wtorek, 19 maja 2020

Od Vincenta do Kiku

Lekkim krokiem przemierzałem ozdobne i świecące korytarze pałacu, układające się w pewien labirynt, w którym za dziecka nie raz udało mi się zbłądzić. Teraz znałem je na pamięć, byłem w stanie przejść przez nie z zamkniętymi oczami, tyle lat tu spędziłem, że poznałem miejsca już dawno zapomniane, które mi zawsze potrafiły ułatwić przemieszczanie się oraz zaszycie na kilka godzin dla świętego spokoju. Tak było i tym razem, kiedy udało mi się uporać z obowiązkami mogłem pozwolić sobie na zniknięcie z pola widzenia, dotarłem do starego skrzydła, w którym znajdowały się jeszcze starsze książki, pomimo ogromu kurzu i pajęczyn jakie się tu zebrały było to miejsce bardzo przyjemne, książki utrzymywały ciepło i dość ciekawy klimat tego miejsca. Rozsiadłem się wygodnie na starych, ciemnych panelach, które zaskrzypiały złowrogo pod ciężarem mojego ciała, nie łamiąc się jednak pod nim, a zaledwie skrzypiąc przy każdym najmniejszym ruchu. Siedząc między dwoma wysokimi regałami wyciągnąłem losową książkę z jednej półki, po czym otrzepując ją z kurzu przyjrzałem się skórzanej oprawie i złotym zdobieniom. Wiele było tutaj takich pereł, jednak część z nich była pisana w nieznanym mi języku, poczułem satysfakcję gdy otworzyłem pierwsze stronnice księgi i okazała się być pisana w znanych mi słowach. Bez wahania zaczynałem czytać kolejne to strony, na których zawarta historia prawdziwie wciągała. Nie miałem pewności, które z historii były legendami, a które zwykłymi wymysłami autorów, niezmiennie wszystkie mi się bardzo podobały. Zwłaszcza takie jak ta, pisane jeszcze starym językiem, ale wystarczająco zrozumiałym aby można było wczuć się w te wydarzenia, uczestniczyć w nich nie tylko jako obserwator ale prawie uczestnik. Zagłębiony w pasjonującą historię nawet nie zauważyłem kiedy zapadł zmrok, a noc powoli mi uciekała, a wraz z nią czas na sen. Kiedy okazało się, że ta książka była ledwie początkiem z serii, nie mogłem ot tak odpuścić i dość szybko odkopałem resztę książek, które miały być kontynuacją tej opowieści. Do rana czas mi zleciał niesamowicie szybko, a o tym, że już świt zawitał zdałem sobie sprawę dopiero gdy chłodny wiatr z hukiem otworzył jedno ze starych okien a do środka biblioteki wdarły się brutalnie jasne promienie słońca. Z niezadowoleniem stwierdziłem, że zostały mi jeszcze trzy książki z serii, które będę musiał przeczytać później, ponieważ lada moment zacznie się dzień pełen obowiązków. Z ciężkim westchnieniem podniosłem się z podłogi, która ponownie zaskrzypiała i lekko ugięła się pod nagłym ruchem z mojej strony. Wyszedłem z zakurzonego pomieszczenia z utęsknieniem spoglądając na pozostawione tam książki. Jedną wziąłem ze sobą, licząc, że znajdą się chwile, w których będzie mi dane przeczytać chociaż fragmenty. Gdy tylko pojawiłem się w głównej części pałacu spotkałem się z bardzo zdziwionymi spojrzeniami pracowników. Nie do końca wiedziałem co jest nie tak. Po chwili podszedł do mnie, również pełen zdziwienia, mój doradca, pytając co ja robię tak wcześnie na nogach. Czyżby mnie coś ominęło? Ten widząc niezrozumienie wymalowane na mojej twarzy sprawnie mi wyjaśnił, że dzisiaj miałem mieć całkowicie dzień wolny, więc nikt nie spodziewał się mnie zobaczyć o tak wczesnej porze. Sam kompletnie o tym dniu zapomniałem, ale mimo tego radował mnie fakt, że taka sytuacja zaistniała. Wróciłem do swojej komnaty, skąd zabrałem przygotowany strój i poszedłem się wykąpać. Nie miałem zamiaru iść spać, szkoda było marnować ten dzień na sen! Po dość długiej i przyjemnej kąpieli postanowiłem wyjść z pałacu, aby posiedzieć wśród ludzi, tam też w końcu mogłem poczytać książkę, a odrobina spaceru i tłumu raczej mi nie zaszkodzi. Gdy tylko się ubrałem szybko wybyłem na długi spacer zgodnie ze swoimi zamiarami. Nie chciałem zbytnio tracić czasu na zbędne siedzenie wśród czterech ścian zamku. Pogoda była nadzwyczaj przyjemna, słońce grzało, aczkolwiek orzeźwiający wiatr niwelował zbytnie ciepło. Nie było mi wiele więcej do szczęścia potrzebne, ta wszechobecna harmonia w zupełności wystarczała. Większość osób twierdziła, że spoglądam na świat przez różowe okulary, ale wprawdzie doskonale widziałem wszelkie mankamenty świata i jego zasad, tego co się w nim działo. Ale to chyba nie znaczy, że nie mogę cieszyć się ze zmiany otoczenia chociaż na chwilę, prawda? Życie w Pałacu tylko pozornie było takie cudowne i usłane różami, wiele się oczekuje od dziedzica tronu, a potem gdy już tę władze obejmie spada na niego jeszcze więcej oczekiwań i obowiązków. Musiałem tak naprawdę na każdym kroku się pilnować, chociaż ze mną nie było tak źle! Dopiero córki władców mają ciężkie życie. Od narodzin ustalone życie, wybrany mąż i wszędzie czyhające zagrożenie. Mimo że każdy był uczony walki, wiadomym było że ktoś szybciej targnie się na porwanie kobiety niż mężczyzny. Utarło się już takie przekonanie, że z pannami bywa łatwiej przy uprowadzeniu, chociaż z własnego doświadczenia wiedziałem, że wcale nie zawsze tak bywa. Poznałem wiele silnych i zdecydowanych kobiet, które prawdopodobnie lepiej poradziły by sobie w sytuacji niebezpiecznej niż niejeden facet. Ale przecież nie o tym tu mowa! Marzyło mi się chociaż na chwilę żyć w jakimś odległym miejscu, małym domku, daleko od miast, zdawałem sobie sprawę, że to tylko mrzonki, ponadto dobrze wiedziałem, że życie na wsi nie jest proste, nie jestem idiotą. Ale mimo wszystko chciałbym chociaż na kilka dni móc żyć nie swoim życiem. Mimo wszystko nie narzekałem zbytnio na to swoje, było ciężkie, obowiązki nieraz trwały od świtu do późnej nocy, ale i tak było przyjemne. Mogłem pozwolić sobie czasem na takie 'ucieczki' z pałacu oraz miałem dostęp do ogromnych zbiorów ksiąg, mogłem sprowadzić sobie każdą inną, jaka by mnie tylko zainteresowała. Miałem cały pałac do dyspozycji i szereg osób, które były na każde moje skinienie, pomimo tego niezbyt lubiłem jak ktoś mnie wyręczał, chyyyba że mowa o gotowaniu, wtedy to jak najbardziej ktoś może to robić za mnie! Kuchnia nigdy nie szła ze mną w parze. Samo mieszkanie w zamku też jest dość wygodne tylko pozornie, od groma tam innych osób, ponadto łatwo się zgubić wśród tylu komnat, które w zasadzie są wiecznie pozamykane, bo nikt z nich nie korzysta. Westchnąłem lekko i skierowałem swój wzrok na pochmurne niebo, pomimo tej typowej pogody, dzisiejszy dzień był jednym z tych jaśniejszych i cieplejszych, słońcu udało się wreszcie przebić minimalnie przez zasłonę z ciemnych chmur i ogrzewało lekko ziemię. Wiedziałem, że zbyt długo to nie potrwa, do południa prawdopodobnie znów zrobi się ciemno i chłodno, ale to dobrze, słońce nie było moim najlepszym towarzyszem. Było na tyle wcześnie, że niewiele osób mijałem, większość jeszcze spokojnie spała lub dopiero się przygotowywała do dnia pełnego pracy. Ja sam w sumie bym jeszcze spał długie godziny, gdyby nie wciągnęła mnie tak bardzo seria książek. Mimo wszystko nie czułem zmęczenia, spałem codziennie tylko z przyzwyczajenia, wprawdzie mógłbym się kłaść raz w tygodniu spać i by mi to spokojnie wystarczyło. Rozejrzałem się po otoczeniu i dostrzegając wejście do pubu, postanowiłem tam zawitać, jako że słońce zaczęło mi już doskwierać. Wszedłem do wspomnianego miejsca i usiadłem przy barze. Był poranek, więc w środku wielu istot nie było, co najwyżej niedobitki dnia wczorajszego lub ludzie podobni do mnie — którzy nie mieli co ze sobą zrobić lub trafili tutaj przypadkiem, chociaż na pewno znalazł by się ktoś, kto po prostu przyszedł na śniadanie. Z lekkiego zamyślenia wyrwał mnie czyiś głos, dość radosny, witający mnie z lekką nutą zmęczenia w tonie. Skierowałem wzrok na chłopaka stojącego za barem i uśmiechnąłem się.
- Dzień dobry. Co podać? - spytał przyjaznym tonem przyglądając mi się uważnie. 
Barman wyglądał naprawdę młodo, jak i wydawał się być sympatyczną istotą, a sprawą tego prawdopodobnie był również i jego niewinny wizerunek. Dopiero po krótkiej chwili zacząłem zastanawiać sie nad odpowiedzią na to pytanie, wprawdzie wszedłem tutaj pod wpływem impulsu i drażniącego słońca, bez konkretnych celów.
- Właściwie to sam nie wiem. - odparłem zgodnie z prawdą. Miałem dzisiaj dzień wolny i wprawdzie mógłbym pozwolić sobie na picie, ale nie tak z samego rana. - Coś dobrego do jedzenia. - powiedziałem z uśmiechem i przez moment zastanowiłem się nad zwrotem do barmana, jednakże wyglądał zbyt młodo aby kierować się do niego per pan. - Coś co polecasz. - dodałem.
Na to chłopak kiwnął jedynie głową i zniknął mi z pola widzenia.
Ciekawiło mnie czy ktoś jeszcze tu pracuje, skoro widocznie otwarte było w nocy, co wnioskować można po kilku osobach, widocznie niedobitych, a teraz również można było spokojnie tutaj zawitać, to chyba potrzebni byli inni pracownicy? Po chwili wrócił barman i podał mi świetnie wyglądający posiłek, z uśmiechem mu podziękowałem.
- Co pan tu robi? - spytał nagle, wciąż przyjaznym tonem. - Wydaje się pan być jakby nie stąd. - wyjaśnił zdając sobie sprawę, że nie do końca rozumiem sens pytania.
- Co ja tu robie? - uśmiechnąłem się. - Bardzo trafne pytanie, w zasadzie to jestem przypadkiem. - odparłem spokojnie. - Można powiedzieć że uciekałem przed słońcem. - dodałem. W sumie to była prawda, bo wszedłem tutaj z zamiarem przeczekania aż wrócą typowe chmury i będę mógł dalej pospacerować. - Poza tym: Vincent. - przedstawiając się podałem dłoń barmanowi z lekkim uśmiechem.
(Kiku?)

1437 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz