sobota, 7 października 2017

Od Elandrina do Annmea'i

Z każdą chwilą Annmea podobała mu się coraz bardziej. Zignorował ciche prychnięcie Ashy, w którym przypominała mu, że na początku o każdej dziewczynie potrafił tak myśleć. Jakby nie patrzeć feniksica również zaufała Mei, więc kto wie, może tym razem jego przeczucie było słuszne. Bo tym razem nieustannie towarzyszyło mu wrażenie, że nowo poznana idealnie tylko udawała nieśmiałą i delikatną. Na początku sam uznał ją za słabą i potrzebującą ochrony, gdyby spotkało się ją gdzieś w jakimś ciemnym lesie. Jednak nie umknęło uwadze elfa, że non stop była czujna w jego towarzystwie i starannie przemyślała własne odpowiedzi. Wątpił w jej niepewność wobec ludzi, miał wrażenie, że gdyby faktycznie miał wobec niej złe zamiary, potrafiłaby się bez trudu obronić samodzielnie. 
Kiedy dziewczyna wyszła z jego namiotu w towarzystwie małej cyganki, która swoim zachwytem i pytaniami rozbroiła elfa kompletnie, odprowadził obie wzrokiem, potem skierował zaciekawione spojrzenie na Ashę.
- Czemu ją sprowadziłaś? - zapytał i wrócił do swoich bagaży.
- Żeby zajęła się twoimi ranami? - odpowiedziała mu obojętnie Asha.
- Od kiedy się o mnie troszczysz? - zachichotał pod nosem i zlustrował przyjaciółkę kątem oka.
- Od kiedy wiem, że ty wszelkie rany masz za nic i nic byś z tym nie zrobił. - Zatrzepotała skrzydłami i usadowiła się wygodniej na postawionej dla niej żerdzi.
- Pierwszy raz udzielasz mi od razu grzecznie odpowiedzi. - Odwrócił się w jej stronę i oparł zabandażowane dłonie na biodrach. - Nie jesteś może chora? Mogę sprawdzić czy nie masz gorączki.
- A ja mogę oparzyć ci jeszcze twarz. Jednak nie wiem, czy Annmea da radę ci pomóc, jeśli to zrobię - odgryzła się Asha. - Przynajmniej nie będziesz miał jak zaczepić okolicznych dziewcząt. Nie będą widziały w tobie nic ładnego. Wręcz będą uciekać na twój widok.
- Jesteś podła... - Aidan teatralnie położył rękę na piersi i zasmucił się sztucznie. - Skreślisz w ten sposób moją karierę.
Oboje dyskutowali jeszcze dłuższą chwilę. Mówili o wszystkim, młodzieniec dał radę wyciągnąć od towarzyszki kilka dodatkowych informacji o dziewczynie, którą dziś poznał. Nie było mu to bardzo potrzebne, jednak wolał wiedzieć o Annmea'i, co nieco, nawet od kogoś innego, jeśli sama nie chciała o tym mówić.
Nie widział, ile czasu minęło zanim opuścił swój namiot. Asha została w środku, gdy tylko skończyli rozmawiać zasnęła, toteż nie chcąc ryzykować ponownego podpalenia zostawił ją w spokoju. Przez sen zdarzały jej się samozapłony, Aidana to zawsze bawiło, bo feniksica uparcie upierała się, że to niemożliwe. Gdzie ona, wspaniała i cudowna dama mogła tak zrobić. To niedopuszczalne. Młodzieniec parsknął pod nosem i rozejrzał po okolicy.
Kręciło się tu wielu ludzi, w większości byli to artyści z daleka, choć na pewno znajdowali się w tym tłumie również miejscowi. Pojawiali się na dróżce przed nim i znikali ponownie wśród różnobarwnych namiotów i drzew. Wszyscy samotnie bądź w mniejszych lub większych grupach szli w sobie znanych kierunkach, prawie każdy był uśmiechnięty. Aidan zatrzymał się na chwilę i dokładnie przyjrzał otoczeniu. Kolorowych płacht przybywało,  Już dawno nie zatrzymał się na żadnym jarmarku, prawie zapomniał jak radośnie wszystko przebiegało i trwało. Nawet szykowanie tego wszystkiego nie było naznaczone ponurym humorem ludzi przy tym pracujących. Panowało tylko wszechobecne zaciekawienie i niecierpliwość do rozpoczęcia wydarzenia.
Chłopak wziął głęboki wdech i ruszył dalej. Ręce piekły go odrobinę. Mógłby przysiąc, że kiedy sam się nimi zajmował nigdy nie narzekał potem na szczypanie, a tym razem trochę go to dekoncentrowało. Zawsze wiedział, że maści mają inne, lepsze działanie niż woda, którą z reguły obmywał rany, jednak sam nie znał się na ziołach. Nie potrafił przyrządzić maści i leków, a nieczęsto miało okazję je kupić. Więc już dawno zrezygnował z używania ich i nie narzekał, w końcu jeszcze żył.
Dwukrotnie okrążył okolicę i wymienił kilka słów z miejscowymi. Głównie były to dzieci, dorośli byli zbyt zajęci swoimi pracami, choć niektórzy w międzyczasie chętnie wymienili się plotkami ze świata i kraju, w którym się znajdowali. Niemniej od swoich młodocianych rozmówców, młodzieniec dowiedział się, że jarmark, który aktualnie szykowano, był dość popularny, organizowany od kilkunastu lat, rok w rok, zawsze w tych samych dniach. Wydarzenia wchodzące już w tradycję konkretnej okolicy zawsze przyciągały wielu ludzi.
Nie mogąc znaleźć zajęcia zdecydował się pójść nad strumień. Już z odległości czuł delikatny chłód bijący od płynącej wody. Aż naszła go ochota zanurzenia w niej dłoni, ale bandaże, do których obecności ciągle nie przywykł, uświadamiały go, że na razie musi sobie odpuścić. Następnego dnia już sobie na pewno nie przepuści takiej okazji. Aidan stanął nad brzegiem strumienia i rozejrzał się.
Rosnące gdzieniegdzie rozłożyste drzewa dawały dużo cienia, jednak w wielu miejscach słońce i tak przebiło się przez warstwy liści i gałęzi. Woda w strumieniu pozostawiała po sobie cichy szum, czyste kamienie na dnie koryta połyskiwały, jakby były to kamienie szlachetne. W oddali młodzieniec dostrzegł też kilka wierzb, których cienkie gałązki zanurzone były w strumieniu.
Miejsce było bardzo urokliwe, idealne by spędzić tu cały dzień, bądź nawet kilka na leniwieniu się. Czarnowłosy coraz bardziej był za tym, by zostać tu na dłużej, na ten moment i tak nigdzie się nie spieszył. Miał zamiar usiąść na chwilę, aby pocieszyć się chociaż wyczuwalnym chłodem wody, kiedy dostrzegł Annmea'ę leżącą na trawie i wygrzewającą się w promieniach słonecznych. Uśmiechnął się pod nosem i zbliżył się do niej leniwym krokiem, niby przypadkiem zasłonił jej źródło ciepła.
Parsknął, gdy pomyliła go z nieznaną mu dziewczyną. Nie miał jej tego za złe, nie było się co gniewać o taką błahostkę. Jednak wywołany tą gafą rumieniec, który naznaczył policzki dziewczyny,  rozbawił kuglarza jeszcze bardziej. Wyszczerzył się radośnie, bez wahania zaproponował swojej rozmówczyni spacer, na który z chęcią przystała.
Gdy rozmawiali, jej obszerna wiedza, którą się przez przypadek wykazała, zaskoczyła go. Nawet on, kiedy jeszcze mieszkał w Leoatle, nie uczył się takich rzeczy. Szkoda, czasem go to ciekawiło. Nauczyciele niestety naciskali na inne dziedziny, historia, choć również ważna, nie była wzięta pod uwagę do tego samego stopnia, co np. etyka. Słowa Mea'i tak go zainteresowały, że ponownie rozważył doedukowanie się podczas podróży. Może sięgnięcie do najodleglejszej historii świata da mu nowe pomysły na przedstawienia? To był zawsze jakiś plan na opracowanie czegoś nowego. Poznawanie kultury poszczególnych państw też nieraz pomogło mu coś oryginalnego i niepowtarzalnego stworzyć.
Nawet nie zauważył kiedy znaleźli się na pograniczach miasta. Zagadali się na tyle, że nawet rosnący głód nie zwrócił na siebie uwagi Aidana.
- Może coś zjemy? - zasugerował spokojnie. - Chyba już pora na obiad.
- Masz rację. Chociaż powinniśmy wracać. Wspólny obiad wszystkich artystów jest tradycją - odpowiedziała mu dziewczyna. - Myślę, że miejsce dla Ashy też się znajdzie - zachichotał na te słowa cicho, ciekawy był jak wspomniana zareaguje na taką propozycję. Jeszcze nigdy nie dała się wkręcić do jedzenia z innymi ludźmi. Wolała samodzielnie polować i jeść, jak raz nie miała wyboru i musiała pożywiać się z elfem i jego znajomymi obraziła się i nie tknęła tego, co jej oferowano. - Więc co powiesz na obiad ze słynną grupą taneczno-akrobatyczno-wokalną Fariana? - zapytała go Mea z uśmiechem.
- Hm.. - zamyślił się szukając jakichkolwiek informacji o człowieku zwanym Farianem. Po chwili w jego oczach błysnęła iskierka zaciekawienia i podekscytowania. - Jeśli to ten Farian i jego grupa, o których miałem już wielokrotnie okazję słyszeć to bardzo chętnie, a nawet jeszcze bardziej. W końcu nadarzyła się okazja, by go poznać! - Zdjął rękę z ramienia dziewczyny i klasnął w dłonie.
Dwoma susami wyprzedził dziewczynę i ukłonił się przed nią wskazując jedną dłonią drogę powrotną do obozu artystów, a drugą wyciągając w kierunku czarnowłosej towarzyszki.
- Pozwoli pani teraz odprowadzić się do miejsca, z którego zaczęliśmy naszą wspólną wycieczkę? - zapytał uroczyście, Annmea przez chwilę wpatrywała się w niego nieodgadnionym spojrzeniem, ale w ułamku sekundy ponownie się uśmiechnęła i skinęła głową.
Ujął delikatnie jej dłoń i uroczyście poprowadził ich z powrotem do namiotów. Pozwolił sobie w międzyczasie opowiedzieć kilka zabawnych historyjek z jego podróży. Nie za dużo, co by nie zdradzić wszystkich historii w ciągu jednego dnia. Dziewczyna w kilku momentach zaśmiała się cicho, ucieszyło to Aidana. Kiedy dotarli do obozowiska Mea przejęła prowadzenie i pokierowała ich do namiotu należącego do trupy Fariana. Idąc w jego kierunku przykuli uwagę kręcących się przy nim ludzi. Aidan puścił rękę Annmea'i, gdy mała dziewczynka, Lathia, która wcześniej uznała ich za parę, wyłoniła się z namiotu i w radosnych podskokach ruszyła ku nim. Młodzieniec uśmiechnął się i przystanął na chwilę. Zwrócił głowę w stronę swojego namiotu, który ledwie widział z obecnej pozycji i zagwizdał cicho. Usłyszał w odpowiedzi skrzek Ashy, feniksica już nie spała. I tak jak się spodziewał, po chwili przyleciała do niego, przysiadła na jego ramieniu.
- Dalej próbujesz zauroczyć dziewczynę swoją głupotą? - zapytała go ironicznie, odpowiedział jej parsknięciem i pstryknięciem w dziób.
- Nie przesadzaj. - Podszedł do Annmea'i, która rozmawiała ze starszym mężczyzną, którego na pierwszy rzut oka Aidan uznał za Fariana. - Dzień dobry, słyszałem, że mogę otrzymać okazję spotkania Fariana i jego grupy, jak tylko podążę za tą młodą damą. Czy dobrze trafiłem? - Wyciągnął dłoń do starszego człowieka i uśmiechnął się szeroko. - Wielki Aidan, a ta piękna dama - Wskazał wolną dłonią Ashę. - To Asha. Wygląda na niebezpieczną, ale to tylko pozory, na co dzień jest potulna jak baranek. - Na jego słowa feniksica zamachnęła się skrzydłami i niby przypadkiem uderzyła go jednym w tył głowy.
- Witam! Dobrze pan trafił, Wielki Aidan jak mniemam? Niewielu jest elfów, którzy podróżują w towarzystwie feniksa. - Farian zaśmiał się serdecznie i uścisnął dłoń czarnowłosego, jednak zrobił to ostrożnie, od razu zauważył bandaże. - Słyszałem od Reinaira, że Mea musiała już kogoś opatrywać. Teraz już wiemy, kto na początek dnia postanowił skorzystać z pomocy lekarskiej. Na szczęście widzę, że nic więcej się nie stało.
- Ah, tak. Niefortunny wypadek z ogniem, dziwne, na co dzień ten żywioł nic do mnie nie ma. - Aidan przeczesał włosy dłonią. - Jednak do końca jarmarku powinienem się już obyć bez kolejnych ran do opatrywania, a i te nie są bardzo poważne. - Nie zdziwię się, jeśli trafi się kilku rannych delikwentów, bo usłyszą jaka piękna opieka lekarska może im się trafić. - Uśmiechnął się ukradkiem do Annmea'i i puścił do niej oczko.

Annmea? Przepraszam, że tak długo .-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz