wtorek, 26 września 2017

Od Rahelii do Elandrina

Rahelia przemierzała właśnie kręte uliczki Nehiru. Z każdym krokiem była coraz bliżej. Czas i miejsce spotkania nieuchronnie zmierzały ku ziszczeniu. Przynajmniej w samej teorii. Ustalona godzina była jedynie orientacyjna, jednak kobieta wolała być zbyt wcześnie, niż za późno. Mogło jej to zapewnić dodatkowe poczucie bezpieczeństwa, ponieważ wcześniej zorientuje się w otoczeniu i upewni, że w razie problemów znajdzie przystępną drogę ucieczki. Takie zachowania niwelowały również niemiłe niespodzianki w postaci oszustwa ze strony prawdopodobnego klienta. A ze trzy razy, jak nie więcej, zdarzyło jej się, że zleceniodawca najzwyczajniej w świecie szukał sobie ofiary, którą mógłby wrobić w swoje przekręty, a samemu odejść bez winy. Głupcy. Jaka inteligentna istota próbowałaby oszukać kogoś, na miarę łowcy głów? Mając świadomość jakie pełni usługi. Elfka nie była przecież jedyną osobą w tym fachu, którą próbowano w ten sposób oszukać. Z większością łowców i tropicieli nie jest to bynajmniej łatwa sztuka. Najczęściej nabierali się ci z niedużym doświadczeniem i bardziej zdesperowani. W poszukiwaniu zarobku człowiek staje się zaślepiony... 
Kocie łby, którymi wyłożone zostały uliczki postukiwały przyjaźnie w cichym tonie, gdy podbijane kozaki elfiej panny się z nimi stykały. Przemierzała teraz średnio zamożną dzielnicę, a więc budynki choć drewniane i proste, w sporej części posiadały już kamienne dachy zamiast strzechy. Dwie przecznice dalej znajdował się kanał rzeki dzielący miasto na dwie części, a łączyło je jedynie kilka mostów, w większości wciąż drewnianych, jednak stale naprawianych i konserwowanych, by zapobiegać ewentualnym wypadkom. O ile Rahelia zdążyła się już zorientować w mieście, do przejazdu powozów i większych towarów mogły służyć jedynie trzy mosty, przystosowane i wzmocnione w odpowiedni sposób. 
Spora część tutejszych mieszkańców, nawet jeśli nie zajmowała się połowem ryb, posiadała własne łodzie i często porusza się kanałami. Uznali takie wyjście za wygodniejsze i dużo szybsze, na co eks-lordowska córa prychała z pogardą. Może powodem była jej niechęć do poruszania się po wodzie, a może to, że rzeka była teraz cała zapchana przez kajaki i inne podobne im wynalazki, przez co poruszanie się kanałem było znacząco utrudnione. Za to ulice miasta często witały z ciszą i nienaturalnym osamotnieniem. Na dziesięciu tubylców około trzech wybierało podróże lądowe. Była to znacząca mniejszość.
Dzierlatka skręciła w kolejną ulicę. W zdumieniu spostrzegła, iż w tym miejscu zaczynało już przybywać mieszczan. Bardzo dobrze. Opustoszałe alejki nie sprzyjały potajemnym spotkaniom. To zwykła ułuda, bo kiedy tylko mieszczaństwo widzi szemrzących po kątach ludzi natychmiastowo nabiera podejrzliwości. Taka już człowiecza natura. A dawnej matronie w szczególności zależało na tym, by nie rzucać się w oczy i przypadkiem nie stać się obiektem zainteresowania nieodpowiednich osób. Nie tak dawno jeszcze znalazła się pod czujnym spojrzeniem lśniących oczu jednego z tutejszych wartowników. Przez jakiś czas musiała borykać się z nieprzyjemnym wrażeniem przebywania pod obserwacją. W końcu chyba jednak uznano ją za osobę nie rokującą żadnych problemów. Nie ma co ukrywać! Na samo wspomnienie poczucia wolności w tamtym momencie twarz jej promieniała a usta wykrzywiał zadowolony, a również drwiący uśmiech. W końcu gdyby tylko chciała, byłaby w stanie posunąć się do odpowiednich kroków i udowodnić swoje zdolności robienia zamieszania, czyż nie? A przynajmniej taka informacja krążyła po jej umyśle.
Było już blisko. Dzieciaki bawiące się w ulicznym pyle nie zwracały uwagi na przechodniów ani pędzące niebezpiecznie konie, z których pysków toczyła się piana. Właściciele jedynie pospieszali szkapy batem czy kijem, nie patrząc, że ktoś może wpaść pod koła ich wozów. A małolaty dodatkowo bagatelizowały niebezpieczeństwo przeskakując brudne kałuże, grając w klasy czy bawiąc się w berka. Ale dla nich nie liczyło się nic poza zabawą i spędzaniem czasu z przyjaciółmi.
Kruczowłosa uśmiechnęła się smutno. Jej większość możliwych wspomnień odebrał dom, w którym się narodziła. To prawda, młode lata również spędziła na zabawie, jednak rodzice zawsze dbali o to, by znajdowała się w odpowiednim towarzystwie. Nie chcieli, by ich dzieci skaziły się brudem plebsu. Na nią i brata równie szybko czekał koniec dzieciństwa i nadejście obowiązków. Z początku traktowała to jako rozrywkę jednak wraz z wiekiem nabierała powagi i pojętności w różnych tematach. Zrozumiała, że świat, w którym prawdziwie chciała uczestniczyć, świat, od którego ją odgrodzono i którego nigdy nie znała został dla niej zamknięty. Była odgrodzona od jego tajemnic, piękna i brzydoty. A chciała wiedzieć jak to jest poza znanym jej murem.
Teraz już wiedziała. Nie zniszczyła go. Uciekła mu. Przeskoczyła i zostawiła daleko za sobą sprawiając, że odgrodziła się jedynie od tego, co wcześniej ją więziło.
Zaczęcie życia od nowa nie należało do łatwych, ale udało się. Nie była wtedy sama. Tylko dlatego była też w stanie zajść tu, gdzie znajduje się teraz. Gdyby nie Elandrin siedziałaby teraz pewnie na dworze jakiegoś człowieka, z dwójką dzieci przy piersi, lub zwyczajnie byłaby martwa, gdyby zdecydowała się na ucieczkę z ambasady ojca bez pomocy brata.

Dotarła. Ulica nieco się rozszerzyła, tworząc mały ryneczek. Przedsionek pobliskiego targowiska. Kobieta poświęciła kilkanaście minut na rozeznanie się w terenie, wcześniej upewniwszy się, iż jej klient nie dotarł jeszcze na miejsce. Po zapoznaniu się w otoczeniu przystanęła z boku, udając, że relaksuje się ciepłym dniem. Kaptur błękitnego płaszcza był luźno założony na jej głowie, w taki sposób by skrywał w swoim cieniu oczy i część nosa. Czekała. 

Spotkanie minęło bez komplikacji. Jej zleceniodawca przysłał zaufanego sługę, który przekazał jej wszelkie znane i potrzebne informacje. Daraka... Kraina tak zmienna i nieznana, że ludzie bali się wymawiać samą jej nazwę. Była ciekawa. Bardzo. Czemu jej ofiara wybrała akurat takie miejsce, by schronić się przed wysoko urodzonym panem? Musiała się dowiedzieć. Jakim człowiekiem mógł być w rzeczywistości? Adrenalina i uniesienie już od kilkudziesięciu minut krążyły w jej żyłach i przywodziły do głowy coraz to nowsze pytania. Mogło wydawać się to głupie, ale aż paliła się wewnątrz, by uciąć sobie krótką pogawędkę z jej nowym celem. 

Przez jakiś czas pozostała jeszcze na rynku i dopiero później rozpoczęła ponowną wędrówkę przez miejskie zaułki. Dziewoja tak zamyśliła się nad swoim ukochanym niedźwiadkiem pozostawionym na cały dzień w lesie, że nawet nie dostrzegła rosnącego wkoło niej tłumu. Z całkiem innego miejsca, do rzeczywistości przywrócił ją dopiero mocny uścisk na nadgarstku. Lśniące, błękitne oczy były jedną z niewielu rzeczy, które zdołała zarejestrować, nim znalazła się kompletnie zaskoczona, przed gromadką ludzi. Dzieci i starców. Młodzików, dziewcząt i chłopców. 

— Oto księżniczka z odległej kraju zwanego Farenią. — Na pierwsze słowa mężczyzny serce Rahelii załomotało w lęku. Co się dzieje, czy ten człowiek może chcieć ją w coś wciągnąć? — Córka starego, kochanego króla, który sprawiedliwie rządził zapomnianym już dzisiaj królestwem. Zarówno ona, jak i jej ojciec, byli bardzo kochani przez swój lud. Oboje troszczyli się o bezpieczeństwo poddanych, codziennością były wyjazdy tej młodej damy do różnych miast, by móc spędzać czas wśród zwyczajnych ludzi, pomagać im i dowiadywać się, czego im brakuje. — Ukłonił się w stronę wyłowionej spośród tłumu nimfetki, a jej mózg rozpalił w głowie drobną świeczkę. Przecież nie jest jej nieznajomy! — Mogłoby się wydawać, że nastały idealne dni w królestwie Farenii. Jednakże pewnego dnia, gdy księżniczka ponownie wyruszyła w podróż, zły smok potrafiący sypać iskrami ze swoich ogromnych skrzydeł, znany z grabieży, zaatakował królewski powóz i porwał niewinną dziewczynę!

Kiedy tylko panicz ogłosił ostatnie słowa powietrze przeciął ostry skrzek. Złoto-pomarańczowy kształt o barwnym tyle pikował tuż nad głowami zebranych ludzi. Rozległy się piski i okrzyki, a ognisty stwór przysiadł na ramieniu ciemnowłosej elfki. Rozłożył swe pióra i potrząsając nimi spuścił ku ziemi błyskające iskry. Kobieta poczuła bijące od stworzenia ciepło. W głównej mierze była zaintrygowana nieznanym gatunkiem, zaraz jednak zwróciła spojrzenie, na swojego bliźniaczego brata. Ten widząc, iż nic jej się nie dzieje kontynuował swoją opowieść. 

— Płonąca gadzina porwała księżniczkę i zabrała do swojej góry, w której dotychczas mieszkała, śpiąc na swoim skradzionym złocie. Król, gdy tylko doszła go wiadomość o porwaniu jedynego dziecka posłał gońców we wszystkie strony świata z wiadomością, że odda część królestwa i rękę córki temu, który wyzwoli ją z łap potwora i zgładzi tę bestię, by nie zagrażała już nikomu więcej. — Feniks ponownie wydobył ze swojego gardła groźny pomruk, a rybałt przeleciał wzrokiem po tłumie. - Czy znajdzie się jakiś dzielny ochotnik, który wyzwoli piękną niewiastę?

Z początku tłum owiała cisza. Jakby słowa elfa dopiero docierały do umysłów widowni. Zaraz rozniósł się pomruk, kilka osób zaczęło unosić ręce wysoko w górę, czy też podskakiwać. Zdarzało się, że również i małe dziewczynki unosiły swe łapki. Nim Elamdrin zdołał dokonać wyboru, przez zgromadzonych przecisnął się uśmiechnięty młodzieniec o puszystej, lekko poskręcanej czuprynie i pyzatej twarzy. 

— Ja to zrobię! — Zakrzyknął przez tłum, a uniesione ręce opadły. Ludzie znów z napięciem czekali na podjęcie opowieści. Rahelia sama zauważyła, że zaczęła wczuwać się w swoją rolę. 

Wielkie nieba! Co też ten półgłówek sobie wyobrażał!? Żeby własnej siostry nie poznać... W dodatku wyglądającej niemal jak on sam! Rahelia przeklinała pod nosem zarówno swój wyjątkowo niski jak na elfa wzrost, jak i brata, który wykazał się przed chwilą swoją niezawodną pamięcią. Własnej siostry nie poznać, co za łajza!, zaklęła ponownie, gdy rybałt wykonał ostatnią historię i przedstawił się zgromadzonym. 

Kobieta odepchnęła się mocno butem od podpieranego budynku i z założonymi przy bokach rękami, oraz srogą miną rozpoczęła przepychankę z tłumem. Napędzana palącą wściekłością dotarła ku swojej ofierze w zawrotnym tempie. Chwyciła mężczyznę za ramię i szarpnęła, a gdy tylko jego twarz zwróciła się w jej stronę, sprzedała mu porządny cios w policzek. Co prawda jedynie otwartą dłonią, jednak w powietrzu dało się słyszeć głuchy plask. 

— Gamoń! — Syknęła ostro. 

— Czy zrobiłem panience coś złego, że na to zasłużyłem? — spytał z szeroko otworzonymi, wpatrzonymi w nią oczami. 

— To teraz nie poznaje się już własnych sióstr, tak!? 

No Elek nooo, a skleroza podobno nie boli XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz