Szczerze się ucieszyłam, gdy w tłumie dojrzałam w tłumie sylwetkę Ashley. No, tak po prawdzie, to najpierw zobaczyłam konia prowadzonego przez dziewczynę - karego rumaka widać było z daleka, ludzie zdawali się wręcz rozstępować, by zrobić miejsce potężnemu zwierzęciu, które dziarsko kroczyło przy boku swej towarzyszki, grzecznie dając się prowadzić za uzdę. Maki będzie miał sympatycznego towarzysza, rzadko kiedy podróżowaliśmy przecież z kimś innym.
- To gdzie? - zapytała w końcu Ashley, przypatrując mi się badawczo. Gdy dosiadła już swojego wierzchowca, musiałam zadzierać głowę w górę, by móc spojrzeć jej w oczy.
Przez chwilę nie odpowiadałam, usiłując odtworzyć w głowie możliwe trasy - później będę musiała jeszcze zajrzeć do szczegółowej mapy, którą za kilka miedziaków kupiłam od jednego z posłańców napotkanego wczoraj. Droga prowadziła póki co cały czas prosto, potem jednak rozwidlała się na trzy odnogi, z czego do gęstego lasu najbliżej było tej środkowej, zarazem i rzadko uczęszczanej. Posłaniec, gdy zauważył moje zainteresowanie ową trasą, odradzał ją, twierdząc, że właśnie jej używają rabusie i przemytnicy, w tym i ci handlujący niewolnikami. Z drugiej strony, nie widziało mi się podróżowanie tyle czasu na otwartym terenie. Hej, las to w końcu moje terytorium, w dodatku jeśli wejdę na drzewo, nie sięgnie mnie nikt.
Teraz jednak spojrzałam na zniecierpliwionego już lekko konia, który teraz już, gdy trzymał na swoim grzbiecie, wyraźnie rwał się do rozpoczęcia wędrówki.
- Przed siebie, co ty na to? - uśmiechnęłam się szeroko, podpierając się pod boki. Wzięłam głęboki wdech, po raz ostatni odwracając głowę, by spojrzeć na głośne miasto. Jeśli zaufać by tej mapie i podanej na niej informacjach, od następnej tego typu osady dzieliło nas parę dni drogi. Po drodze miniemy kilka małych wiosek - a raczej przejdziemy w pobliżu, rzadko kiedy zbaczałam z leśnej trasy, by uzupełnić zapasy we wsiach czy zanocować, co nie zmieniało faktu, że dobrze było wiedzieć, gdzie są, by w razie potrzeby do nich zajrzeć. Szczególnie jeśli zamierzałyśmy rzeczywiście pójść drogą, którą wcześniej postanowiłam obrać.
- Czemu by nie - uznała. - Pod warunkiem, że znasz drogę.
- Mam mapę, spokojnie.
~ Maddie ~ spróbował po raz kolejny otrzeźwić mnie Maki. ~ Trochę lasu będzie też, jeśli skręcimy w prawo...
- Wiem - odpowiedziałam cicho. - Ale przecież posłaniec mógł mieć nieaktualne informacje. Jeśli nawet on wiedział o zagrożeniach czyhających tam, tym bardziej zdaje sobie z nich sprawę okoliczny baron, powinien już dawno w takim wypadku wysłać jakichś swoich ludzi.
~ Ludzi z wyższych sfer to średnio może interesować ~ ostrzegł.
- Będzie dobrze! - stwierdziłam optymistycznie. - Poza tym, nie zamierzam cały czas trzymać się drogi. Możemy nieco zejść czasem, szczególnie jeśli znajdziemy po drodze jakąś rzeczkę.
Ryś w odpowiedzi tylko westchnął z rezygnacją - wyczułam w tym jednak jego niechętną zgodę. Podniosłam się zatem z kucek i zerknęłam przelotnie na Ashley.
- Jesteś gotowa? - zapytała.
- Jasne - skinęłam głową.
- A twój towarzysz? Nie przeciąży się? - utkwiła wzrok w drobnym zwierzaku, który niósł na plecach tkaniny większe od niego, a masą przewyższające go kilkukrotnie.
- W porządku, w porządku - dziarsko zarzuciłam własny dobytek na plecy, by pakunek wygodniej się niosło. - Inaczej w życiu bym mu na to nie pozwoliła.
Ashley ponagliła zatem konia, który ruszył drogą - pod jego kopytami tańczyły drobinki kurzu, a zwierzę wybijało regularny rytm. Bam - bam-bam - bam.
< Ashley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz