jak wysypisko śmieci upchnięte w niewielkim pomieszczeniu. Wszędzie dookoła walały się śrubki, sprężyny, zębatki i inne bliżej niezidentyfikowane kawałki żelastwa. Ściany były niemal całkowicie zasłonięte przez góry śmieci, których przeznaczenia Misericordia nie próbowała się nawet domyślać. Za źródło światła służyła tajemnicza konstrukcja zwisająca z sufitu. Pośród poskręcanych rurek i powyginanych drutów, z których sypały się iskry wystawało coś na oko przypominające kryształ kwarcu w kształcie kuli. Wewnątrz znajdował się poskręcany drucik, który emitował żółtawe światło. Gdyby nie wiedziała nic o państwie, w którym się znajdowała mogłaby uznać, że jest to jakiś nieznany rodzaj magii. Skoro jednak znajdowali się w Sharr musi to być jakaś niezrozumiały dla niej mechanizm. O ile była w stanie zrozumieć magię, o tyle poruszające się i świecące przedmioty niemagiczne były dla niej zagadką. Kiedy wróci musi zapytać smoczycy czy wie coś więcej na temat technologii używanej w tym państwie. Tymczasem jednak postanowiła dokładniej przyjrzeć się pomieszczeniu. Białowłosy grzebał coś przy drzwiach, z których to leciał gęsty, czarny dym. Nie miała zielonego pojęcia o konstrukcji samootwierających się niemagicznych drzwi, jednak płaski kawałek żelastwa, wciśnięty między koła zębate dziwnego urządzenia stojącego w bliskim sąsiedztwie drzwi, nie wyglądał na coś, co zostało tam umieszczone celowo. Nieśmiało podeszła do trzęsącego się ustrojstwa, złapała zaklinowaną blaszkę i pociągnęła. Maszyna podskoczyła, wypluła z siebie obłok pary a drzwi gwałtownie się otwarły wpychając białowłosego w górę śmieci. Ten jednak nie wyglądał na szczególnie wkurzonego czy zaskoczonego. Wprost przeciwnie, z uśmiechem na ustach zeskoczył ze stosu rupieci i pełnym entuzjazmu głosu wykrzyczał:
- Wiedziałem! Idealnie nadajesz na mojego asystenta! – pokazał jej ruchem ręki żeby poszła za nim – A teraz pokażę ci moje najnowsze dzieło.
Zaczął iść w stronę jednego z żelaznych pagórków. Po raz kolejny pomyślała o tym, że powinna była już dawno temu uciec. Jednak już w chwili kiedy przekroczyła próg szopy podjęła decyzję – chce zobaczyć czego chce od niej nieznajomy i być może nawet odwdzięczyć się mu jakoś za uwolnienie z rąk niezbyt przyjaznych strażników więziennych. Poszła więc za nim w głąb pomieszczenia, przeszła przez drzwi schowane za stosem rurek i ujrzała coś, co sprawiło, że przestała kwestionować swoje decyzje. Niemal całe pomieszczenie zajmowała konstrukcja z rur i krzywo złączonych kawałków blachy. Jednak prawdziwie przerażający widok znajdował się na biurku przy ścianie. Stało tam wiadro pełne zwiędniętych, zgniecionych i lekko nadgnitych marchwi. Wyglądały jakby znajdowały się tam od dłuższego czasu. Również schematy rozrysowane na wielkiej płachcie papieru przywieszonej do ściany napawały ją przerażeniem. Nie rozumiała tego co widziała przed sobą, nie wiedziała też do czego służy tajemnicze urządzenie. Jednak rysunek marchewki ze strzałkami był jednoznaczny. W tym pomieszczeniu, za pomocą tej maszyny, przeprowadzane były eksperymenty na warzywach.
(Matriasen?)

Od Raggasha do Akroteastora

Raggash zamyślił się chwilę.
- Nie nie nie, palenie przestępców jest nudne. Miałem tego dość w piekle. Nic tylko krzyczą i krzyczą. Jakby, na przykład, łaskotać kogoś aż się udusi, to byłby ciekawsze!
Baron, choć ciężko w to uwierzyć, zrobił się jeszcze bledszy. Demon uznał, że starczy już nabijania się z gospodarza, w końcu miał niezłe poczucie humoru, choć widać było że jego najlepsza odmiana jest mu kompletnie obca. Wyswobodziwszy kciuk w sobie tylko znany sposób, kontynuował swą przemowę, żywo gestykulując, przy okazji machając zabawką przed oczami zebranych. Demon zdawał się tego nie zauważać
-Baronie, niech się Pan nie trwoży! Pańska mała, hm, inicjatywa reorganizacji Cellanu... Znajdujemy się w Cellanie, nieprawdaż? - Raggash poczekał na potwierdzenie od któregoś z zebranych, w końcu Elkanov kiwnął powoli głową - Świetnie, reasumując, jesteście Panowie całkiem bezpieczni. Zresztą, kto mi niby uwierzy? Przylecę pod osłoną nocy do komnaty obecnie panującego w postaci chmury pyłu, zmaterializuję się na środku jego komnaty i powiem mu "Siemasz królu, jestem duchem Twojej teściowej, von Rihler spiskuje przeciw Tobie"?- gospodarz zachichotał,  rozluźniając się nieco- Poza tym, już Pana polubiłem Baronie, żart o praczce godny powinszowania. Przy okazji, nie chciałby się Pan wymienić? Pański elektryczny pierścień za moją pułapkę? - Morteo wolał przeczekać ten wybuch aktywności Raggasha, a Baron przyjrzał się przedmiotowi. Niezbyt odważnie odrzekł:
- Pan wybaczy, ale niezmiernie polubiłem ten przedmiot. Mogę jednak skierować Pana do rzemieślnika, który go dla mnie wykonał. Ale jeśli Pan pozwoli, chętnie przetestuję tę pułapkę, o ile jest bezpieczna!
- Gwarantuję, że palca Panu nie utnie- uśmiechnął się Raggash, podając mu zabawkę. Baron mocując się z zabawką podjął temat właściwy.
- Skoro każdy z nas pragnie obalenia tej żałosnej dynastii, omówmy sposób osiągnięcia tego celu.
- Doprowadzenie króla do zawału wchodzi w grę? - Wtrącił Raggash
- ZA WCZEŚNIE NA TAK DRASTYCZNE DZIAŁANIA. SUGERUJĘ PRZEMYŚLANE, ROZWAŻNE CZYNNOŚCI.
- A chaos kontrolowany? - Demon nie dawał za wygraną.
- MA PAN COŚ KONKRETNEGO NA MYŚLI?
- Mówił Pan o zdobywaniu popleczników. Można poszerzać nasze wpływy wprowadzając anarchię, która służy naszym celom. Gdy przestanie być użyteczna, zgasimy ją jak płomień świecy.
- Jedno pytanie, Panie Avangash... - Baron wrócił do rozmowy, z kciukami uwięzionymi w zabawce wyglądał jednak infantylnie- Może dwa. Jak chce Pan ten... Bezład, kontrolować?
- Będę tworzył ludziom przywódców, którzy znikną gdy rewolucja osiągnie swój cel- mówiąc to przybrał postać niskiego, groźnie wyglądającego mężczyzny o czarnych, króciutkich wąsach i prostych włosach tego samego koloru, zsuwających się na czoło.
- A TO KTO?
- Pewien jegomość zasłużony u byłego szefa.-postać mówiła z dziwnym, ostrym akcentem-Bardzo charyzmatyczny. Ale może, ot tak- Demon pstryknął palcami i wrócił do poprzedniej postaci-zniknąć. Rebelia bez wodza się nie ostoi...
- Czyli będziemy osłabiać pozostałych siłą... Chłopów?- Baron był co najmniej zdumiony.
- Chłopów, mieszczan, żołnierzy. Gdy zdobędziemy ich serca i osłabimy władzę ich Panów, złożymy im propozycję nie do odrzucenia. Mogę nawet przybierać postać naszych popleczników, których potem ustawimy na stanowiskach...
- Zanim podejmiemy decyzję- von Rihler ponownie zabrał głos- czy mogę zadać drugie pytanie? -Avangash skinął zachęcająco głową- jak to zdjąć? - Spytał szlachcic, unosząc spętane dłonie.
Demon zarechotał i kilkoma ruchami uwolnił Barona z pułapki. Ten roztarł kciuki z ulgą.
- Za kontakt do owego rzemieślnika ofiaruję Panu ten przedmiot, von Rihler.
- Stoi!
W ten sposób szybciej ustalono cenę zabawki niż sposób obalenia monarchii. Zbrodnia doskonała! Raggash wykonał jeszcze kilka ruchów i wyjął coś z zabawki, a następnie przekazał podarek Elkanovowi.
- Co Pan wyjął?
- Hm? A tak, mechanizm odcinający palce. Raczej się Panu nie przyda.
Baron zaśmiał się, traktując to jako żart. Raggash pomyślał, że lepiej będzie nie mówić mu że gdyby szarpnął z obu stron, stałby się Czteropalczastym Baronem.  Miał, co prawda, kontrolę nad urządzeniem, ale wystarczyłaby chwila nieuwagi...
- Zatem, taka jest moja propozycja. Podburzyć, osłabić, przejąć kontrolę i pokazać ludowi ich "wodza" z poprzednim Baronem jako nowe przymierze.
- Dobra zmiana, że się tak wyrażę- rzucił z uśmiechem Baron- masa chaosu, mamimy ludzi i dopychamy się do władzy. Niegłupie, przyznaję, Panie Avangash, jestem pod wrażeniem!
- Dziękuję, Baronie. Miło słyszeć że tak oświecony jegomość podziela moje zdanie. Pytanie, czy Pan Akroteastor ma może inną koncepcję?
(No właśnie Ketsurui, ma jakąś?)

poniedziałek, 4 listopada 2019

Od Akroteastora do Raggasha

Akroteastor nie lubił ryzyka. Ryzyko zawsze niosło ze sobą mnóstwo kłopotów. Jedną ze świętych zasad, które Morteo wyznawał było "Jeśli coś może pójść nie tak, to pójdzie. Jeśli coś nie może pójść nie tak, i tak pójdzie.", a jak powszechnie wiadomo demonom nie wolno ufać. Nawet najmarniejszy imp, jeśli mu pozwolić, doprowadzi do zguby swego pana. Jednak czy cała ta sytuacja nie była na tyle ryzykowna, że podjęcie tego dodatkowego, niewielkiego ryzyka nie zmieni zbytnio jego poziomu? Liivei nie wiedział nic o tym demonie, może poza tym, że lubił dobre żarty. Uniósł się w fotelu, by móc zbliżyć się do rozmówcy.
- CZYLI ZALEŻY PANU NA CHAOSIE? ACZKOLWIEK NIE POWINNO MNIE TO ZBYTNIO DZIWIĆ, JEST JEDNAK NIETYPOWYM, PRAGNĄĆ JEDYNIE BY ZAPANOWAŁ DISCORD. - Morteo wysunął głowę do przodu nieco za daleko, by mogło to uchodzić za gest naturalny dla człowieka. Spomiędzy pół płaszcza dało się teraz dojrzeć kawałki jego włochatej grzywy i ciemnych cierni.
- Nie docenia pan wagi dobrych dowcipów, ot co! - Avangash rozłożył teatralnie ramiona, po czym założył je za głowę i osunął się powoli do tyły, by rozeprzeć się wygodnie na powietrzu, jakby stał tam wygodny fotel. - Niech pan go zapyta, jak ważny i satysfakcjonujący jest pozytywny chaos! - To mówiąc demon, jakby od niechcenia wskazał na szlachcica, który najwyraźniej właśnie się obudził. Stwór momentalnie cofnął głowę i poprawił kaptur. Spojrzał w stronę wciąż nieco zszokowanego barona. Niespodziewanie Akroteastor dojrzał w tym szansę na wzięcie rewanżu na szlachcicu.
- UFAM, IŻ DROBNY ŻART MOJEJ OSOBY NIE URAZIŁ PANA ZBYTNIO - powiedział, wracając na swoje miejsce i splatając parę swoich dłoni w piramidkę na kolanach. - OBECNY TU RAGGASH ŻARTOWNIŚ WSPOMOŻE NAS W NASZYM PRZEDSIĘWZIĘCIU.
- Żart? - Von Rihler był nieco wciąż zdezorientowany i wodził wzrokiem od Morteo do demona. - To pański demon?
- MOŻNA TAK POWIEDZIEĆ - Stwór spojrzał w stronę Raggasha, z naciskiem wymawiając ostatnie słowo i licząc, iż tamten zrozumie aluzję. Demon wyszczerzył się w uśmiechu do barona. Na szczęście nie powiedział nic. Elkanov odchrząknął i uśmiechnął się nieco blado. 
- Na prawdę, nigdy nie zrozumiem humoru okultystów. Dobrze, skoro pański demon będzie nas wspierał, może lepiej przejdźmy do interesów, nieprawdaż? 
  Morteo przewrócił oczami za woalką. Miał nadzieję, że "do interesów" przejdą od razu, niestety został zaskoczony przez nie jednego, jak można było przypuszczać, ale aż dwóch żartownisiów. Nadprogramowy dowcipniś zresztą nie wyglądał na specjalnie zainteresowanego rozmową. W tym momencie bawił się czymś, co wyglądała jak Sharrska pułapka na kciuki. 
- OWSZEM.
- Zatem – baron pochylił się konspiracyjnie w stronę Akroteastora, dając mu znać, żeby zrobił to samo. Stwór zignorował to, wpatrując się w niego nieruchomo. Niezrażony dał ten sam sygnał demonowi, który z błyskiem w oku pochylił się do niego. Morteo poczuł w plecach ostrzegawcze ukłucie. – Chcecie obalić dynastię Dullundów?
- OWSZEM.
- Cudownie! – Raggash podskoczył, prawie ponownie zamieniając się w pył i zacierając ręce, niemal przyprawiając barona o kolejny atak serca. – Uwielbiam zapach obalonej dynastii o poranku.
- JEŚLI POWIADOMISZ O TYM WSZYSTKICH W PROMIENIU TYSIĄCA MIL, NASTĘPNĄ RZECZĄ JAKĄ POCZUJESZ BĘDZIE ZAPACH PALONYCH SPISKOWCÓW – Stwór zaplótł dotychczas trzymane luźno dłonie ba piersi, a drugą parą poprawił rzemyk przy płaszczu.
(Raggash?)