poniedziałek, 28 października 2019

Od Raggasha do Akroteastora

Zapadła cisza. Akroteastor mrugał tylko oczami z niedowierzaniem. Ze wsztstkich hrabiów w tym królestwie akurat ten musi być najmożniejszym z buntowników. Cóż, mawiają że nie ma ludzi bez wad. Morteo jednak miał kilka typów osób których nie znosił całym swym jestestwem. Zgrywusi byli w tym zestawieniu bardzo wysoko.
- Jeśli skończył Pan już część humorystyczną naszego spotkania, Baronie, z niezmierną radością przejdę do tej właściwej...
Gospodarz nie dał mu skończyć.
- Panie Akroteastorze, wszak pierwsze wrażenie jest najistotniejsze! A jako że będziemy współpracować, warto zadbać o przyjemną atmosferę! Mój ojciec zawsze mawiał... -Morfeo zagotował się w środku. "Świetnie. Na dodatek gaduła. Jeśli zacznie ganiać za każdą niezamężną kobietą w Cellanie, jak ten przeklęty elf, zatrudnię zabójcę". Gwałtownym ruchem uciszył młodzieńca.
- Hrabio von Rihler- rozpoczął swą przemowę, cedząc słowa przez zęby- każda sekunda, którą trwoni Pan na opowieściach o dubach smalonych, to sekunda którą moglibyśmy poświęcić na rządzenie tym krajem. Zechce Pan przejść do rzeczy, miast od rzeczy gadać?
Eklanov miał minę dziecka któremu odebrano zabawkę.
- Naturalnie, Panie Akroteastorze. Raczy Pan usiąść- odparł, wskazując na kanapę - Przybył Pan do mnie z propozycją, więc zamieniam się w słuch.
"I możesz w tym stanie pozostać, głupcze" pomyślał Morteo, siadając.
- Jak Pan wie, królestwo nieźle radzi sobie gospodarczo, ale jest wewnętrznie skłócone. Aby przejąć kontrolę, musielibyśmy pozbyć się lub przeciągnąć na naszą stronę wszystkich ambitniejszych szlach... - zamarł w pół zdania.
Usłuszał parsknięcie.
Tym razem nie mógł być to Baron, bo dźwięk zaskoczył go tak samo jak Akroteastora. Spiskowcy zerwali się na równe nogi, nerwowo szukając źródła dźwięku. Nagle Baron zauważył ruch w rogu komnaty. Na ich oczach kurz... Unosił się, chichocząc. Chmura robiła się coraz większa, i coraz głośniej się śmiała. Akroteastor szykował zaklęcie ochronne. Jemu raczej nic nie groziło, ale ten błazen był mu potrzebny. Po chwili kurz opadł, ukazując czarnego jak smoła diabła, z płonącymi oczodołami i kłębami czarnego pyłu wydobywającymi się z ust, trzymającego w łapie najeżonej kolcsmi ogromne widły. Baron był blady jak pergamin, Morteo rozluźnił się nieco. Był prawie pewny, że demon jest niegroźny, a widok Elkanova śmiertelnie przerażonego sprawiał mu przyjemność.
- Nie bój się- zwrócił się nowo przybyły do von Rihlera głosem jakby z innego wymiaru- nie jestem tak straszny jak mnie malują!
Baron zemdlał ze strachu. Słowa potwora chyba niespecjalnie go uspokoiły. Jego ciało opadło bezładnie na chmurę kurzu która pojawiła się za nim w mgnieniu oka i przeniosła go na fotel.
- Przesadziłem?- Demon po raz pierwszy odezwał się do Akroteastora rozbawionym tonem. Ten popatrzył chwilę na nieprzytomnego von Rihlera. Po jego ustach przebiegł grymas, który mógł być czymś na kształt uśmiechu, gdyby ktoś wiedział jak wygląda uśmiechnięty Morteo.
- Nie, ale jeśli usłyszę dziś jeszcze jeden idiotyczny dowcip, nie ręczę za siebie.
Demon znowu przepoczwarzył się w chmurze dymu, powracając z niej jako mężczyzna po trzydziestce wysokiego wzrostu, z kompletnie łysą głową i ciemnym zarostem. Jego prawe oko zdobiła blizna.
- Strasznieś Pan sztywny, Panie Akroteastor.- rzucił z niezadowoleniem demon, już ludzkim głosem- Ale gdzie moje maniery. Jestem Raggash Avengash, były diabeł.- Podał mu rękę, jednak Morteo dokładnie ją zlustrował przed uściśnięciem, obawiając się kolejnej sztuczki. Przypomniawszy sobie jednak dłoń, którą Raggash posiadał przed chwilą, wstrzymał się od podania swojej, mrucząc pod nosem coś na kształt powitania.
- Po co te nerwy? Zmarszczki Panu wyjdą - Raggash wyszczerzył się szyderczo.
- A skądże ten uśmiech, skoro lada chwila może Pan wrócić ad infernum? - odciął się Morteo, zbierając magię.
Raggash skrzywił się słysząc pradawną nazwę piekła, ale zachował opanowanie.
- Widzę aurę, która Pana otacza, Akroteastorze. Nie ma Pan nade mną władzy z tej prostej przyczyny, że nie posiada Pan tego, czego szukam. Wydaje mi się jednak, że możemy mieć wspólne zainteresowania.
Morteo popatrzył nieufnie na demona. Słyszał wszystko, to pewne. Skąd jednak się tu wziął, i czemu się śmiał, tego nie wiedział. Pracował dla kogoś? Sam chciał władzy? Mocy? Ofiary?
- Czyżby? A czego Pan pożąda, Avengash?
- Chaosu. - słowo to wybrzmiewało przez chwilę w komnacie - No i dowcipów, tego pragnę bardziej jakby się nad tym zastanowić. Od kilkuset lat poszukuję okazji do żartów. Przez jakieś... Który w ogóle mamy rok? Nie miałem od dawna okazji do dobrego dowcipu. A im więcej bezładu ów kawał spowoduje, tym lepiej! Zechciałby Pan wyjaśnić mi szczegóły swego planu gdy już Pan Baron się obudzi?
- A dlaczegóż niby miałbym Panu zaufać? Dosłownie pojawił się Pan w tumanie kurzu, śmiejąc się do rozpuku.
- Ah tak, to sprawa tego doskonałego dowcipu o praczce. Szlachcic z poczuciem humoru, cudowny okaz śmiertelnika!
Wariat, pomyślał Morteo. Na dodatek kolejny żartowniś. Ale może być piekielnie, tfu, szalenie, tfu!, niezmiernie użyteczny. Tylko czy warto ryzykować?
(No właśnie Ketsurui, warto? :3)

niedziela, 27 października 2019

Od Akroteastora do Raggasha

Akroteastor garbił się nieco, idąc za dość niskim, nawet jak na człowieka, majordomusem, przemierzając za nim pozornie puste korytarze pałacu miejscowego barona. Morteo nie czuł się zbyt dobrze w zamkniętych przestrzeniach. Oferowały za mało dróg ucieczki. I jeszcze ten zapach... Stwór miał tylko nadzieję, że negocjacje przebiegną bez zakłóceń inaczej być może przepadnie mu ostatnia szansa odegrania swojej roli w nadchodzących wydarzeniach. Osoba tak zapobiegawcza jak on wolała stać po tej zwycięskiej stronie, gdy opadnie pył bitewny. A, cóż, zawsze łatwiej jest, gdy samemu miało się pewien wkład w zwycięstwo.
  Masywne wrota zgrzytnęły cicho, ujawniając przed Akroteastorem obszerny, bogato zdobiony misternie kutą miedzią i żelazem, powyginaną w kształty pnączy i kwiatów, salon, na którego środku pyszniła się puszysta, czerwona sofa, usytuowana przy niskim stoliczku dokładnie na przeciwko równie czerwonego fotela. W tym momencie odwróconego tyłem do wchodzących. Majordomus ukłonił się głęboko i wyszedł, zamykając za sobą drzwi i pozostawiając stwora sam na sam z odwróconym fotelem. Morteo poprawił kaptur i upewnił, że zasłonka okrywająca jego czaszkę znajduje się wciąż na właściwym miejscu. Odchrząknął, nieco niezdarnie. Nie wydarzyło się nic. Odchrząknął ponownie. Cisza.
  Zatem gospodarz zapewne zjawi się tutaj za chwilę. Akroteastor udał się w stronę kanapy, by wygodnie na niej usiąść w oczekiwaniu na barona. Sięgnął do wyrwy międzywymiarowej i wyciągnął z niej książkę, by nie tracić czasu w oczekiwaniu. W ciszy wertował dzieło, gdy nagle fotel zaskrzypiał, zwracając uwagę Morteo i powoli odwrócił się, ujawniając postać smukłego młodzieńca o dość niepocieszonej minie.
 Nekromanta zamknął dzieło i bezwiednie odłożył do międzywymiaru. 
- Miałem nadzieję, że sprawdzi pan czy na prawdę mnie tu nie ma - powiedział ponuro baron, ale zaraz się rozpromienił. - No cóż, mówi się trudno i rusza dalej. Jak zapewne wiesz nazywam się baron Elkanov von Rihler. Miło mi - to mówiąc wyciągnął do stwora dłoń. Akroteastor bardzo niechętnie i z ociąganiem wyciągnął swoją. Uścisnęli je sobie w milczeniu, a przez ciało Morteo przebiegł niespodziewany dreszcz energii elektrycznej. Odskoczył gwałtowni, a nagle postawiona tarcza magiczna z dużą siłą odepchnęła stojące obok niego meble. Baron wywrócił się na fotel, chichocząc w najlepsze. Stwór otarł dłoń o swój płaszcz i spojrzał ponuro na gospodarza.
- Musiałby pan zobaczyć siebie - powiedział wreszcie szlachcic przez łzy. - Genialna! Oh, to nie było nic takiego, pierścień rażący słabym piorunem. - To mówiąc pokazał stworowi sygnet na swoim palcu.
- PROSZĘ TAK WIĘCEJ NIE ROBIĆ - burknął Akroteastor, siadając ponownie na sofie. 
- Oczywiście, oczywiście. - Baron nieco spoważniał. - Jeśli mi pan powie, co mówi praczka podczas wieszania ubrań.
  Stwór przechylił pytająco głowę. Pytanie było dość abstrakcyjne. Na tyle abstrakcyjne, że Morteo wyczuwał podstęp. Gospodarz jednak nie dał dużo czasu do namysłu i sam sobie odpowiedział.
- Rzeczywiście!
(Raggash? Masz swój suchar XD)

poniedziałek, 21 października 2019

Od Lexie do Ayarashi

Gwardzistka nie patrzała na nią. Stojąc obok ławki księżniczki miała wzrok wbity gdzieś daleko w przestrzeń. Nie bardzo wiedziała, co powinna odpowiedzieć. Spojrzenie dzikich, niemal zwierzęcych oczu księżniczki wwiercało się boleśnie w jej osobę. Lexie odkaszlnęła nieco nerwowo, na prawdę źle się czuła w towarzystwie tej dziewczyny po całym tym czasie, w którym pomiatała nią jak szmatą.
- Wasza wysokość chciała się wykąpać - powiedziała wreszcie, desperacko próbując odwrócić jej uwagę od swojej osoby. - Jestem pewna, że łaźnia jest już gotowa.
  Ayarashi wygodniej rozsiadła się na ławce, obracając nieco na brzuch i wyraźnie zbliżając swoją twarz do nadal stojącej gwardzistki.
- A a a. - Wyciągnęła dłoń przed siebie i pokręciła palcem. - Nie ładnie tak nie odpowiadać na pytania, Lexie. Czemu się wymigujesz? To przecież nic takiego, nie sądzisz?
  Ogon księżniczki poruszał się nieregularnie, jakby żył własnym życiem. Strażniczka wiedziała, że kolejne próby sprowadzenia tematu na inne tury będą bezskuteczne, więc ponownie odkaszlnęła, przykładając dłoń zaciśniętą w pięść do ust i spuściła wzrok na Ayarashi.
- Nie jestem zbyt dobra w mówieniu o uczuciach, pani - odpowiedziała wreszcie nieco chłodniej, niż planowała.
- Spróbuj - zachęcała ją dalej księżniczka. - Nigdzie nie pójdziemy, póki tego z siebie nie wydusisz.
- To... dla mnie... - zaczęła powoli Lexie, ważąc każde wypowiedziane przez siebie słowo - niehonorowe, jak dotąd zachowywałam się względem ciebie, pani. Ciężko mi... przejść przez to... by odzyskać mój... wizerunek. W twoich oczach, pani.
  Te słowa może nie wyrażały pełni uczuć, targających kobietą, jednak były dostatecznie dobre. Może nawet więcej, niż dobre. Dopiero po ich wypowiedzeniu Lexie uświadomiła sobie, jak bardzo gryzło ją złe wrażenie, które musiała zrobić na zagranicznej księżniczce.
  Jej myśli przerwał szczery śmiech dziewczyny. Gwardzistka z niejakim zdziwieniem patrzyła na chichoczącą lisicę, której uszy położyły się na głowie, a ogon szaleńczo wirował w takt odgłosów radości.
- Przepraszam cię, Lexie. - Ayarashi otarła łezkę, która zebrała się w jej oku. - Jak już mówiłam, nie mam do ciebie żalu. Twój "wizerunek" - to mówiąc zakreśliła w powietrzu cudzysłów - nie ucierpi przecież tylko od czegoś takiego.
  Gwardzistka nie wyglądała na przekonaną jej słowami, jednak skłoniła się lekko, potakując.
- Pójdziemy zatem do łaźni, pani? - zasugerowała ponownie, mając nadzieję, że księżniczka postanowi nie drążyć tematu.
(Ayarashi?)

środa, 16 października 2019

Od Matriasena do Misericordii

Chłopak puścił dłoń rudowłosej dopiero przed bramą szopy. Jego dłoń powędrowała machinalnie do kieszeni, a nie znajdując w niej nic do drugiej. Matriasen poczuł niepokój. 
- Gdzie on... - mruknął do siebie, przetrząsając wszystkie swoje kieszenie jedna po drugiej, coraz bardziej nerwowo. Nagle palnął się w czoło, podszedł do futryny drzwi i sięgnął palcami pod zawias. - Prawie bym zapomniał. - Powiedział ni to do siebie, ni to do nieznajomej. Coś cicho szczęknęło i z wąskiej szczeliny, białowłosy wyciągnął klucz. - Zawsze mi się gdzieś gubił, więc uznałem, że najrozsądniej zostawić go po prostu w drzwiach. To oszczędza mi wiele problemów z szukaniem złodzieja, który jest w stanie rozbroić moje zabezpieczenia. Odkąd ten mały blondynek stracił dwa palce jakoś nie są chętni do pomocy.
- Nie sądzisz... - zaczęła ostrożnie dziewczyna - że ktoś go może znaleźć.
  Białowłosy podrapał się po głowie kluczem. Chyba nie przyszło mu to wcześniej do głowy. 
- Będę musiał jeszcze przemyśleć to rozwiązanie - powiedział w zamyśleniu. - Punkt dla ciebie, marchewkowa damo.
  Rudowłosa drgnęła, jednak chłopak jak gdyby nigdy nic zaczął gmerać w zamku. Po kilku głośnych szczęknięciach, cichym pyknięciu i trzykrotnym brzęku, jakby tłuczonego szkła, wrota zagrzechotały, a Matriasen odsunął się od nich, odpychając nieco towarzyszkę. Stalowe drzwi zgrzytnęły i zaczęły się powoli otwierać. Gdy szpara między nimi była mniej więcej wielkości ludzkiego przedramienia coś wewnątrz zaskrzypiało, coś huknęło kilka razy i kłęby czarnego dymu powlokły się w stronę nieba, a wrota zastygły. Król westchnął. 
- I tyle było z efektywnego otwarcia. Ciekawe, co tym razem poszło nie tak? - powiedział, po czym w zamyśleniu zaczął uderzać się palcem wskazującym w usta. Gwałtownie z szerokim uśmiechem odwrócił się do rudowłosej. - Nie zechciałabyś mi pomóc znaleźć problemu? Obiecuję, że jak tylko się z nim uporamy pokażę ci to, co obiecałem ci pokazać!
- Jest tylko jedna sprawa... - zaczęła nieśmiało dziewczyna, jednak Matriasen puścił to mimo uszu. 
- Zatem do dzieła, panno lisico! - Zamienił swoje okrągłe okulary, które dotąd miał na nosie, na masywne gogle, trzymane na szyi i wcisnął się przez wąską szparę do środka szopy. Przez chwilę coś tłukło się po drugiej stronie, po czym z mrocznego wnętrza wyłoniła się biała głowa chłopaka. - Zapraszam! Odsunąłem nieco części. Możesz wchodzić bez obaw!
(Misericordia? Tak, młody żyje trochę w swoim świecie xd)

wtorek, 15 października 2019

Od Raggasha do Akroteastora- zniszczmy sobie kraj

Mówią, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Jednakże opowiadana tu historia udowodni, że sprawa prezentuje się zgoła inaczej, gdyż nasi ulubieni mistrzowie tortur post mortem mogą więcej niż można by wnioskować z przysłowia. Raggash Avengash był zwykłym diabłem... Okej, wróć, brzmi to nudno. I kłamliwie przedstawia naszego bohatera. Przez krótki okres swego życia pracował jako diabeł w odmętach piekielnych. Jednak spotkanie duszy pewnego błazna przekonało go do przebranżowienia, ba, do przejścia na drugi świat... A może na pierwszy świat? W końcu z umarłych przechodzi do żywych, nie odwrotnie... Nieistotne. Otóż Ragg, bo tak wolał być nazywany, stwierdził że w piekle jest jakoś tak se i wydostał się do krainy Sayari w okolicach miejsca magii w Temeni. Poświęcił jednak tyle mocy, że skończył jako kupka kurzu i gruzu. Przez setki lat próbował zebrać dość mocy by stworzyć sobie ciało, ale odkrył że może poruszać się po świecie jako drobinki piasku, kurzu i innych sypkich substancji. Ba, nauczył się także przybierać kształty i... No w końcu podnosić przedmioty. Było to fatalne zdarzenie dla historii świata Sayari i początek końca pewnego... A nie, zbyt wcześnie by o tym mówić. W każdym razie kojarzycie moment w którym niemowlęciu wyrasta ząb? Po tym wydarzeniu zaczyna gryźć wszystko wokół. Ragg był taki sam.
Znał ludzie zwyczaje i postępki, a że w piekle zostało paru jego znajomych którzy uwielbiali swój zawód, postanowił im pomóc dokuczając najpierw ultrawierzącym. Wybierał najpiękniejsze szlachcianki na drodze do świątyni i nagłym porywem wiatru zadzierał to i owo w górę, doprowadzając kilku bezdomnych starców do zawału z wrażenia. Uczęszczał także na uroczystości i wpadał kapłanowi w oko (pamiętajmy, Ragg jest piaskiem, nie śmiertelnikiem o niebagatelnej urodzie) gdy miał czytać proroctwa. Jeśli czytacie na głos, kurz w oku mocno utrudnia sprawę. A spróbujcie przy tym wyglądać godnie! Pewien kapłan, z gatunku hipokrytów, gdy odruchowo chciał wyjąć uporczywą drobinę spod oka, wsadził w nie sobie pierścień z ogromnym klejnotem przy wszystkich zgromadzonych. A mówili że kapłani nie kalają swego języka prostactwem. Raggowi jednak dokuczanie duchownym rychło się przejadło i zaczął szukać żartownisiów, by słuchać dowcipów i kawałów. Jednakże wyższe sfery znały się na humorze jak diabeł na modlitwie, a żarty chłopów znał co do jednego po 100 latach. W oczekiwaniu na coś, co wyrwałoby go z letargu (a trochę to trwało!), zaległ w zapomnianym kącie jakiejś komaty... Do czasu...

(Don't kill me, to pierwszy odpis ;_; Lecimy ketsurui :3)

niedziela, 13 października 2019

Od Ayarashi do Lexi

Dziękuję, wasza wysokość. Nie martw się, nie jestem obrażona -powiedziała Ayarashi swobodnie. - Mam tylko jeszcze jedną prośbę...
-Proś, o co ze chcesz -król rozpromienił się nieco. - Oczywiście w granicach rozsądku. 
-No więc... Po pierwsze, by nie dopuścić do nieporozumienia, między naszymi królestwami proponuję, by ta sytuacja została między nami w tej sali. -Ayarashi powiedziała, obserwując reakcje króla. -Po drugie, gorąca kąpiel, po tak cienkich dniach przydała, by się chwila relaksu. -Gdy skończyła, król zawołał służbę, która miała za zadanie zając się przygotowaniem łaźni. -Jeśli to wszystko chciałam, bym już odpocząć wraz z obecną tutaj gwardzistką. -Wskazała na nią ręką, a gdy skończyła się rozmowa, wraz z Lexi udały się do zamkowego ogrodu. Ciemnowłosa księżniczka zaplotła ręce za plecami w tak zwany koszyczek.
 -Lexi czemu jesteś taka spięta? Jestem przecież tą samą dziewczyną z którą, byłaś skuta przed paroma chwilami. -Powiedziała, siadają na ławce, jej wzrok nadal, był skierowany na gwardzistce. -Słuchaj. -Powiedziała brazowowłosa lisica, zakładając prawa nogę na lewą. -Nie mam do ciebie żalu, co do twojego postępowania względem mojej osoby. Nie miałaś prawa wiedzieć, kim jestem i skat pochodzę. Jakbyś wiedziała, kim jestem, zaraz byś zaczęła stosować tę królewską etykietę. -powiedziała, a do ostatnich słów podniosła rękę i dłonią w powietrzu zakreśliła trzy kółka, a następnie oparła łokieć o drewniane oparcie ławy, a dłoń o lewy policzek. Aya obserwowała zachowanie gwardzistki, która w widoczny sposób, była zmieszana, a wzrok księżniczki z sojuszniczego królestwa w tym przypadku nie pomagał. - Nie wiem za kogo uważałeś, mnie pod tamtą pistacią, ale to już nieważne. -Powiedziała, a po ogrodzie zaczął hulać morski wiatr, niosący znany świeży zapach.
(Lexie?)

środa, 9 października 2019

"Wprowadź malutką anarchię, zaburz ustalony porządek, a wszystko staje się chaosem. Jestem kochankiem chaosu."

Autor zdjęcia: artstation.com/sephirothart

Imię: Raggash
Nazwisko: Avengash
Przydomek: Ragg
Wiek: Około 2000 lat.
Płeć: Mężczyzna. Choć nie ma na to potwierdzenia w genetyce.
Wzrost: 183 cm 
Rasa: Demon
Zawód: Dowcipniś, kawalarz, prowokator, były diabeł.
Miejsce zamieszkania: Wciąż w podróży.
Miejsce urodzenia: Nora między kotłami w piekle.
Charakter: Śmiech jest jego najważniejszym celem w życiu. Wszystko co robi, robi by się śmiał. Preferuje przebywanie w samotności i cichą obserwację śmiertelników. Ludzie nie są dla niego zbyt interesujący, wiele musieliby udowodnić aby zdobyć jego zainteresowanie. Z nie do końca znanych powodów najbardziej nienawidzi istot znęcających się nad zwierzętami. Często dba o bezpańskie istoty, a po śmierci szykuje im miejsce w nekrozwierzyńcu którego skrzętnie dogląda. Choć nie trawi metod tortur piekielnych, chętnie uprzykrza życie ludziom którzy wykorzystują swoją pozycję w niezbyt moralny sposób. A czasem po prostu wycina hecę. Uwielbia podróże.
Rodzina: Piekielna, zostawiona po drugiej stronie życia.
Partner: Brak, bo i po co?
Umiejętności:  Słyszy wszystkie dobre żarty w całym Sayari. Nie posiada fizycznego ciała, co pozwala mu na lot i przechodzenie niemalże przez ściany. Porusza się z ogromną szybkością w drobinach piasku  kurzu, który potrafi kontrolować i za pomocą którego wykonuje swoje psoty. Ma szerokie poczucie humoru. Rozumie psy, płynnie rozmawia z kotami.
Aparycja: Może dowolnie zmieniać swój wygląd, tak został zilustrowany przez pierwszego nastraszonego członka rodziny królewskiej gdy próbował sprawdzić czy ich krew faktycznie jest błękitna. Lubi mieć czerwone, świecące oczy i rysę nad okiem.
Historia: Od młodości szkolony na diabła, jednakże poznawszy skazanego (nie)słusznie na śmierć błazna królewskiego za podrywanie szlachcianki całkiem zmienił pogląd na świat i stracił zainteresowanie w torturach. Nauczył się każdego dowcipu jaki znał ów błazen i zaczął wymyślać własne. Zwrócił nieszczęśnikowi życie w innym ciele i zadbał by wiódł dostatnie życie. Jednakże za ten czyn groziło mu wygnanie, dlatego wygnał się sam. Obecnie podróżuje przez Sayari wycinając coraz ciekawsze numery i rosnąc w siłę - wciąż pragnie posiadać własne ciało.
Właściciel: ShaggyRoger#5035
Preferowana długość odpisów: krótkie
Stopień Wpływu (SW): 3