środa, 19 sierpnia 2020

Od Cythian'diala do Kiku

Dzień był ciepły i spokojny, słońce raz po raz wyglądało zza nielicznych chmur, to rozświetlając miejski plac, to zaciemniając go niemal zupełnie. Większość śpieszących tam i z powrotem ludzi zapewne wogle nie zwracała na to uwagi, ludzie zwykle nie mają w zwyczaju zwracać uwagi na takie szczegóły. Ich życie jest za krótkie, by stać w miejscu i patrzeć w niebo. Cythian'dial machał pogodnie nogami, zwieszonymi z murku od dawna nieczynnej fontanny, stojącej w centrum ryneczku. On nie narzekał na brak czasu. Mógł sobie pozwolić na posiadanie go tyle, ile chciał i robienie z nim dokładnie tego, na co miał ochotę. Bezwiednie przeglądając zawartość umysłów przechodniów wpatrywał się w drzwi do budynku, znajdujące się dokładnie naprzeciw niego. 
"...na wszystkich bogów, jak ona mog..."
"...gdzie ja znajdę taki dz..."
Drzwi były proste, bez zbędnych zdobień, stylem wpasowywały się w małomiasteczkowy klimat. Nie wyróżniały się niczym, w stosunku do pozostałych, znajdujących się na placu. Nie w warstwie fizycznej.
"...gdyby tak wyjechać do Merkez? Może..."
"...wygląda na nadziane..."
To, co zainteresowało karzełka znajdowało się znacznie głębiej, pod powłoką świata widzialnego. Wydawały się nie być tym, na co wyglądały.
"...cholerne dzieciaki, za mo..."
"...ale zabezpieczenia są zbyt..."
A przynajmniej nie być tym zawsze. Był zaciekawiony, a przez jego głowę przesuwały się dzieła naukowe, dotyczące artefaktów, przejść w świat astralny czy wyrw w czasoprzestrzeni. 
"...głupiec. Trzy wozy pszenicy za koronę..."
"...byle do wieczora, byle do..."
Na chwilę zamyślił się nad przypadkiem oktagonalnych bram Feldera Milsa i przy pomocy prostego zaklęcia przywołał jego dzieło prosto do swoich małych rączek. Poprawił kaptur, czując, że jasne światło dostało się przez fałdy do gołej materii i zagłębił w lekturze, przypominając sobie szczegóły działania bram.
"...i to wszystko przez tego durnego..."
"...jajka, chleb, ziemniaki..."
Coś się zmieniło, magia przy drzwiach wyraźnie stała się intensywniejsza. Cythian'dial wstał, odkładając książkę w fałdy swojej szaty i ruszył w ich stronę. 
"...i co ja zrobię z tymi wszystkimi szczurami..." 
"...moja wina. Gdybym wtedy nie stracił  koncentracji..."
Ostatnia myśl, wychwycona przez Arcymaga gwałtownie zwróciła jego uwagę. Nie w niej samej było coś niezwykłego. Niezwykłe były obrazy, które wychwycił tuż pod powierzchnią świadomego myślenia. I to, że zrobił to na chwilę przed zderzeniem. Niezbyt wysoka i niezbyt masywna postać nie wpadła na karzełka ze zbyt dużą prędkością, jednak to wystarczyło, by przewrócić małego człowieczka i wywołać upadek niewielkiego, pomarańczowego owocu na kostkę placu. Młodzieniec zaczął od razu przepraszać, jego miła twarz wyglądała na zakłopotaną, jednak myśli oscylowały gdzieś koło soczystego owocu. Cythian'dial zebrał się z ziemi, otrzepując przy tym swoje przepastne szaty.
"Twój owoc nie wygląda na uszkodzony." Do swojej niewielkiej dłoni przywołał pomarańczę, której giętka skórka wytrzymała upadek. Przyjemny zapach przeniknął do świadomości demona, powodując przyjemne uczucie, gdzieś w okolicach brzucha. Wyciągnął go w stronę Kiku, przyglądając się mu uważnie. W końcu stała przed nim dokładnie ta osoba, której obecności oczekiwał. "Mimo wszystko rzeczywiście poświęcanie większej uwagi drodze zapewnia większe prawdopodobieństwo utrzymania tego, co jest ci cenne we właściwej formie. Skórka zwykle dobrze chroni wnętrze, jednak dobrze ukrywa przed niewprawnym okiem uszkodzenia, które powstają pod nią." Przerwał dosłownie na sekundę, nie dając dojść do słowa barmanowi. "Nie pogardziłbym herbatą pomarańczową, skoro już stoimy przed pubem."
(Kiku? XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz