poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Od Tiba do Riliane

Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się do niej plecami. Wróciłem do wcześniejszego zajęcia, które nieuprzejmie mi przerwano, a mianowicie przeszukiwania dalej szaf.
- Odpowiedz - kobieta znów przypomniała o swojej obecności, spojrzałem na nią i westchnąłem
- Bo co? - spytałem przybliżając się do niej
- W przeciwnym wypadku, cię zgładzę - zagroziła
- Miło by było - zaśmiałem się - spalisz, czy potniesz?
- Nie pogrywaj ze mną morderco - warknęła i zamachnęła się sztyletem, bez większego trudu zrobiłem unik, a może by jej pokazać?
Znów się zamachnęła tym razem specjalnie nie uniknąłem. Przecięła płaszcz i zraniła mnie w przed ramie. Uśmiechnąłem się półgębkiem i uspokoiłem oddech, następnie pokazałem jej rękę która po chwili się zregenerowała. W miejscu rany został delikatny ślad.
- Więc jak to było z tym zgładzeniem mnie? - zakpiłem i mierzyłem ją wzrokiem - Czemu ci zależy na tym wieśniaku? Nie wyglądasz na jednego z nich.
- Nie muszę być wieśniakiem, żeby cenić swoich poddanych - odpowiedziała dalej stojąc w pozycji obronnej
- Więc królowa? - zamyśliłem się na chwilę - Nie. Mamy już jedną... księżniczka? Co księżniczka robi wśród hołoty? Interesujące.
- Nie muszę ci się spowiadać. Wręcz przeciwnie, to ty powinieneś. Kim jesteś? - spojrzała na mnie wrogo
- Spokojnie, złość piękności szkodzi - podszedłem do łóżka i zrzuciłem wszystko z szafki nocnej, po czym na niej usiadłem - W skrócie, można powiedzieć, że jestem wysłannikiem... jak to było... a Śmierci - uśmiechnąłem się widząc jej zdziwienie
- Śmierć działa sama, nie potrzebuje pomocy - stwierdziła chowając broń i zapalając świece
- Następna. Nikt nigdy nie wierzy, a ja nie mam dowodów. Straszne - pociągnąłem duży łyk piwa z butelki i z powrotem schowałem ją za pazuchę
- Dlaczego ją zabiłeś? - kontynuowała "przesłuchanie"
- Ja jej tylko wyrwałem duszę - zacząłem - przyszedł na nią czas. Śmierć kazała mi zabrać jej duszę.
- Łżesz! - krzyknęła
- Ależ skąd - zsunąłem się z szafeczki i stanąłem przed kobietą - Księżniczko, do zobaczenia - ukłoniłem się, a gdy ona była zdziwiona moim zachowaniem szybko wyciągnąłem jej sztylet i się wyprostowałem. Odskoczyła ode mnie, jak poparzona, a w jej dłoniach pojawiły się kule ognia - Mam nadzieję, że szybko nie dostanę na ciebie zlecenia
Schowałem sztylet i teleportowałem się do karczmy w której byłem obecnie zameldowany. Stanąłem przy ladzie i zorientowałem się, że jestem biedniejszy niż mysz kościelna. Czas sprzedać łupy - pomyślałem i wyszedłem z gospody, po czym ruszyłem do zaprzyjaźnionego kupca.
- No, no, no... kogo my tu mamy. Co dzisiaj przyniosłeś dla starego Mortiego? - uśmiechnął się podstarzały handlarz
- Sam zobacz młody - zażartowałem ze starca podkreślając słowo młody i pokazałem mu moje zdobycze
- Całkiem nieźle - zobaczyłem błysk w jego oczach
- Wnioskując po twojej reakcji lepiej niż nieźle - zaśmiałem się - Do rzeczy. Ile za to?
- Sam zobacz stary - odwdzięczył się, po czym rzucił mi sakwę ze złotem
Zajrzałem do środka i gwizdnąłem z lekkim podziwem
- ,,Całkiem nieźle" - zacytowałem go - Dobra, idę.
Odwróciłem się i zniknąłem w ciemnym zaułku, po czym znów teleportowałem się do tawerny. Po nieprzyjemnych skutkach ubocznych użycie tej mocy, wreszcie mogłem zamówić upragnione piwo. Sącząc swój napój, "przypadkiem" podsłuchałem bardzo interesującą rozmowę dwóch mężczyzn. Jeden z nich pytał o informacje na temat jakiejś księżniczki Riliane. A drugi potakiwał i z uśmiechem odpowiadał na każde jego pytania
- Nie ładnie tak podsłuchiwać - usłyszałem obok siebie znajomy głos
- Męczysz, może się wreszcie odczepisz? Szuraj stąd - mruknąłem patrząc na nią kontem oka - Nie widzisz, że jestem zajęty?
- A co mnie to interesuje? Masz zlecenie - powiedziała krótko i na temat, jak to ona
- No chyba sobie ze mnie kpisz - powiedziałem lekko zirytowany
- Nie. A powinnam? - westchnąłem zrezygnowany
- Kto znowu? Gdzie znowu? Po co znowu?
- Nigdy się nie nauczysz nie zadawać głupich pytań - warknęła... nic nowego. Wskazała jedną z obecnych tu osób. Moim kolejnym celem okazał się nie kto inny jak mężczyzna zbierający informacje na temat tej dziołchy
- Miła odmiana, chociaż raz nie wysyłasz mnie na koniec świata i jeszcze dalej - zadrwiłem z niej
- Dla ciebie wszystko, kochanie - odgryzła się - Dobra, idę przecież "fryzjer" nie poczeka - po czym rozpłynęła się w powietrzu
Przez rozmowę z moją "drogą przyjaciółką" nie zauważyłem zniknięcia mojego celu. Wstałem i szybkim krokiem podszedłem do jeszcze siedzącego informatora.
- Gdzie on poszedł? - spytałem
- Chyba śnisz, że ci powiem - burknął oburzony i bardzo pewny siebie
- Nie każ mi powtarzać - pochyliłem się nad nim i szybkim, prawie niewidocznym ruchem przyłożyłem mu sztylet do gardła - To jak będzie?
- Dobra, dobra. Znajdziesz go w pobliskiej gospodzie - powiedział wstrzymując oddech i zamykając oczy
- Nie można było tak od razu? - schowałem broń i wyszedłem z tawerny, na dworze dalej było ciemno
- No to gdzie my go tu... a jest. Tam się zaczaił - uśmiechnąłem się do siebie widząc swoją kolejną przekąskę
Mężczyzna którego widziałem w barze i który właśnie stał przy schodach, schowany w cieniu. Wedle moich oczekiwań pojawiła się jego ofiara, zabawne że zaraz myśliwy stanie się zwierzyną. Bezbronną sarną. Już za chwilę pożrę jego duszę. Od tego mówienia o jedzeniu zrobiłem się bardziej głody nawet wydaje mi się, że zaburczało mi w brzuchu. Dziołcha nie podejrzewając niczego spokojnym krokiem oddalała się od schodów, dopiero wtedy całkiem oświetliło ją światło księżyca. Poznałem ją to ta księżniczka, która ostatnio mnie przyłapała, widocznie naprzykrzyła się komuś tak beztrosko hasając po ulicach Merkez. Mężczyzna stojący w cieniu powstał i naciągnął cięciwę łuku. Łuk? Naprawdę? Amatorszczyzna. W mgnieniu oka znalazłem się między nią, a strzelcem. Dostałem strzałą w ramie. Syknąłem z bólu i spojrzałem gniewnie na zdezorientowanego "zabójcę", złapałem strzałę po czym ją wyrwałem. Znów fala bólu, a po chwili ukojenie, widocznie rana nie była zbyt głęboka. Lub kiepski łuk, tak sądzę. Mój przeciwnik naciągnął kolejną strzałę, musiałem wybierać albo się posilę ale stracę anonimowość, albo stracę jego duszę lecz pozostanę nierozpoznawalny. Wybór niby prosty, ale jednak musiałem chwilę pomyśleć. Słysząc jak cięciwa naciąga się do granic swoich możliwości stwierdziłem, że nie mam już więcej czasu. Zamachnąłem się i rzuciłem w niego jednym ze swoich sztyletów. Sztylet cicho wbił się w jego oko, a mężczyzna padł martwy na ziemię. To już nie było takie ciche. Podszedłem i odebrałem swoją broń, po czym wytarłem ją z krwi o jego koszulę. Dopiero w tedy przypomniałem sobie o księżniczce. Spojrzałem w jej kierunku, jak się spodziewałem, stała tam i bacznie mi się przyglądała.
- Znów ty... Czego znów chcesz? - spytała oburzona
- Księżniczko - ukłoniłem się i wskazałem na truchło mężczyzny - Ten o to gach chciał cię zabić.
- Dlaczego niby chciałby mnie zabić? - ciągnęła coraz bardziej wściekłym tonem
- Nie wiem jasnowidzem nie jestem. Jak już mówiłem pracuję dla ważnej osobowości i dostałem na niego zlecenie. Więc gdyby nie ja, pewnie byś już nie żyła - wyszczerzyłem się - Zawsze do usług
- Oddasz mi mój sztylet? - spytała z innej beczki nie chcąc chyba znów się ze mną spierać
- Sztylet? Ach... sztylet, taki z ptakiem. Racja. Sprzedałem go nie dawno - podrapałem się po karku, księżniczkę chyba bardzo to zdenerwowało ponieważ zaczęła do mnie powoli podchodzić z kulami ognia w rękach
- Ty... - warknęła - Sprzedałeś coś co nie należało do ciebie
- Cały czas tak robię z tego się utrzymuję. Poza tym bardzo miły sposób podziękowania - udałem oburzenie - Nie dość, że uratowałem ci życie, choć nie musiałem. Mogłem po prostu zaczekać aż cię zabiję a potem bym się nim zajął. To jeszcze przez ciebie przepadła mi kolacja! - krzyknąłem teatralnie
- Jaka znowu kolacja? - ciągnęła dalej zła
- Mogłem zjeść jego duszę, teraz będę chodził głodny do następnego zlecania! Oburzające! - teraz byłem naprawdę wściekły bo znów przypomniało mi się jak bardzo jestem głodny - zmarnować jedzenie. A ty nawet nie raczysz podziękować za mój wysiłek. Wszyscy zawsze tylko narzekają na biednego Tiba. Wy ludzie jesteście wszyscy tacy sami - burknąłem

< Riliane? Wybacz, że tak długo lecz wena została chyba w górach... lub się gdzieś utopiła... >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz